Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi krasu z wioski Golanka. Mam przejechane 23890.85 kilometrów w tym 1779.10 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.07 km/h i jest mi z tym dobrze.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy krasu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Beskid Sądecki

Dystans całkowity:798.30 km (w terenie 99.50 km; 12.46%)
Czas w ruchu:43:06
Średnia prędkość:18.52 km/h
Maksymalna prędkość:64.50 km/h
Suma podjazdów:5988 m
Maks. tętno maksymalne:43 (21 %)
Suma kalorii:28065 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:114.04 km i 6h 09m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
83.70 km 11.00 km teren
04:47 h 17.50 km/h:
Maks. pr.:63.00 km/h
Temperatura min:4.0
Temperatura max: 14
Podjazdy:1110 m
Kalorie: 4165 kcal
Rower:K r o s s

Rosochatka, Jodłowa Góra.

Poniedziałek, 5 maja 2014 · dodano: 10.05.2014 | Komentarze 0

Korzystając z wolnego dnia zrobiliśmy sobie z bratem wypad w Góry Grybowskie a konkretnie na Jodłową Górę i Rosochatkę. Dojazd z pod domu przez pogórze rożnowskie - Bruśnik, Falkową, Korzenną. Po drodze kilka fajnych podjazdów i dobra widoczność. Jedyny minus to że bardzo zimno, w nocy chyba nawet lekki przymrozek był. Przed podjazdem na Jodłową Góre troche się zakręciłem i podjechaliśmy szlakime przez Rezerwat Cisi w Mogilnie zamiast podjeżdżania niebieskim szlakiem, do którego i tak dojechaliśmy. Widoki z Jodłowej Góry bardzo fajne. Trasa też niczego sobie, tylko kilka trudniejszych fragmentów w terenie. Gdyby nie to że mokro i moja tylna opona już prawie łysa, to do podjechania wszystko. Powrót doliną Białej za drogą.
Mateusz pod lipą w Falkowej
Mateusz pod lipą w Falkowej © Krasu
Lipa w Falkowej
Lipa w Falkowej i ja. © Krasu
Pogórzańskie widoczki
Pogórzańskie widoczki © Krasu
Żółty szlak rowerowy
Żółty szlak rowerowy © Krasu
Jodłowa Góra i Rosochatka
Jodłowa Góra i Rosochatka © Krasu
Szlak przez rezerwat Cisy w Mogilnie
Szlak przez rezerwat Cisy w Mogilnie © Krasu
Widoki na dolinę Nowego Sącza z Jodłowej Góry
Widoki na dolinę Nowego Sącza z Jodłowej Góry © Krasu
Podjazd na Rosochatkę
Podjazd na Rosochatkę © Krasu
Krzyż na Rosochatce
Krzyż na Rosochatce © Krasu




Dane wyjazdu:
76.50 km 19.00 km teren
05:00 h 15.30 km/h:
Maks. pr.:41.50 km/h
Temperatura min:7.0
Temperatura max: 27
Podjazdy:1128 m
Kalorie: 4141 kcal
Rower:K r o s s

Góry Grybowskie - Sapalska Góra, Jaworzyna, Kozie Żebro, Tokarnia, Czerszla, Kopiec, Ubocz

Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 30.03.2014 | Komentarze 7

Zapowiadała się wolna sobota to trzeba było ruszyć gdzieś tyłek w jakieś górki, w końcu wiosna pełna parą. Wybór padł na Góry Grybowskie a konkretnie na żółty szlak pieszy zaczynający się koło stacji PKP w Nowym Sączu Jamnicy. Koło 6:30 odjeżdżam z Gromnickiego PKP i wysiadam godzinkę później w Kamionce Wielkiej. Niebo całkowicie zachmurzone, a może raczej zamglone, trochę zimno. Odnajduje żółty szlak i powoli zaczynam się wspinać na pasmo. Nic nie widać, tylko co raz sarny uciekają z drogi. W jednym miejscu na środku drogi leśnej stoi zaparkowane stare audi 80', jakby nie mógł gdzieś sobie na bok zjechać tym bardziej że miał z jakaś dziewczyną poranny trening na tylnym siedzeniu ;)  Na polance teren strasznie ogrodzony ale widać jakiś wojskowy helikopter, podjeżdżam bliżej a tam oprócz helikoptera również jakiś wóz opancerzony, ale widać że już chwile temu wyszły z użytku. Ktoś zrobił fajne pole do paintballa czy jakiś innych zabaw. Zanim całkiem wjechałem do lasu gubię trochę szlak, ale udaje się szybko odnaleźć i zaczyna się zabawa. Góra, dół, góra dół, jest frajda :) Miejscami nie daję rady jechać muszę prowadzić, szczególnie na Czerszle gdzie nawet ciężko prowadzić. W drugiej części trasy zaczynają się również bardzo błotniste odcinki, co skutkuje maseczką błotną roweru oraz twarzy i ogólnie wszystkiego. Około 10 mgła opada i wychodzi słoneczko, w którym się wygrzewam podczas popasów. Ogólnie bardzo fajna trasa wiodąca przez parę górek na których jeszcze nigdy nie byłem, mianowicie: Sapalska Góra (831), Jaworzyna(822). Kozie Żebro(888), Tokarnia(828), Czerszla(877), Kopiec(874), Ubocz(820). Bardzo fajny zjazd jest z Ubocza dalej żółtym szlakiem aż do Florynki, gdzie dojeżdżam do drogi z Krynicy i wracam rowerem do domu.
Ciemny las
Ciemny las © Krasu
Gromnik PKP
Gromnik PKP © Krasu
Prawie jak poligon, tylko śmigłowiec coś jakby nie bardzo mogący latać
Prawie jak poligon, tylko śmigłowiec coś jakby nie bardzo mogący latać © Krasu

Z rana dość długo utzymywały się mgły
Z rana dość długo utzymywały się mgły © Krasu
Przed południem mgły opadły i już do końća przygrzewało słoneczko
Przed południem mgły opadły i już do końća przygrzewało słoneczko © Krasu
Góry Grybowskie
Góry Grybowskie © Krasu
W oddali góra Jaworze, byłem na niej w tamtym roku
W oddali góra Jaworze, byłem na niej w tamtym roku © Krasu


Dane wyjazdu:
57.60 km 40.00 km teren
05:10 h 11.15 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura min:20.0
Temperatura max: 35
Podjazdy:2090 m
Kalorie: 1965 kcal
Rower:K r o s s

15.06.2013 Beskid Sądecki - pasmo Jaworzyny Krynickiej

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 30.06.2013 | Komentarze 2

Wyjazd w Beskid Sądecki siedział mi w głowie od dłuższego czasu. W końcu zapowiadała się wolna sobota więc niewiele myśląc wsiadam w pociąg z zamiarem wjechania na Jaworzynę Krynicką i jeśli czas i pogoda pozwoli to potem przejechania całego pasma Jaworzyny aż do Cyrli. Wsiadam w Gromniku w pociąg i pakuję się do ostatniego przedziału, tam już kilka rowerów jest ale mieszczę się spokojnie. Jak się potem okazuje jadą ludziska z Tarnowa co nawet czytałem coś o tym planowanym wyjeździe na forumrowerum. Trasę planują podobną do mojej, mają kilka wariantów. Postanawiam więc jechać razem z nimi pierwszą część trasy na bacówkę nad Wierchomlę. Pogoda super nie leje i nie ma upałów. Na rozgrzewkę podjazd pod bacówkę, idzie nawet dobrze tylko roje much się pojawiają, nie pomaga nawet jakiś spray na komary. Na bacówce chwila przerwy na foty i zaczyna się coś trudniejszy szlak na Runek przez Polanę Baranówkę. Na Runku dogadujemy się wszyscy razem że jedziemy na Jaworzynę, miejscami dość trudno ale pięknie, masę korzeni i kamieni no po prostu prawdziwe MTB. Jaworzyna bardzo skomercjalizowana, masa ludzi wyjeżdżająca kolejką. Jest nawet grupa rowerzystów którym wywieziono rowery autem na górę….. Na Jaworzynie chwile się pokręciliśmy, popróbowali jeździć stokiem narciarskim i czas stąd zjeżdżać bo jest ochota na złocisty izotonik a postanawiamy dłuższą przerwę zrobić dopiero na Hali Łabowskiej. Z Jaworzyny na Halę Łabowską jedziemy czerwonym szlakiem wzdłuż szczytów i tak powrotem na Runek, potem Juchówka, Hola, Jawor i jesteśmy na miejscu. W schronisku jest już dużo rowerzystów, niektórych mijaliśmy już na szlaku, innych widzieliśmy w pociągu, ogólnie coraz bardziej popularne jest rowerowanie w górach. Popijamy chłodny izotonie uzupełniamy siły, odpoczywamy trochę i w drogę w stronę Cyrli czerwonym szlakiem przez Wierch nad Kamieniem, Hale Pisaną, Jaworzynę Kokuszczańską. Na Cyrli się nie zatrzymujemy na dłużej tylko obczajamy jakiś dobry wariant zjechania na dół. Niestety decydujemy się kawałek jechać żółtym szlakiem, na mapie nie wyglądał tak źle w rzeczywistości miejscami nie podjechania i nie do zjechania także trzeba było trochę poprowadzić rower ;P Dojeżdżamy w końcu do jakiejś sensownej drogi i zjeżdżamy na dół, potem wzdłuż Popradu do Barcic na PKP. Stąd pociągiem do domu. Ogólnie bardzo fajny wyjazd, w końcu coś pojeździłem w towarzystwie, zawsze to raźniej w górach i bardziej wesoło, pozdrowienia dla ekipy.

Beskid Sądecki - koło bacówki na Wierchomli © Krasu

Bacówka nad Wierchomlą © Krasu


Runek - 1080m n.p.m © Krasu

Na Jaworzynie Krynickiej © Krasu

Komplet na Jaworzynie © Krasu

Zabawy na stoku narciarskim © Krasu

Beskidzie szlaki, mina już niewyraźna ;) © Krasu

Na Hali Pisanej © Krasu


Dane wyjazdu:
90.70 km 12.00 km teren
04:40 h 19.44 km/h:
Maks. pr.:64.50 km/h
Temperatura min:5.0
Temperatura max: 30
Podjazdy: m
Kalorie: 2868 kcal
Rower:K r o s s

20-10-2012 Jaworze (882 m n.p.m.) – Góry Grybowskie

Sobota, 20 października 2012 · dodano: 21.10.2012 | Komentarze 4

Wypad na Jaworze chodził mi po głowie już drugi rok, jednak nigdy jakoś nie doszedł do skutku bo zawsze coś innego się wkroiło. Na ten weekend zapowiadano piękną pogodę także stwierdziłem że w końcu trzeba się ruszyć na to Jaworze bo aż wstyd. Wyjazd przed 7 także jeszcze bardzo zimno. Dawno nie jeździłem z plecakiem bo albo sakwa labo krótkie wypady terenowe. Trochę się odzwyczaiłem od plecaka i ciążył, tym bardziej ze wiozłem potem w nim spodnie i 2 polary. Dojazd do Grybowa pod znakiem mgieł, zero widoków ale fajny nastrój. W Grybowie krótka przerwa, wizyta na cmentarzu wojskowym oraz zakupy coby uzupełnić kalorie. Z Grybowa zielonym szlakiem pieszym na Jaworze, z początku drogami polnymi i leśnymi, potem kawałek wybetonowanej drogi. Po zjechaniu z niej szlak skręca w las i ostro pod górę, tam niestety nie daję rady i miejscami prowadzę, forma nie ta a i nie spuściłem powietrza z opon to przyczepność kiepska. W końcu jednak udaje się wjechać na sam szczyt, tam podziwianie widoków z wieży a potem półgodzinna drzemka na ławeczce do słonka, po prostu cudownie ciepło jak na tą porę roku. W międzyczasie odnajduję skrzynkę z GC, jest to moja setna znaleziona. Przed zjazdem spuszczam trochę powietrza z opon, wracam szlakiem niebieskim do Ptaszkowej. Super się zjeżdża, praktycznie wszystko zjechane tylko w jednym miejscu kilka metrów „sprowadzam” a raczej zjeżdżam z rowerem jak na nartach bo wyślizgana glina od wywózki drewna na dodatek strasznie mokro. W Ptaszkowej ogarnięcie się z błota, uzupełnienie cieśnienia w oponkach i jazda od domu przez Krużlowa. Pierwszy raz tą drogą, w jednym miejscu nowy asfalt i bardzo stromo z górki, bez pedałowania i przyjmowania aerodynamicznej pozycji mam 64,5 km/h. Bardzo szybko dojeżdżam do Wilczysk i już standardową drogą do domu. Pogoda wymarzona, oby jeszcze więcej było takich weekendów tej jesieni.
Z wieży widkowej widoki cudowne na beskidy i tatry. © Krasu

Poranne mgły, tempretura tylko minimalnie ponad 0. © Krasu

Cmentarz wojskowy numer 130 w Grybowie. © Krasu

Dom z pieknym widokie mna Jaworze oraz beskidy. © Krasu

Charakterystyczna góra chełm. © Krasu

Jaworze - cel dzisiejszej wycieczki. © Krasu

Powoli pojawiają się widoczki na Beskid Niski i Sądecki. © Krasu

Przerwa, miejscami nie daje rady jechać trzeba prowadzić. © Krasu

W lesie piekna jesień, na zboczu góry tor jak dla saneczkarstwa, tylko za burtą urwisko ;) © Krasu

Wieża widokowa na Jaworzu. © Krasu

Tatry w oddali. © Krasu

Widoków ciąg dalszy. © Krasu

Sanktuarium oraz stary kościół w Krużlowej. © Krasu


Dane wyjazdu:
203.40 km 0.50 km teren
09:06 h 22.35 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura min:18.0
Temperatura max: 35
Podjazdy:1660 m
Kalorie: 6143 kcal
Rower:K r o s s

SK - Bardejov.

Czwartek, 7 czerwca 2012 · dodano: 11.06.2012 | Komentarze 0

Wybraliśmy się z kuzynem na zdobywanie Słowacji. Oczywiście nie mogło zabraknąć na trasie Bardejova, mojej ulubionej miejscówki na Słowacji. Wyjechaliśmy koło 8:30, z początku pogoda niepewna, trochę kropiło. Koniec końców nie zmokliśmy tego dnia ani razu. Trasa przez Gorlice, Konieczna do Bardejova, po czym powrót przez Leluchów, Muszynę i Krynicę. Najgorszy był podjazd przed Leluchowem, zaczęło dogrzewać niemiłosiernie do tego mały kryzys po przebytej już setce i ledwo co wyciągnęliśmy pod ta przełęcz. W Muszynie postój na pizze, fatalna, ciasto grubości w porywach do 3mm i prawie nic dodatków, bleee ;P W Krynicy postój w kolejce po lody z 20 minut :P Ale lody warte zachodu, jedne z najlepszych na świecie ;) O dziwo ostatnie 60km się jechało bardzo dobrze, myślałem że będę "zdychać" a tu nowe siły przyszły i się mknęło po 30 :) Wycieczka bardzo udana, nowa życiówka po góreczkach.
Rynek w Bardejovie. © Krasu

Serpentynki na podjeździe pod przełecz Małastowską. © Krasu

Już Słowacja. © Krasu

Słowackie krajobrazy © Krasu

Słowackie krajobrazy. © Krasu

Bardejov wita zaprasza. © Krasu

Bardejov- katedra. © Krasu

Uliczki w Bardejovie. © Krasu


Zjazd do Leluchowa, w tle już Polska. © Krasu





Dane wyjazdu:
106.10 km 15.00 km teren
05:55 h 17.93 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura min:12.0
Temperatura max: 43
Podjazdy: m
Kalorie: 3367 kcal
Rower:K r o s s

Beskid Sądecki – Przechyba (1175m), Radziejowa(1266m).

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 5

Myślałem nad tą trasą już w ubiegłym roku, nie czułem się jednak na siłach. A w tamtym tygodniu dobrze mi się jeździło więc stwierdziłem że nie będę czekać i tym razem do końca sezonu, tylko w droge. Najwyżej będę mieć dużo prowadzenia, na szczęście tak nie było.
Tatry - nagroda za męczarnie. © Krasu

Pobudka 5:30, śniadanko i w droge. Z rana w nogi troche zimno, bluza szybko ściagnieta. Pierwsze kilometry do Grybowa dobrze znane, jedzie się szybko. Potem podjazd pod Ptaszkową, zaczyna dogrzewać. Zjazd z Ptaszkowej w kierunku Nowego Sącz Jamnicy to już nowy teren dla mnie. Bardzo fajny zjaździk, w NS troche się poplątałem bo zielony szlak rowerowy kiepsko oznaczony. Wyjeżdżam w Nawojowej i przecinam przez górke do ronda w z którego odbijam na Stary Sącz. Widać już mój dzisiejszy cel – Przechybę. Radziejowa to w tym momencie jeszcze tylko marzenia ;)
Pasmo Radziejowej. © Krasu

Na rynku w Starym Sączu krótki odpoczynek, obserwacja ludzi, widac kilka samochodów z rowerami, coś się dzieje. Dziadek koło mnie też się nawadnia, krupnikiem prosto z butelki ;)
Rynek w Starym Sączu. W tle chyba pasmo Jaworzyny Krynickiej. © Krasu

Pojedzony i „wypity” jade dalej. W golkowicach w delikatesach robie zapasy na dalsza część trasy. Półtoralitrowa piwniczanka to podstawa bo dogrzewa masakrycznie. Skręcam w droge prowadzacą na Przechybę, no teraz to już tylko pod góre :D Pierwsze kilometry spokojnie przyjemnie się jedzie, jacyś turyści z samochodu pytają czy dobrze jadą, zamieniamy kilka słów, doganiam ich potem na parkingu przed zakazem dalszej jazdy. Jest już tutaj 540m n.p.m. to tylko co wyższe pagórki w mojej okolicy. Do celu już tyko 6,5km, z tym że to chyba najdłuższe 6,5 km w moim życiu :D
Już "tylko" 6,5km ;) © Krasu

Poczatkowo jednak nie jest tak źle, dopiero za doliną Jaworzynki, po minięciu jakiś ruder zaczyna się zabawa. Droga dość gwałtownie zaczyna zwiększać nachylenie, słońce chce mnie wymeczyć psychicznie dogrzewa ile tylko się da. Co jakiś czas robie sobie postój na podziwianie widoków i uzupełnianie płynów w organizmie.
Coraz wyżej, coraz piękniej. © Krasu

Całe szczęście jest jeszcze troche śniegu, jest czym schładzac organizm :D
Nie ma to jak śnieżna kąpiel ;) © Krasu

Sama końcóweczka podjazdu to fajny szuter, za zakrętem wyłania się nadajnik, ulżyło mi. Uadło się wyjechać bez podprowadzania .
Nadajnik na Przechybie 1175m n.p.m. © Krasu

Kawałek dalej i dojeżdżam do schroniska, a tam… nagroda za wszystkie trudy – tatry jak na dłoni. Stoje tak dłuższą chwile i się napatrzeć nie mogę. Po ogledzinach terenu zajmuje miejsce na tarasie z widoczkiem na tatry.
Dla takich widoków warto się męczyć. © Krasu

Zamawiam schabowego i browara. Smakuje wyśmienicie, chciałoby się częsciej obiad jeść w takich okolicznosciach.
Odpoczynek na tarasie. © Krasu

Po jedzeniu półgodzinna drzemka z podziwianiem widoków. Po przegladnieciu mapy decyduję się sprubować ruszyć na Radziejową. Jak się uda to zjade potem niebieskim rowerowym jeszcze przed rogaczem, a jak nie to powrót przez przechybę. Czerwony szlak bardzo piękny, co chwila widoki na tatry. Miejscami nie daje rade jechać bo za dużo śniegu lub za stromo. W nogach już prawie setka od rana i nie ma tego powera.
Widoki z czerwonego szlaku. © Krasu

Tutaj mamy jeszcze śnieg. © Krasu

Za to miejscami szlak bajka, można poczuć co to prawdziwe MTB.
Czerwony szlak. © Krasu

W oddali widać już wieżę widokową na Radziejowej. Jedzie się ciężko, wielki kamienie i masa korzeni – czyli w sumie super :D
Pasmo Radziejowej. © Krasu

W pewnym momencie słysze jakies głosy, za zakrętem wyłania się grupka turystów i wieża widokowa, a ja myślałem że podjeżdżam dopiero pod Złomisty Wierch (1224m n.p.m.) nawet nie wiem kiedy go minołem i Małą Radziejową – tak wciaga taka jazda. Na wieży grupka ludzi, robie im zdjęcia, oni mi :P Bo ja oczywiście wziołem sobie ministatyw tylko że… zapomniałem końcówki wkręcanej do aparatu haha ;P
Widoki z wieży na Radziejowej. © Krasu

Krasu cieszy banana. © Krasu

Radość nieopisana, pierwszy raz rowerem powyżej 1000m n.p.m. i to w takim miejscu, nic dziwnego że mi banan z twarzy nie schodzi, chodź mięsnie mają inne zdanie ;)
Na Radziejowej - Beskid Sadecki. © Krasu

Wieza widokowa na Radziejowej. © Krasu

Zjeżdzam z Radziejowe w strone przełeczy miedzy rogaczem. Haa zjeżdzam to za dużo powiedziane, tak jest tak stromo i tak sypkie kamienie że raczej zjeżdżam z kamieniami z rowerem w ręku :D Odbijam następnie na szlak niebieski rowerowy az do Rytra. Bardzo fajna szutrówka, nachylenia jednak dają o sobie znac, dużo musze hamować az w pewnym momencie blokuj mi całkiem koło. Patrze a tam hamulce tak nagrzane ze aż pod wpływem rozszerzania materiału zapiekły się. To pewnie przez nowe klocki wsadzone tydzien temu. Musze odstapić im troche swojej piwniczanki :P Gdy udaje mi się zjechać do doliny potoku schładzam hamulce w strumyku. Teren się troche wypłaszcza i już nie ma problemów zjeżdzam spokojnie do Rytra.
Kamyczki na zjezdzie z Radziejowej. © Krasu

Tam kawka w restauracji, do pociągu mam z 2 godzinki to się platam, jade zobaczyć czy na pewno jedzie ten pociąg. Gdy jestem na stacji pani zapowiada pociag w moim kierunku, hmm podjeżdza to wsiada. Musiałem przegapić jakis wczesniejszy na rozkładzie w domu. Powrót mija szybko i przyjemnie w klimatyzowanym pociagu. Oby wiecej takich wycieczek.


<iframe width='600' height='474' border='0' src='/widget?width=600&height=350&extended=true&maptype=ts_terrain&unit=km&redirect=no' frameborder='0' marginheight='0' marginwidth='0' scrolling='no'></iframe>

Dane wyjazdu:
180.30 km 2.00 km teren
08:28 h 21.30 km/h:
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura min:13.0
Temperatura max: 23
Podjazdy: m
Kalorie: 5416 kcal
Rower:K r o s s

Bardejov [SK]

Sobota, 11 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 1

Już w ciągu tygodnia postanowiłem że zrobię sobie sobotę rowerową, taką od początku do końca. Jeszcze we czwartek prognozy pogody były idealne, słońce i niewygórowane temperatury. Niestety już w piątek zapowiadali znowu deszcz… i bądź tu mądry. No ale nic, przygotowuje w piątek rower i nastawiam budzik na 5 rano. Wstaję rano i niebo zachmurzone ale nie pada. Postanawiam więc jednak jechać, a w razie czego wrócić wcześniej do domu. Zastanawiam się czy brać ze sobą wiatrówkę bo jest dość ciężka i ciepła, w końcu zabieram i to był strzał w dziesiątkę, bez niej zmarzłbym i to porządnie. Jadę w stronę Gorlic przez Turze i Moszczenicę. Ujechałem ledwo do Moszczenicy i mżawka zamienia się w intensywny deszcz. Także robię pierwszy postój, zjadam co nieco. Na szczęście dość szybko deszcz ustaje. Droga mokra ale jadę. W Gorlicach szukam kantora, znajduję 2 ale obydwa od 8 a ja tam byłem już o 7. Także nie czekam tylko dalej w drogę w stronę Koniecznej. Pogoda dalej deszczowa, jednak tylko mrzy. Zatrzymuję się jeszcze w sklepiku po długopis żeby mieć w razie czego do wpisu loga w keszach. Jedzie mi się dobrze, na horyzoncie pojawia się Beskid Niski.
W stronę Beskidu Niskiego. © Krasu

Dojeżdżam do Małastowa, gdzie zaczyna się stromy podjazd pod przełęcz. Fajne serpentynki w lesie, dość szybko melduje się na przełęczy Małastowskiej (604 mnpm). Tutaj mały postój, wyciągam gps i szukam kesza w okolicach cmentarza. Zrobił mnie w konia ten gps bo stojąc koło skrytki pokazywał jakieś 90 metrów dalej. Pochodziłem po lesie niepotrzebnie, w końcu znajdując kesza. Niestety zaczyna padać. Zjeżdżam kawałek z przełęczy, jednak deszcz przybiera na sile. Zatrzymuję się pod drzewem i czekam. Nachodzą mnie myśli czy czasem nie zawrócić bo pogoda kiepska. Po pewnym czasie deszcz trochę słabnie, wsiadam na rower i mknę w dół. Ukazuje mi się piękno Beskidu Niskiego. Nabieram ochoty do jazdy.
Beskid Niski. © Krasu

Po drodze trafiam na krowy które sobie chodzą po drodze, chyba wracały we trzy z piątkowej imprezy :D Zagadywały coś do mnie jednak nie znam ich narzecza ;) Przestaje padać, jednak buty mam już trochę przemoczone a nie wziąłem zapasowych skarpetek :/
Wyjeżdżam na przełęcz Beskidek (Dujava 580 mnpm), gdzie wita mnie Słowacja.
Przejście graniczne Konieczna na przełęczy Beskidek. © Krasu

Jest tutaj mały sklepik, jedyny który ocalał, dawniej był duży ruch przygraniczny ze względu na różnice cen. Teraz po wprowadzeniu euro na Słowacji to bardziej chyba oni jeżdżą do nas. Nie wymieniłem pieniędzy, ale pytam czy można płacić złotówkami. Oczywiście można, tak więc kupuję czekoladę studencką dla mojej studentki ;) Nic więcej nie biorę bo daleka droga przede mną i każdy gram balastu to złooo. Zaczynam zjeżdżać z przełęczy i już za pierwszym zakrętem muszę zwolnić do minimum bo droga zamieniła się w jakiś poligon czy coś O.o
Słowacja wita mnie trasą downhilową :P © Krasu

Na szczęście to tylko krótki kawałek z taką nawierzchnią, dodatkowo piękne widoczki także nie narzekam na wolną jazdę.
Słowacki beskid. © Krasu

Aż chce sie pedałować dalej i poznawać nieznane.... © Krasu

Zatrzymuję się koło drogi na pyszne czereśnie. Rośnie ich tam kilka drzew w rzędzie koło drogi. Zajadam sobie a tu nagle z kościółka po drugiej stronie wychodzą ludzie ;) Jedna pani się dziwnie patrzy ale to z powodu moich krótkich spodenek bo jej w sweterku zimno ;) Podjazdłęm trochę więc dalej w drogę, już po ładniutkim asfalcie. Tutaj na terenach przygranicznych jest bardzo malutki ruch. Dlatego jedzie się wyśmienicie, droga taka jak u mnie przez wioskę w ruch z 10 razy mniejszy, z 4-5 aut na godzinkę.
Zborov wita mnie. © Krasu

Przejeżdżam przez Zborov, gdzie mam planowany postój na górce aby obejrzeć ruiny zamku. Robią one na mnie ogromne wrażenie, to musiał być piękny i ogromny zamek. No i góry z każdej strony. Po prostu cud miód. Spędzam tam dość długą chwilę robiąc dużo zdjęć.
Hrad Zborov. © Krasu


Hrad Zborov od strony wejścia. © Krasu

Hrad Zborov. © Krasu

Krosik sie zadomowił, dostała mu się komnata z widokiem na górki ;) © Krasu

Słowacy odbuduwują jedną z baszt. © Krasu

Przepiękne widoki, ale tutaj troche miałem lęk wysokości jak zawiało mocniej ;) © Krasu

Na zamku ukryty jest skarb. Wyciągnąłem gps i zacząłem go szukać. Poszło sprawnie, był ukryty w północnej baszcie.
Tutaj znalazłem skarb. © Krasu

Niestety nie było długopisu aby wpisać się do logu. Achaaa! Przecież właśnie na taki wypadek zakupiłem takowy jeszcze w Polsce. Wyciągam go i… no nie chce pisać, próbuję rozpisać i dalej nic… Co za szajs. Całe szczęście że w skrzyni były czeskie kredki, wymieniam je za stare monety i wpisuje loga kredkami świecowymi ;)
Żal opuszczać tak piękne miejsce, jednak komu w drogę temu czas. Ruch coraz większy bo zbliżam się do Bardejova. Kierowcy jednak jakby trochę bardziej wyrozumiali niż nasi, nie wymuszają, nie pchają się na trzeciego. W Bardejovie Krosikowi stuka 5 tysiaków. Oj on już trochę zemną przeżył ;)
Pięć tysiaczków Krosa. © Krasu

Dlatego też zajeżdżamy na rynek aby poświętować i odpocząć. Piękne miasto, piękna starówka.
Odpoczynek na rynku w Bardejovie. © Krasu

Na rynku w Bardejovie. © Krasu

Bardejov. © Krasu

Pięknie tu jednak czas jechać do domu. Mam w planach powrót przez Tylicz i Krynicę. Dlatego muszę wyjechać z Bardejova w kierunku „Tarnova”. Nie mam jednak żadnej mapy ani planu. Kręce się trochę po mieście, jednak nic to nie daje żadnych kierunkowskazów. Zagaduje więc jakaś panią po angielsku, jednak nie rozumie. Przechodzę na polski i się jakoś dogadujemy, ona po słowacku ja po polsku. Kieruje mnie na hipernovą. No to śmigam. Po drodze mijam piękny deptak z fontannami, musze się zatrzymać na chwilkę popodziwiać ;P Spotykam jakaś wyprawę rowerową, mam ochotę zgadać skąd jadą itp., jednak wiem że musze się zbierać i to szybko. Także kilka zdjęć i w drogę.
Fontanna w Bardejovie. © Krasu

Rowerowa ekipa. © Krasu

Wyjeżdżam za miasto, kierunkowskazy są na Poprad co mnie trochę niepokoi. Doganiam jakiegoś rowerzystę i pytam czy dobrze jadę. Okazuje się że tak, dodatkowo dokładnie mi mówi jak dostać się na przełęcz. W drodze towarzyszy mi piękny widok na Busov, najwyższy szczyt Beskidu Niskiego.
Busov, najwyższy szczyt BN po stronie słowacji. © Krasu

Za Tarnovem skręcam na Kurov, przez który prowadzi droga na przełęcz Tylicką ( 683 mnpm). Był to chyba najcięższy podjazd tego dnia, przynajmniej takie miałem odczucie.
Ostatnie spojrzenie w stronę Słowacji. © Krasu

W pewnym momencie po raz pierwszy tego dnia pokazuję się słońce, gdy mijam tablice „Polska 1km”. Myślę sobie pięknie wita mnie ta ojczyzna. Oj ja głupi dałem się wypuścić w pole. W momencie gdy przejeżdżam na drugą stronę gór zrywa się porywisty wiatr. Mam mocno z górki a ciężko mi utrzymać prędkość ponad 20 km/h, masakra. Męczę się aż do samego Tylicza. Tutaj skręcam na rynek i szukam po sklepach skarpetek. Niestety bezskutecznie. Jest już grubo popołudniu i robie się głodny. Postanawiam jak najszybciej udać się do Krynicy na obiadek. Ku mojemu zdziwieniu nie jest to takie proste, bo znowu musze się wdrapać do góry, tym razem na przełęcz zwaną „Roma” od restauracji która się tam znajduje. Kręcenie na coś około 720 mnpm podwyższa mój poziom głodu :D Zjeżdżam na dół do Krynicy, szybka fotka i idę szukać czegoś do zjedzenia.

Po drodze kupuje suche skarpetki na targu i pytam o jakieś dobre miejsce do zjedzenia. Ląduję w restauracji koło lodowiska, zaraz za zadkiem wielkiego niedźwiedzia :D Nie mieli spaghetti więcej zajadam schabowego z frytkami. Po obiadku kawka, rozkładam się na ławeczce i odpoczywam. O 16 postanawiam wyruszyć do domu. Przede mną jednak jeszcze jeden podjazd…. Podczas podjeżdżania zaczyna bolec mnie prawe kolano. Muszę się kilka razy zatrzymać i rozmasować. Mam już tego dnia w nogach grubo ponad setkę po górach, nie jestem przyzwyczajony do takich przeciążeń. Jakoś udaje mi się wdrapać na przełęcz Huta („Krzyżówka” 745 mnpm). Tutaj dostaje mi się największe niespodzianki tego dnia, otóż niebo przetarło się na tyle że widać tatry. Przystaję na chwilę i podziwiam. Druga niespodzianką jest zjazd z krzyżówki….. miodzio, prawie do samego Grybowa z górki, piękne strome serpentyny, nowy asfalt, jedzie się nieziemsko. Niestety od Grybowa do domu jeszcze sporo kilometrów a jakoś nie chce mi się już pedałować. Siła w nogach jest ale brak chęci. Męczę się coraz bardziej. Jakieś 10km od domu rzucam rower na chodnik i siadam na krawężniku. Wymiękła mi głowa. Zbieram się jednak do dalszej jazdy chodź nie jest łatwo. Każdy kilometr przychodzi ciężko. W końcu jestem w domu, zmęczony bardzo, zadowolony jeszcze bardziej. Jak się okazuje jest to moja „życiówka”, 180km po górach, nie spodziewałem się tego po mnie….

Mapka orientacyjna, nie uwzględnia podjazdu na zamek, błądzenia po Bardejovie itp.

<div style="margin-top:2px;margin-bottom:2px;width:600px;font-family:Arial,Helvetica,sans-serif;font-size:9px;color:#535353;background-color:#ffffff;border:2px solid #2a88ac;font-style:normal;text-align:right;padding:0px;padding-bottom:3px !important;"><iframe src="/widget?width=600&height=400&maptype=2&extended=true&unit=km&redirect=no" width="600" height="515" border="0" frameborder="0" marginheight="0" marginwidth="0" scrolling="no"></iframe><br />Trasa rowerowa <a style="color:#2a88ac; text-decoration:underline;" href="">1037957</a> - powered by <a style="color:#2a88ac; text-decoration:underline;" href="http://www.bikemap.net">Bikemap</a> </div>