Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi krasu z wioski Golanka. Mam przejechane 23890.85 kilometrów w tym 1779.10 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.07 km/h i jest mi z tym dobrze.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy krasu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:282.80 km (w terenie 65.00 km; 22.98%)
Czas w ruchu:08:30
Średnia prędkość:19.74 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:3500 m
Maks. tętno maksymalne:45 (22 %)
Suma kalorii:4990 kcal
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:94.27 km i 4h 15m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
115.00 km 20.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura min:30.0
Temperatura max: 45
Podjazdy:1340 m
Kalorie: kcal
Rower:K r o s s

3.08.2013 Z prądem i pod prąd II edycja

Sobota, 3 sierpnia 2013 · dodano: 05.08.2013 | Komentarze 2

Dostałem maila że odbędzie się 2 edycja rajdu 3-4 sierpnia w Ciężkowicach. Weekend zapowiadał się wolny także czemu nie, jadę. Myślałem że tym razem więcej ludzi dopisze, bo pogoda dobra tylko trochę upalnie. Niestety chyba słabo rozreklamowany ten rajd bo bardzo mało ludzi. Dwie kategorie, grupowa i indywidualna na stracie może z 20-30 osób licząc dzieci. W indywidualnej całość robię tylko ja i Leszek na kolarce... Także stwierdziłem że mam małe szanse bo wszędzie można dojechać asfaltem bo niestety punkty kontrolne te same co w 1 edycji... Postanawiam więc poprawić poprzedni wynik czyli tym razem nie dać sie pogodzie i zebrać wszystkie punkty kontrolne i zmieścić się w czasie. Najpierw skrótem z parkingu przez las do domu rekolekcyjnego, tuż za mną przyjeżdża Leszek, potem muzeum w Ciężkowicach i uciekam w teren gminy Pleśna. Tam Chata pod Wałem z później agroturystyka koło Batylowej. Stamtąd na Wojnicz, po drodze gubię szlak i nadrabiam jakiś kilometrowy odcinek z podjazdem. Powracam na dobrą drogę i jadę do restauracji w Wojniczu, tam brak kodu także robię zdjęcie i jadę dalej na Klisiówke. Tam tez brak kodu… no masakra kiepska organizacja tym razem. Robie zdjęcie i wracam do Wojnicza i potem na Zakliczyn. Po drodze mijam Leszka który jedzie tak jakby odwrotną kolejność do mojej czyli po kolei zbiera. W Zakliczynie na rynku chwilka przerwy i jadę dalej czarnym szlakiem na Słoną Górę po drodze zbierając punkt kontrolny. Czuć zmęczenie ale chwile lasem w cieniu to trochę odpoczynku od żaru lejącego się z nieba. Zjeżdżam do Jastrzębi zbierając po drodze kod z rancza. Potem trasa na Uroczysko Jamna, przed nim schładzanie się w strumyku, od razu ulga wielka. Po zebraniu kodu mylę drogę i jadę leśną drogą zamiast prosto na Jamną to wyjeżdżam niedaleko skały Wieprzek. No ale niż po drodze na Jamną stamtąd też jest punkt kontrolny także w sumie tylko zmieniam trochę kolejność. Na Jamnej w Gajówce znowu nie ma kodu.. a za to przywitał mnie wielki pies, także zdjęcie i w drogę do bacówki. Stamtąd już w dół asfaltem do Siekierczyny, potem kolejna agroturystyka w Jastrzębi i kieruję się już na dworek Paderewskiego. Stamtąd niebieski szlak na Zagórze, tutaj ostatni punkt na ranczu i jadę na metę. Na mecie jestem o 16:30 także sporo przed końcem czasu tym bardziej że wystartowaliśmy z opóźnieniem 15 minutowym czyli lepiej o 45 minut niż na wiosnę i do tego wszystkie punkty zrobione. Na mecie jest już Leszek ale nie zebrał wszystkich punktów kontrolnych także jestem pierwszy ale jakoś brak satysfakcji, za mało startujących a szkoda bo fajny rajd. Jem jeszcze bigosik, następuje rozdanie dyplomów, nagród i wracam do domu. Na drugi dzień rajdu jednak nie jadę, wybieram pływanie i leżenie nad jeziorem rożnowskim.
Dane z bikemapy bo zapomniałem licznika.
Start spod Skamieniałego Miasteczka © Krasu

Gajówka na Jamnej, jeden z najpiekniejszych punktów kontrolnych © Krasu

Po trasie rower nawet nie taki brudny bo wszędzie suchutko © Krasu

Koło skały grunwald pojawiła się glowa Jagiełły ;) © Krasu

Coś smutas ten Jagiełło ;P © Krasu



Dane wyjazdu:
58.50 km 25.00 km teren
03:00 h 19.50 km/h:
Maks. pr.:56.50 km/h
Temperatura min:14.0
Temperatura max: 16
Podjazdy:1000 m
Kalorie: 1659 kcal
Rower:K r o s s

12-05-2013 Cyklokarpaty Wojnicz

Niedziela, 12 maja 2013 · dodano: 18.05.2013 | Komentarze 1

Już któryś rok z rzędu miałem ochotę wystartować w jakimś maratonie ale zawsze jakoś tak schodziło. W tym roku Cyklokarpaty zawitały do Wojnicza, także była to świetna okazja żeby w końcu wystartować bo i nie daleko i górek strasznych nie ma.
Wstaje z rana i zgonie z prognozami pogoda nie rozpieszcza, ale też jakoś nie leje strasznie tylko tak trochę mży. Zajeżdżamy do Wojnicza około 9:30 trochę się martwię czy się uda wszystko pozałatwiać bez problemów, ale numer i start wcześniej opłacony to wszystko poszło sprawnie. Składam rower, wkładam ciuchy rowerowe i przed startem mała rozgrzewka. Przed 11 idę oczywiści do ostatniego sektora, tyle ludzi do wyprzedzenia haha ;P O 11 startujemy, peleton mknie ulicą, staram się trochę przebić od razu bardziej do przodu. Staram się też nie szaleć bo to pierwszy raz jadę i trzeba jakoś siły rozłożyć. Trochę ludzi wyprzedzam, inni wyprzedzają mnie i tak jedziemy w coraz to mniejszej grupie, aż tak koło 25km stawka się już rozciągła, mijam pojedynczych ludzi na podjazdach a oni potem mnie na zjazdach i tak się tasujemy. Po 40km już jadę prawie sam, co szybsi odjechali tylko z jednym się tasujemy. I znowu to samo ja go biorę pod górkę a on mnie na zjazdach. Udaje mi się go w końcu zostawić z tył a na horyzoncie widzę jakaś białą koszulkę. Przyśpieszam trochę żeby go wyprzedzić, idzie to powoli ale zbliżam się do niego. Gdy mam już tylko jakieś 30 metrów jest odcinek zjazd po jakiejś łące, ni to droga ni to miedza straszne wertepy, on tam mknie na dół a mnie tak ręce bolą że szok musze zwolnić do minimum, mój kloc amor nie wybiera czegoś takiego. Na odcinku odjeżdża mi znowu, do mety już nie daleko, widzę go jeszcze na starej a4 w Wojniczu ale nie udaję mi się go dogonić mimo dobrego tempa pod koniec, na metę wjeżdżam sam. O dziwo ludzie dalej tam stoją i klaszczą co jest bardzo miłe, pomimo ze zwycięzca przyjechał ponad 40 minut wcześniej. Po dojeździe na metę od razu stoję w kolejce do umycia roweru, potem jem pyszne pierogi i w końcu są wyniki:
37/49 w MM2
107/173 MMOpen
Jak na pierwszy maraton jestem zadowolony, założenia były takie żeby ukończyć I nie być ostatnim. Poniżej kilka zdjęć od Amelki i innych fotografów znalezione w necie.

Start maratonu w Wojniczu © Krasu

Cyklokarpaty Wojnicz © Krasu

Cyklokarpaty Wojnicz © Krasu

Cyklokarpaty Wojnicz © Krasu
Kategoria Zawody


Dane wyjazdu:
109.30 km 20.00 km teren
05:30 h 19.87 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura min:14.0
Temperatura max: 30
Podjazdy:1160 m
Kalorie: 3331 kcal
Rower:K r o s s

3-05-2013 Z prądem i pod prąd.

Piątek, 3 maja 2013 · dodano: 08.05.2013 | Komentarze 3

Rajd rowerowy z „prądem i pod prąd” to rajd rowerowy na orientację na terenach gmin Ciężkowice, Zakliczyn, Pleśna i Wojnicz. Wypatrzyłem go gdzieś na necie podczas sprawdzania programu festiwalu 3maj się zdrów. Jako że to bliskie mi tereny t zapisałem się bez zastanawiania. Pogoda z rana nie napawała optymizmem. Pojechałem do Cieżkowic trochę wcześniej, w biurze zawodów dostałem roadbooka i mapy. O 10:00 przewidziano start, do tego czasu zapisanych było około 60 osób. Rajd klasyfikowany był w 2 kategoriach indywidualnej oraz drużynowej, przy czym grupowa chyba maksymalnie do 5 osób. Na początku pogoda nijaka ale szybko się wypogodziło. Na pierwszy rzut zrobiłem podjazd do domu rekolekcyjnego a potem już uciekłem z Ciężkowic kierując się do chaty pod Wałem w gminie Pleśna. To dość ostry podjazd na górę Wał, przy punkcie spotykam zawodnika z Ciężkowic. Obraliśmy podobną taktykę czyli najpierw punkty kontrolne najbardziej oddalone z większą ilością punktów do zdobycia. Kolega wyjeżdża pierwszy ale kilka kilometrów dalej zatrzymuje się na skrzyżowaniu sprawdzić drogę i go mijam, jadę fajnym zjazdem do Pleśnej, tam odbijam do Batylowej gdzie w gospodarstwie agroturystycznym jest kolejny PK. Wracając od niego widzę wspomnianego rowerzystę i pokazuję mu dobrą drogę bo skręcił za wcześnie. Z Pleśnej główna drogą do Rzuchowej, skąd czerwonym pieszym do mostu na Dunajcu. Po czym kieruję się bocznymi drogami do Wojnicza, tam inkasuje PK przy restauracji i jadę zielonym szlakiem rowerowym w kierunku Biadolin Radłowskich. W oddali zaczyna coś grzmieć. Zajeżdżam do Biadolin i nie widzę PK, pytam jakieś dziewczynki na rowerach, te podprowadzają mnie kawałek i pokazują „Klisiówke” jak się okazało była źle zaznaczona na roadbooku, jakieś pół kilometra za bardzo na południe. No nic trzeba szybko wracać bo wiszą ciemne chmury i grzmi, daje susa przez łąkę do zielonego szlaku rowerowego i wracam na Wojnicz. Przy hurtowni Biedronki dopada mnie burza, na szczęście to tylko jakaś boczna chmura, przeczekałem chwile pod mostem pod A4 i jadę dalej. Z Wojnicza do Zakliczyna jadę główną drogą, dopada mnie mały kryzys mam w nogach z 70 km a jeszcze nie robiłem odpoczynku. Jakoś dojeżdżam do rynku w Zakliczynie gdzie robię dłuższa przerwę z popasem. Za chwilę przyjeżdża ten sam kolega, pogadamy chwile i jadę na kolejny PK do „Ziołowej Doliny”. Stamtąd czarnym szlakiem pieszym przez Budzyń do Jastrzębi na ranczo gdzie jest kolejny PK. Potem szybki zjazd i koło wyciągu jadę do uroczyska na „Jamna”. Tam dostaję wodę bo już nie mam co pić.. trochę wody poszło mi na chłodzenie hamulców bo mam coś źle ustawione i po rozgrzaniu same hamowały… Z uroczyska jadę leśna drogą na Jamną, po chwili podjeżdżania zaczyna lać i grzmieć, deszcz przeradza się w ulewę, jest ciemno prawie jak w nocy. Pioruny zaczynają szaleć po pobliskich drzewach, z góry schodzą jacyś turyści. Droga przeradza się w urwisty potok, schodzimy wszyscy schronić się w młode świerki. Tam dopada nas gradobicie, całe szczęście świerki hamują impet gradu i dostajemy tylko lekko po głowach. Siedzimy tam dość długo aż w końcu deszcz robi się trochę mniejszy. Jestem przemoczony dogłębnie, widząc urwisty potok zamiast drogi postanawiam jednak się wycofać z podjazdu na Jamną i wrócić do doliny. Po drodze zgarniam jeszcze 3 punkty kontrolne, w agroturystyce Jarenka, dworku Paderewskiego w Kąśnej Dolnej skąd „jadę” pieszym na Ranczo za zagórzu. Słychać ze straszaki ciągle jeżdżą mają pełne ręce roboty walczą z podtopieniami i syfem na drogach który naniosło. Miejscami ciężko przejechać przez główną drogę bo z 20cm świeżego błota z kamieniami naniosło. Na mecie rajdu melduję się około godziny 16:40, cały mokry i z rękami zziębniętymi dziwnie wyglądającymi ;) Mojemu koledze udało się burze przeczekać pod wiatą i potem podjechał na Jamną, na metę wpada 2 min przed 17 :D Pomimo że ja miałem zrobiony dom rekolekcyjny i ranczo na zagórzu to wygrywa zemną o 2pkt czyli wystarczyłoby mi podjechać na tą Jamną bo tam do zgarnięcia było 4pkt, byłem już w połowie ale trudno przegrałem również z pogodą. Tak czy siak 2 miejsce bardzo dobre, pierwszy raz startowałem w jakichkolwiek zawodach. Dzień później było wręczenie nagród, dostałem kilka ciekawych rzeczy rowerowych, fajny bidon z koszykiem, pompkę, torbę na kierownicę, rękawiczki rowerowe, oświetlenie rowerowe, odblaski, filiżankę i nie pamiętam co tam jeszcze było, no i oczywiście dyplom. Może za rok będzie bardziej z Prądem niż pod prąd na Jamną. Poniżej przybliżona trasa rajdu.