Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi krasu z wioski Golanka. Mam przejechane 23890.85 kilometrów w tym 1779.10 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.07 km/h i jest mi z tym dobrze.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy krasu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
121.70 km 2.00 km teren
06:50 h 17.81 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura min:15.0
Temperatura max: 38
Podjazdy:1020 m
Kalorie: 3562 kcal
Rower:K r o s s

Slovakia 2013 - Dzień 1 - Z burzami w kotka i myszkę.

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 05.06.2013 | Komentarze 1

Ten wyjazd od początku stał pod wielkim znakiem zapytania. Jak to w mojej robocie nigdy wcześniej nie mogę nic zaplanować bo nie wiadomo czy dostanę wolne. Tak było i tym razem, na dodatek miałem drugą zmianę w środę i dopiero wtedy się dowiedziałem że jednak będę mieć wolny piątek. Na szczęście przygotowałem się w razie „W” z rana i zrobiłem zakupy. Niestety prognozy pogody też nie były najlepsze a ja miałem zamiar spać pod namiotem. No ale nic wstaję w czwartek po 5, patrzę nie leje no to się zbieram. Koło szóstej jestem prawie gotowy prowadzę tylko poszukiwania zamknięcia do roweru.. z 15 min szukam i nie znajduje, biorę jakieś inne stare.. Pierwszy raz jadę aż tak obładowanym rowerem, oprócz sakw jeszcze namiot, karimata, śpiwór, kuchenka, garczki, jedzenie... no po prostu tir się zrobił. Całkiem inny środek ciężkości trzeba uważać nawet jak się prowadzi.
Rowerowy "TIR" © Krasu

Ale jedzie się całkiem dobrze, jak tylko rozpędzi się tego kloca to już potem jedzie. Niestety długo się nie cieszę „dobra” pogoda bo już po pierwszym podjeździe do Turzy zaczyna padać, z początku trochę tylko, to ubieram wiatrówkę ale potem już całkiem się rozpadało i rozgrzmiało. Ulewa że hej. Także po 10km przejechanych siedzę pewnie z godzinę na przystanku w Moszczenicy. „cudny” start podróży. No ale w końcu burza przechodzi, podjeżdżam w Gorlicach do kościoła bo to Boże ciało w końcu. Msza szybciutko 35 min a nie to co u nas godzinę piętnaście. Potem mknę już w kierunku Koniecznej. Po drodze pierwszy poważniejszy podjazd na przełęcz Małastowską ale idzie dobrze. A potem fajowy zjazd serpentynami, niestety nie za szybko bo jeszcze „tir” nie wyczuty tak dobrze.
Serpentyny z przełęczy Małastowskiej © Krasu

Za przełęczą piękne tereny, mało zamieszkany Beskid Niski, bardzo lubię te strony. Dojeżdżam do granicy gdzie oczywiście obowiązkowa fota przy tablicy „Słowacja”. Za granica dalej tragedia z drogą… pierwszy odcinek to masakra jakaś, chyba go już remontują z czwarty rok. Odkąd zacząłem jeździć coś więcej na rowerze i pierwszy raz tam pojechałem to ciągle jest tam armagedon i niby remont. Po Słowacji nawiguję się tylko mapą samochodową o skali 1:250 000, dlatego też na pierwsze „kwiatki” długo nie musze czekać. W Becherovie chcę skręcić w boczną drogę żeby sobie zrobić skrót i ominąć bardziej ruchliwą drogę. Droga ta okazuje się kamienista i wypłukana przez wodę… może z 30 lat temu był tu asfalt a teraz stoi tylko znak „A11” dziurawa droga, a tam raczej czasem droga przerywa dziury. No ale nic podjechałem już trochę to się nie będę wracać. Na górze przełęczy fajne widoki, po zjeździe na dół do wioski już fajny asfalt chociaż na mapie droga zaznaczona tak samo.
Beskid Niski © Krasu

Obowiązkowa fota z tablicą państwa © Krasu

Wieczny remont © Krasu

Skrót koło "PGRu" © Krasu

Słowacki Beskid Niski © Krasu

Malunki na wejściu do kościoła © Krasu

W wiosce w dolinie bardzo ładne malunki na wejściu do kościoła, tak do ożywiają. Po zjeździe do drogi głównej zaczyna się impreza, czyli przechodzą burze. O ile dobrze pamiętam to 3 burze w tym dwie z ulewami i gradem a trzecia z samym deszczem. Na szczęście przy tej trasie są dobre przystanki autobusowe i gdy tylko zbliża się kolejna to przeczekuje pod wiatami. W stropkvoie jest fajne muzeum wojenne, niestety wszystko jest mokre tak jak i moje buty wiec strzelam tylko fotki z daleka. Coraz bardziej daje się we znaki trasa i wiatr ciągle wiejący w twarz. Powoli trzeba się rozglądać za jakimś miejscem do rozbicia.
Wiaty idealnie nadaja się na przeczekanie burzy © Krasu

Muzeum wojenne w Svidniku © Krasu

Svidnik - muzeum © Krasu

Cerkiew w Svidniku © Krasu


Postanawiam jednak zgodnie z planem dojechać do zalewu „Vel’ka Domasa” i tam poszukać jakiegoś ustronnego miejsca. Przed samym zalewem mijam fajne bagna. Koło zalewu zaczynam rozglądać się za dobrym miejscem, niestety wszędzie mokro po burzach, całe szczęście że nie leje. W pewnym momencie pokazuję się stary kościół, od razu wydaje mi się odpowiednim miejscem na schowanie się przed nieporządanymi oczami. Kiedyś gdy zalewano tą wioskę ludzie chcieli zostawić kościół i zbudowano wał z kamieni. Niestety grunt i tak zaczął się zapadać a kościół pękać wiec zbudowali nowy. Teraz miedzy kościołem a wałem jest idealne miejsce na rozbicie się, równiutko, wał chroni przed wiatrem a kościół zasłania drogę, a schody to dobra kuchnia. Rozbijam namiot i gotują żarełko. Jestem bardzo zmęczony, przysypiam jeszcze za widoku. W nocy niestety się rozlewa znowu, leje z pół nocy ale namiot daje rade. Drugie pół nocy znowu wieje i trzęsie mi strasznie namiotem. Jak na pierwsza noc na dziko nie jest tak źle tylko pogoda daje w dupę nie daje mi się wyspać.
Mokradła © Krasu

Prawie "uratowany" kosciół © Krasu

Obozowisko na noc © Krasu




Komentarze
panther
| 19:19 środa, 5 czerwca 2013 | linkuj Niezła relacja. Szczerze podziwiam. Warunki do jazdy zdecydowane niewdzięczne.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa nosza
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]