Info
Ten blog rowerowy prowadzi krasu z wioski Golanka. Mam przejechane 23890.85 kilometrów w tym 1779.10 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.07 km/h i jest mi z tym dobrze.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Grudzień4 - 2
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik1 - 0
- 2016, Wrzesień1 - 0
- 2016, Sierpień1 - 0
- 2016, Lipiec4 - 0
- 2016, Maj3 - 0
- 2016, Kwiecień1 - 0
- 2016, Marzec5 - 0
- 2016, Luty2 - 0
- 2016, Styczeń3 - 0
- 2015, Grudzień2 - 0
- 2015, Listopad3 - 0
- 2015, Październik4 - 0
- 2015, Wrzesień3 - 0
- 2015, Sierpień5 - 0
- 2015, Lipiec3 - 0
- 2015, Czerwiec3 - 0
- 2015, Maj3 - 0
- 2015, Kwiecień5 - 0
- 2015, Marzec6 - 1
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń3 - 0
- 2014, Grudzień4 - 1
- 2014, Listopad3 - 4
- 2014, Październik5 - 3
- 2014, Wrzesień4 - 0
- 2014, Sierpień17 - 10
- 2014, Lipiec2 - 0
- 2014, Maj6 - 1
- 2014, Kwiecień5 - 4
- 2014, Marzec8 - 10
- 2014, Luty7 - 6
- 2014, Styczeń6 - 6
- 2013, Grudzień5 - 3
- 2013, Listopad4 - 1
- 2013, Październik13 - 5
- 2013, Wrzesień4 - 2
- 2013, Sierpień10 - 8
- 2013, Lipiec9 - 9
- 2013, Czerwiec12 - 8
- 2013, Maj14 - 5
- 2013, Kwiecień20 - 5
- 2013, Marzec8 - 4
- 2013, Luty5 - 2
- 2012, Grudzień1 - 0
- 2012, Listopad4 - 0
- 2012, Październik16 - 5
- 2012, Wrzesień16 - 1
- 2012, Sierpień16 - 0
- 2012, Lipiec15 - 5
- 2012, Czerwiec10 - 0
- 2012, Maj18 - 7
- 2012, Kwiecień14 - 8
- 2012, Marzec5 - 2
- 2012, Styczeń3 - 1
- 2011, Grudzień3 - 2
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik9 - 3
- 2011, Wrzesień20 - 3
- 2011, Sierpień23 - 10
- 2011, Lipiec14 - 1
- 2011, Czerwiec16 - 4
- 2011, Maj18 - 0
- 2011, Kwiecień10 - 4
- 2011, Marzec18 - 4
- 2011, Luty3 - 2
- 2011, Styczeń4 - 4
- 2010, Listopad11 - 5
- 2010, Październik7 - 0
- 2010, Wrzesień14 - 1
- 2010, Sierpień17 - 2
- 2010, Lipiec17 - 1
- 2010, Czerwiec16 - 8
- 2010, Maj12 - 0
- 2010, Kwiecień14 - 0
- 2010, Marzec9 - 1
- 2010, Luty2 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Słowacja
Dystans całkowity: | 965.40 km (w terenie 4.50 km; 0.47%) |
Czas w ruchu: | 48:24 |
Średnia prędkość: | 19.95 km/h |
Maksymalna prędkość: | 54.00 km/h |
Suma podjazdów: | 6600 m |
Maks. tętno maksymalne: | 38 (19 %) |
Suma kalorii: | 28727 kcal |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 160.90 km i 8h 04m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
148.60 km
0.00 km teren
07:47 h
19.09 km/h:
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura min:14.0
Temperatura max: 25
Podjazdy:1080 m
Kalorie: 4377 kcal
Rower:K r o s s
Slovakia 2013 - Dzień 3 - Long way back to home.
Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 0
Bardzo dobrze mi się spało, chociaż łóżko polowe się poprzedzielało bo było bardzo stare. Po śniadanku i kawce ruszam w drogę. Przed domem dostrzegam nawet rowerowy kwietnik! Przed Preszowem trochę źle skręcam, nie jest łatwo nawigować się mapą samochodową i używać bocznych dróżek, no ale nadrabiam tylko ze 2 kilometry w stronę centrum po czym wycofuję się na właściwą drogę w stronę Sarysów gdzie produkują część słowackich piw. Pogoda niestety się psuje. Całe szczęście że nie leje, chociaż czasami jadę mokra drogą czyli niedawno padało. W pewnym momencie słychać straszny tupot i zza górki wybiega stado pędzących koni. W pierwszej chwili się przestraszyłem ale zaraz zauważyłem że cała górka w koło jest ogrodzona, chociaż to ogrodzenie bardzo niskie i tylko jakieś taśmy, no ale może były pod prądem. Droga do granicy trochę się ciągnie, oczywiście górki nie odstępują mnie na krok, tak trzymać.Rowerowy akcent w ogrodzie© Krasu
Ruiny zamku Sariskiego© Krasu
Tutaj warzą miedzy innymi poczciwego Smadnego Mnicha© Krasu
Pędzące stado koni© Krasu
Słowackie krajobrazy© Krasu
Już "prawie" w domu© Krasu
Na granicy targ, teraz odwrotnie od dawnych czasów Słowacy kupują u nas. Zaczyna mi mozolnie iść jazda ale mam zamiar dojechać tego dnia do domu. Niestety gdzieś na dołku pęka mi szprycha, chociaż wcale tego nie zauważyłem, zobaczyłem tylko że coś mi się koło scentrowało a dopiero w domu lepiej wypatrzyłem co i jak bo nigdzie mi się nie wkręciła szprycha. W Muszynie robie przerwę koło źródła wapienne, gotuję coś na ciepło i w drogę na lody do Krynicy! W Krynicy popłatałem się trochę po deptaku, zjadłem lody, odpocząłem i zaczynam ostatni większy podjazd tego dnia pod krzyżówkę. Przy samym końcu podjazdu zaczyna trochę padać, zatrzymuję się na przystanku i ubieram wiatrówkę. Przy okazji wypijam Złotego Bazanta zakupionego jeszcze na Słowacji, oczywiście bezalkoholowego, który jednak smakuje jak prawdziwe piwo. Jak to z Krzyżówki super zjazd prawie aż do Grybowa, ale niestety przed Grybowem łapie mnie ulewa, przeczekuje na przystanku. Do Bobowej pogoda jakoś wytrzymuje ale zanosi się już całkiem i zaczyna mrzyć. Potem już trochę leje ale postanawiam już jechać do domu nie czekać bo mam względnie niedaleko a wszędzie się zaniosło. Dojeżdżam do domu trochę mokry, mega zmęczony i bardzo zadowolony z przebytej trasy. Jak się okazało tutaj lało cały dzień, czyli w gruncie rzeczy pogoda mi się bardzo udała. Od razu pakuje się na długą kąpiel, o tak tego mi było trzeba!
Źródło Wapienne - woda lepsza w niż niejednej "mineralce" ze sklepu© Krasu
Krynica Zdrój© Krasu
Krynica Zdrój© Krasu
Kategoria Długie Wycieczki, Slovakia 2013, Słowacja
Dane wyjazdu:
122.20 km
0.00 km teren
07:37 h
16.04 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura min:13.0
Temperatura max: 36
Podjazdy:1390 m
Kalorie: 3599 kcal
Rower:K r o s s
Slovakia 2013 - Dzień 2 - Esencja Słowacji.
Piątek, 31 maja 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 0
Rano wstaję, wystawiam nos za namiot i nie pada. To dobry znak, robię śniadanko, pakuję wszystko i wyruszam w trasę. Na początek kilka podjazdów, o dziwo bardzo dużo polskich tirów, jakieś 80% tirów z rejestracją PL. Drogę remontują a miejscami to jest więcej dziur niż dobrej drogi. Całe szczęście nie wieje tak strasznie z rana. Po drodze mijam ruiny zamku Cicava, mam ochotę wdrapać się na górę ale czas goni i robię tylko kilka zdjęć i jadę dalej. Dojeżdżam do miejscowości Vranov nad Topl’ou, tam trochę błądzę, zahaczam o coś w stylu rynku. Robię zapasy w lidlu i pytam o drogę, aż w końcu udaje mi się znaleźć odpowiedni wyjazd z miasta, prosto na góry Slańsko – Tokajskie.Vodna nadrz Velka Domasa© Krasu
Cicavianska panna© Krasu
Tablica przy ruinach© Krasu
W centrum Vranov nad Topl’ou© Krasu
Po wyjeździe z miasta krajobraz zaczyna robić się coraz ciekawszy. Widać że droga prowadzi wprost w góry. Po drodze mijam slumsy rumuńskie, niestety to dość częsty widok we wschodniej Słowacji, syf takie że szok i wszędzie pełno dzieci. Domy zrobione z czego się tylko da, widywałem nawet jakieś lepianki z błota. Za miastem mijam też jakąś fabrykę i kamieniołom, po czym już drogą w lesie wspinam się cały czas w górę. Po drodze mijam piękną wioskę, tereny cudowne, droga pnie się serpentynami. Na asfalcie zaznaczone kilometry do przełęczy i doping dla kolarzy „makaj”.
W stronę gór© Krasu
Tereny przemysłowe© Krasu
Rumuńskie slumsy© Krasu
Wszędobylskie dzieci© Krasu
Piękna górska trasa© Krasu
W dole wioska przez którą przejeżdżałem chwilę wcześniej© Krasu
Makaj! już tylko 500m!© Krasu
Na przełęczy Herlianske Sedlo - 660 m n.p.m. ( w nogach czułem jakby było grubo ponad 1000m )© Krasu
Niestety droga po przełęczy się psuje, dużo dziur i węższa szosa. Zjeżdżam do gejzera w Herl’anach ale niestety do następnego wybuchu jest ponad 2 godziny także nie czekam. Zamieniam tylko kilka słów z jakimś Słowakiem, jak sie okazuje mają tam jakieś sympozjum z uczelni.
Słowackie krajobrazy© Krasu
Do wybuchu gejzeru jeszcze ze 2 godziny© Krasu
Koło gejzeru w Harl'anach© Krasu
Pogoda znacznie się poprawia, wychodzi Słońce które jest już zemną do końca dnia. Piękne tereny, koło drogi dużo dzikich róż i drzew sadzonych w jednakowych odległościach do siebie, chyba jabłoni lub jakiś owocowych, po prostu bajka. Przejeżdżam koło lotniska jakiegoś, chyba jakiś aeroklub bo to tylko trawiaste lotnisko i widzę na polu ledwie jeden szybowiec tylko. Do samych Koszyc teren bardzo interwałowy, ciągle pod górkę i z górki. Jeszcze przed miastem robię postój na podładowanie energii, zjadam jakąś zupkę chińską, najgorsza jaką w życiu jadłem.. coś zrobione na Tajwanie… pomidorowa która nawet koloru nie miała czerwonego.. boli mnie potem po niej brzuch… Podczas kuchcenia powoli schodzą się dzieciaki rumuńskie. Niby nieśmiałe z czasem bawią się coraz bliżej, aż w końcu podkopują dziurawą piłkę nawet pod mój rower. Na szczęście to już gdy mam wszystko popakowane i jadę dalej.
Słowackie krajo.brazy© Krasu
Uwaga na samoloty!© Krasu
Red Bullowski samolot na emeryturze© Krasu
Po kilku górkach w końcu ukazują się Koszyce, bardzo ładnie umiejscowione miasto. Niestety trudno mi wjechać do niego, musze najpierw kawałek jechać dwupasmówką, no masakra jaki ruch jak się źle jedzie. Przerzucam się potem na chodnik. Wstępuje do lidla koło dworca, rower zostawiam już w środku i proszę ochroniarza o przypilnowanie po angielsku, wygląda jakby nic nie zrozumiał ale mina poważna i „Ok, ok”. Po zrobieniu zakupów dziękuję za przypilnowanie i spadam do centrum. Tam mi się bardzo podoba, ładna katedra, piękna główna ulica, fontanna lejąca wodę w rytm muzyki, fontanna z kamieni ze znakami zodiaków. Ogólnie bardzo dobre wrażenie robią na mnie Koszyce. Spotykam też policję na rowerach! Wyjeżdżając z miasta mija mnie cała plejada zabytkowych aut z czasów „Mafi” gry która bardzo lubiałem. Co chwila przystaję i robie zdjęcia coraz to innym zabytkom. Klimatu dodają stroje kierowców i pasażerów, przeważnie w starym stylu.
Zaciekawiony chłopczyk z przebitą piłką© Krasu
Bawiące się rumuńskie dzieciaki© Krasu
Panorama Koszyc© Krasu
Graffiti w Koszycach© Krasu
Koszyce miastem kultury© Krasu
Główna ulica w Koszycach© Krasu
Katedra w centrum© Krasu
Policja patroluje na rowerach© Krasu
Fontanna w rytm muzyki, z tył budynek teatru© Krasu
Centrum Koszyc© Krasu
Centrum Koszyc© Krasu
Zabytkowe samochody© Krasu
Przodek Formuły 1© Krasu
Zabytkowe samochody© Krasu
Po wyjeździe z miasta kieruję się w stronę Preszowa, omijam jednak główną drogą I strasznymi “zadupiami” jadę do celu szukając po drodze miejsca na nockę. Teren staję się coraz bardziej lesisty a ja coraz bardziej zmęczony także pytam jednej pani w ogródku o rozbicie namiotu, ta jednak nie wie i każe się pytać męża. Ten jednak nie pozwala to jadę dalej. Znajduję fajną miejscówkę po drugiej stronie rzeki, koło domków kempingowych które prawie wszystkie pozamykane. Ale jednak stwierdzam że jadę dalej bo nie wiadomo co by było jakby akurat ktoś do niego przyjechał. Dostaję ochoty do jazdy i naparzam jeszcze z godzinę, słonko fajnie świeci, tereny dalej górkowate ale coraz więcej łąk. W przedostatniej wiosce przed Preszowem pytam pani koszącej trawnik o rozbicie namiotu. I tym razem strzał w dziesiątkę, pani Anna mówi trochę po Polsku, wszystko ładnie pięknie nawet mam zaproszenie do domu spać jednak wybieram opcje rozbicia się na tyłach. Robię sobie kolacje, pani opowiada mi całą historię życia, rodziny i męża, bardzo sympatyczni ludzie. Wieczorem idę się umyć do domu a z rana czeka na mnie kawka i śniadanie. Dostaję nawet łóżko polowe do namiotu coby mi było miękko, a w nocy pilnują mnie dwa psy. Po prostu prawdziwa gościnność.
W ogrodzie u pani Anny© Krasu
Kategoria Długie Wycieczki, Slovakia 2013, Słowacja
Dane wyjazdu:
121.70 km
2.00 km teren
06:50 h
17.81 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura min:15.0
Temperatura max: 38
Podjazdy:1020 m
Kalorie: 3562 kcal
Rower:K r o s s
Slovakia 2013 - Dzień 1 - Z burzami w kotka i myszkę.
Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 05.06.2013 | Komentarze 1
Ten wyjazd od początku stał pod wielkim znakiem zapytania. Jak to w mojej robocie nigdy wcześniej nie mogę nic zaplanować bo nie wiadomo czy dostanę wolne. Tak było i tym razem, na dodatek miałem drugą zmianę w środę i dopiero wtedy się dowiedziałem że jednak będę mieć wolny piątek. Na szczęście przygotowałem się w razie „W” z rana i zrobiłem zakupy. Niestety prognozy pogody też nie były najlepsze a ja miałem zamiar spać pod namiotem. No ale nic wstaję w czwartek po 5, patrzę nie leje no to się zbieram. Koło szóstej jestem prawie gotowy prowadzę tylko poszukiwania zamknięcia do roweru.. z 15 min szukam i nie znajduje, biorę jakieś inne stare.. Pierwszy raz jadę aż tak obładowanym rowerem, oprócz sakw jeszcze namiot, karimata, śpiwór, kuchenka, garczki, jedzenie... no po prostu tir się zrobił. Całkiem inny środek ciężkości trzeba uważać nawet jak się prowadzi.Rowerowy "TIR"© Krasu
Ale jedzie się całkiem dobrze, jak tylko rozpędzi się tego kloca to już potem jedzie. Niestety długo się nie cieszę „dobra” pogoda bo już po pierwszym podjeździe do Turzy zaczyna padać, z początku trochę tylko, to ubieram wiatrówkę ale potem już całkiem się rozpadało i rozgrzmiało. Ulewa że hej. Także po 10km przejechanych siedzę pewnie z godzinę na przystanku w Moszczenicy. „cudny” start podróży. No ale w końcu burza przechodzi, podjeżdżam w Gorlicach do kościoła bo to Boże ciało w końcu. Msza szybciutko 35 min a nie to co u nas godzinę piętnaście. Potem mknę już w kierunku Koniecznej. Po drodze pierwszy poważniejszy podjazd na przełęcz Małastowską ale idzie dobrze. A potem fajowy zjazd serpentynami, niestety nie za szybko bo jeszcze „tir” nie wyczuty tak dobrze.
Serpentyny z przełęczy Małastowskiej© Krasu
Za przełęczą piękne tereny, mało zamieszkany Beskid Niski, bardzo lubię te strony. Dojeżdżam do granicy gdzie oczywiście obowiązkowa fota przy tablicy „Słowacja”. Za granica dalej tragedia z drogą… pierwszy odcinek to masakra jakaś, chyba go już remontują z czwarty rok. Odkąd zacząłem jeździć coś więcej na rowerze i pierwszy raz tam pojechałem to ciągle jest tam armagedon i niby remont. Po Słowacji nawiguję się tylko mapą samochodową o skali 1:250 000, dlatego też na pierwsze „kwiatki” długo nie musze czekać. W Becherovie chcę skręcić w boczną drogę żeby sobie zrobić skrót i ominąć bardziej ruchliwą drogę. Droga ta okazuje się kamienista i wypłukana przez wodę… może z 30 lat temu był tu asfalt a teraz stoi tylko znak „A11” dziurawa droga, a tam raczej czasem droga przerywa dziury. No ale nic podjechałem już trochę to się nie będę wracać. Na górze przełęczy fajne widoki, po zjeździe na dół do wioski już fajny asfalt chociaż na mapie droga zaznaczona tak samo.
Beskid Niski© Krasu
Obowiązkowa fota z tablicą państwa© Krasu
Wieczny remont© Krasu
Skrót koło "PGRu"© Krasu
Słowacki Beskid Niski© Krasu
Malunki na wejściu do kościoła© Krasu
W wiosce w dolinie bardzo ładne malunki na wejściu do kościoła, tak do ożywiają. Po zjeździe do drogi głównej zaczyna się impreza, czyli przechodzą burze. O ile dobrze pamiętam to 3 burze w tym dwie z ulewami i gradem a trzecia z samym deszczem. Na szczęście przy tej trasie są dobre przystanki autobusowe i gdy tylko zbliża się kolejna to przeczekuje pod wiatami. W stropkvoie jest fajne muzeum wojenne, niestety wszystko jest mokre tak jak i moje buty wiec strzelam tylko fotki z daleka. Coraz bardziej daje się we znaki trasa i wiatr ciągle wiejący w twarz. Powoli trzeba się rozglądać za jakimś miejscem do rozbicia.
Wiaty idealnie nadaja się na przeczekanie burzy© Krasu
Muzeum wojenne w Svidniku© Krasu
Svidnik - muzeum© Krasu
Cerkiew w Svidniku© Krasu
Postanawiam jednak zgodnie z planem dojechać do zalewu „Vel’ka Domasa” i tam poszukać jakiegoś ustronnego miejsca. Przed samym zalewem mijam fajne bagna. Koło zalewu zaczynam rozglądać się za dobrym miejscem, niestety wszędzie mokro po burzach, całe szczęście że nie leje. W pewnym momencie pokazuję się stary kościół, od razu wydaje mi się odpowiednim miejscem na schowanie się przed nieporządanymi oczami. Kiedyś gdy zalewano tą wioskę ludzie chcieli zostawić kościół i zbudowano wał z kamieni. Niestety grunt i tak zaczął się zapadać a kościół pękać wiec zbudowali nowy. Teraz miedzy kościołem a wałem jest idealne miejsce na rozbicie się, równiutko, wał chroni przed wiatrem a kościół zasłania drogę, a schody to dobra kuchnia. Rozbijam namiot i gotują żarełko. Jestem bardzo zmęczony, przysypiam jeszcze za widoku. W nocy niestety się rozlewa znowu, leje z pół nocy ale namiot daje rade. Drugie pół nocy znowu wieje i trzęsie mi strasznie namiotem. Jak na pierwsza noc na dziko nie jest tak źle tylko pogoda daje w dupę nie daje mi się wyspać.
Mokradła© Krasu
Prawie "uratowany" kosciół© Krasu
Obozowisko na noc© Krasu
Kategoria Długie Wycieczki, Słowacja, Slovakia 2013
Dane wyjazdu:
189.20 km
0.00 km teren
08:36 h
22.00 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura min:14.0
Temperatura max: 25
Podjazdy:1450 m
Kalorie: 5630 kcal
Rower:K r o s s
Tatry 2012 - Dzień3.
Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 26.07.2012 | Komentarze 1
Nad ranem słychać było ulewę. Nie zapowiadało się wiec za fajnie. Wstajemy coś przed 8 a na polu lekko leje. No ale nic pakujemy manatki, jemy śniadanie i w drogę. Rano mały ruch także szybko przejeżdżamy Zakopane i drogą Oswalda Balzera kierujemy się w stronę Słowacji. Ciągle trochę leje nie jedzie się za przyjemnie. Sama droga bardzo fajna, dużo serpentyn i podjazdów. Niestety widoki kiepskie bo pogoda do dupy.Zakopane z drogi Oswalda Balzera - pogoda kicha.© Krasu
Koło przejścia granicznego w Łysej Polanie zaczyna się fajny szlak doliną Białej Wody, niestety brak czasu aby go przejechać, może innym razem. Pierwsze kilometry na Słowacji witają nas nowiutkim asfaltem. Po kilku podjazdach zaczyna się największy zjazd tego dnia, dobre kilka kilometrów ponad 40 km/h bez pedałowania, wszystko fajnie tylko zimno – ledwie 14 stopni i mokro.
Przejście graniczne w Łysej Polanie.© Krasu
Zatrzymujemy się przy początku drogi rowerowej. Tutaj małe śniadanko, rozgrzanie mięsni i dalej w drogę. Pierwszy raz w życiu miałem okazję jechać taką fajną ścieżką rowerową. Całe 10 kilosów aż do Spiskiej Beli droga miodzie, całkiem poza szosa, spokój, masa boćków na polach, po prostu bajka.
Cyklotrasy na Słowacji.© Krasu
Droga rowerowe na słowacji - miodzio.© Krasu
Wielka szkoda że pogoda deszczowa bo ominęło nas masa pięknych widoków na tatry wysokie. Koło południa gdy zjechaliśmy już niżej temperatura podskoczyła, przestało padać zaczęło się fajnie jechać w stronę Polski. Z drogi widać zamek w Starej Lobovnej, jednak nie mamy czasu żeby podjechać i zwiedzić.
Stara Lubovna - zamek nad miastem.© Krasu
Po południu dojeżdżamy do granicy z Polską w Leluchowie. Napędza nas myśl ciepłego obiadu w Muszynie. Ostatnio zraziliśmy się tam do pizzy, wiec bierzemy schaba w jakiejś restauracji. Nawet smaczny ale mały w porównaniu z tym co jedliśmy w zakopcu. Długo nie siedzimy bo czekają najlepsze lody na świecie w Krynicy. Taka pogoda wiec o dziwo kolejki nie ma. Tutaj dłuższy postój, jeszcze ciepłą kawka i ruszamy na ostatni większy podjazd tej wycieczki czyli Krzyżówkę. W trakcie smaruje jeszcze łańcuch bo mnie wkurza że tak na sucho mi skrzypi ;P O dziwo podjazd poszedł nawet gładko chodź tyle km w nogach, potem zjazd z Krzyżówki aż do Grybowa to jak zwykle bajka bez hamulców :D Już na spokojnie do samego domu, w którym jestem coś koło 20. W domu czekają na mnie sakwy, który przyszły w dzień wyjazdu…
Żegnamy słowackie krajobarzy.© Krasu
/
Kategoria Długie Wycieczki, Tatry 2012, Słowacja
Dane wyjazdu:
203.40 km
0.50 km teren
09:06 h
22.35 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura min:18.0
Temperatura max: 35
Podjazdy:1660 m
Kalorie: 6143 kcal
Rower:K r o s s
SK - Bardejov.
Czwartek, 7 czerwca 2012 · dodano: 11.06.2012 | Komentarze 0
Wybraliśmy się z kuzynem na zdobywanie Słowacji. Oczywiście nie mogło zabraknąć na trasie Bardejova, mojej ulubionej miejscówki na Słowacji. Wyjechaliśmy koło 8:30, z początku pogoda niepewna, trochę kropiło. Koniec końców nie zmokliśmy tego dnia ani razu. Trasa przez Gorlice, Konieczna do Bardejova, po czym powrót przez Leluchów, Muszynę i Krynicę. Najgorszy był podjazd przed Leluchowem, zaczęło dogrzewać niemiłosiernie do tego mały kryzys po przebytej już setce i ledwo co wyciągnęliśmy pod ta przełęcz. W Muszynie postój na pizze, fatalna, ciasto grubości w porywach do 3mm i prawie nic dodatków, bleee ;P W Krynicy postój w kolejce po lody z 20 minut :P Ale lody warte zachodu, jedne z najlepszych na świecie ;) O dziwo ostatnie 60km się jechało bardzo dobrze, myślałem że będę "zdychać" a tu nowe siły przyszły i się mknęło po 30 :) Wycieczka bardzo udana, nowa życiówka po góreczkach.Rynek w Bardejovie.© Krasu
Serpentynki na podjeździe pod przełecz Małastowską.© Krasu
Już Słowacja.© Krasu
Słowackie krajobrazy© Krasu
Słowackie krajobrazy.© Krasu
Bardejov wita zaprasza.© Krasu
Bardejov- katedra.© Krasu
Uliczki w Bardejovie.© Krasu
Zjazd do Leluchowa, w tle już Polska.© Krasu
Kategoria Długie Wycieczki, Beskid Niski, Beskid Sądecki, Słowacja
Dane wyjazdu:
180.30 km
2.00 km teren
08:28 h
21.30 km/h:
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura min:13.0
Temperatura max: 23
Podjazdy: m
Kalorie: 5416 kcal
Rower:K r o s s
Bardejov [SK]
Sobota, 11 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 1
Już w ciągu tygodnia postanowiłem że zrobię sobie sobotę rowerową, taką od początku do końca. Jeszcze we czwartek prognozy pogody były idealne, słońce i niewygórowane temperatury. Niestety już w piątek zapowiadali znowu deszcz… i bądź tu mądry. No ale nic, przygotowuje w piątek rower i nastawiam budzik na 5 rano. Wstaję rano i niebo zachmurzone ale nie pada. Postanawiam więc jednak jechać, a w razie czego wrócić wcześniej do domu. Zastanawiam się czy brać ze sobą wiatrówkę bo jest dość ciężka i ciepła, w końcu zabieram i to był strzał w dziesiątkę, bez niej zmarzłbym i to porządnie. Jadę w stronę Gorlic przez Turze i Moszczenicę. Ujechałem ledwo do Moszczenicy i mżawka zamienia się w intensywny deszcz. Także robię pierwszy postój, zjadam co nieco. Na szczęście dość szybko deszcz ustaje. Droga mokra ale jadę. W Gorlicach szukam kantora, znajduję 2 ale obydwa od 8 a ja tam byłem już o 7. Także nie czekam tylko dalej w drogę w stronę Koniecznej. Pogoda dalej deszczowa, jednak tylko mrzy. Zatrzymuję się jeszcze w sklepiku po długopis żeby mieć w razie czego do wpisu loga w keszach. Jedzie mi się dobrze, na horyzoncie pojawia się Beskid Niski.W stronę Beskidu Niskiego.© Krasu
Dojeżdżam do Małastowa, gdzie zaczyna się stromy podjazd pod przełęcz. Fajne serpentynki w lesie, dość szybko melduje się na przełęczy Małastowskiej (604 mnpm). Tutaj mały postój, wyciągam gps i szukam kesza w okolicach cmentarza. Zrobił mnie w konia ten gps bo stojąc koło skrytki pokazywał jakieś 90 metrów dalej. Pochodziłem po lesie niepotrzebnie, w końcu znajdując kesza. Niestety zaczyna padać. Zjeżdżam kawałek z przełęczy, jednak deszcz przybiera na sile. Zatrzymuję się pod drzewem i czekam. Nachodzą mnie myśli czy czasem nie zawrócić bo pogoda kiepska. Po pewnym czasie deszcz trochę słabnie, wsiadam na rower i mknę w dół. Ukazuje mi się piękno Beskidu Niskiego. Nabieram ochoty do jazdy.
Beskid Niski.© Krasu
Po drodze trafiam na krowy które sobie chodzą po drodze, chyba wracały we trzy z piątkowej imprezy :D Zagadywały coś do mnie jednak nie znam ich narzecza ;) Przestaje padać, jednak buty mam już trochę przemoczone a nie wziąłem zapasowych skarpetek :/
Wyjeżdżam na przełęcz Beskidek (Dujava 580 mnpm), gdzie wita mnie Słowacja.
Przejście graniczne Konieczna na przełęczy Beskidek.© Krasu
Jest tutaj mały sklepik, jedyny który ocalał, dawniej był duży ruch przygraniczny ze względu na różnice cen. Teraz po wprowadzeniu euro na Słowacji to bardziej chyba oni jeżdżą do nas. Nie wymieniłem pieniędzy, ale pytam czy można płacić złotówkami. Oczywiście można, tak więc kupuję czekoladę studencką dla mojej studentki ;) Nic więcej nie biorę bo daleka droga przede mną i każdy gram balastu to złooo. Zaczynam zjeżdżać z przełęczy i już za pierwszym zakrętem muszę zwolnić do minimum bo droga zamieniła się w jakiś poligon czy coś O.o
Słowacja wita mnie trasą downhilową :P© Krasu
Na szczęście to tylko krótki kawałek z taką nawierzchnią, dodatkowo piękne widoczki także nie narzekam na wolną jazdę.
Słowacki beskid.© Krasu
Aż chce sie pedałować dalej i poznawać nieznane....© Krasu
Zatrzymuję się koło drogi na pyszne czereśnie. Rośnie ich tam kilka drzew w rzędzie koło drogi. Zajadam sobie a tu nagle z kościółka po drugiej stronie wychodzą ludzie ;) Jedna pani się dziwnie patrzy ale to z powodu moich krótkich spodenek bo jej w sweterku zimno ;) Podjazdłęm trochę więc dalej w drogę, już po ładniutkim asfalcie. Tutaj na terenach przygranicznych jest bardzo malutki ruch. Dlatego jedzie się wyśmienicie, droga taka jak u mnie przez wioskę w ruch z 10 razy mniejszy, z 4-5 aut na godzinkę.
Zborov wita mnie.© Krasu
Przejeżdżam przez Zborov, gdzie mam planowany postój na górce aby obejrzeć ruiny zamku. Robią one na mnie ogromne wrażenie, to musiał być piękny i ogromny zamek. No i góry z każdej strony. Po prostu cud miód. Spędzam tam dość długą chwilę robiąc dużo zdjęć.
Hrad Zborov.© Krasu
Hrad Zborov od strony wejścia.© Krasu
Hrad Zborov.© Krasu
Krosik sie zadomowił, dostała mu się komnata z widokiem na górki ;)© Krasu
Słowacy odbuduwują jedną z baszt.© Krasu
Przepiękne widoki, ale tutaj troche miałem lęk wysokości jak zawiało mocniej ;)© Krasu
Na zamku ukryty jest skarb. Wyciągnąłem gps i zacząłem go szukać. Poszło sprawnie, był ukryty w północnej baszcie.
Tutaj znalazłem skarb.© Krasu
Niestety nie było długopisu aby wpisać się do logu. Achaaa! Przecież właśnie na taki wypadek zakupiłem takowy jeszcze w Polsce. Wyciągam go i… no nie chce pisać, próbuję rozpisać i dalej nic… Co za szajs. Całe szczęście że w skrzyni były czeskie kredki, wymieniam je za stare monety i wpisuje loga kredkami świecowymi ;)
Żal opuszczać tak piękne miejsce, jednak komu w drogę temu czas. Ruch coraz większy bo zbliżam się do Bardejova. Kierowcy jednak jakby trochę bardziej wyrozumiali niż nasi, nie wymuszają, nie pchają się na trzeciego. W Bardejovie Krosikowi stuka 5 tysiaków. Oj on już trochę zemną przeżył ;)
Pięć tysiaczków Krosa.© Krasu
Dlatego też zajeżdżamy na rynek aby poświętować i odpocząć. Piękne miasto, piękna starówka.
Odpoczynek na rynku w Bardejovie.© Krasu
Na rynku w Bardejovie.© Krasu
Bardejov.© Krasu
Pięknie tu jednak czas jechać do domu. Mam w planach powrót przez Tylicz i Krynicę. Dlatego muszę wyjechać z Bardejova w kierunku „Tarnova”. Nie mam jednak żadnej mapy ani planu. Kręce się trochę po mieście, jednak nic to nie daje żadnych kierunkowskazów. Zagaduje więc jakaś panią po angielsku, jednak nie rozumie. Przechodzę na polski i się jakoś dogadujemy, ona po słowacku ja po polsku. Kieruje mnie na hipernovą. No to śmigam. Po drodze mijam piękny deptak z fontannami, musze się zatrzymać na chwilkę popodziwiać ;P Spotykam jakaś wyprawę rowerową, mam ochotę zgadać skąd jadą itp., jednak wiem że musze się zbierać i to szybko. Także kilka zdjęć i w drogę.
Fontanna w Bardejovie.© Krasu
Rowerowa ekipa.© Krasu
Wyjeżdżam za miasto, kierunkowskazy są na Poprad co mnie trochę niepokoi. Doganiam jakiegoś rowerzystę i pytam czy dobrze jadę. Okazuje się że tak, dodatkowo dokładnie mi mówi jak dostać się na przełęcz. W drodze towarzyszy mi piękny widok na Busov, najwyższy szczyt Beskidu Niskiego.
Busov, najwyższy szczyt BN po stronie słowacji.© Krasu
Za Tarnovem skręcam na Kurov, przez który prowadzi droga na przełęcz Tylicką ( 683 mnpm). Był to chyba najcięższy podjazd tego dnia, przynajmniej takie miałem odczucie.
Ostatnie spojrzenie w stronę Słowacji.© Krasu
W pewnym momencie po raz pierwszy tego dnia pokazuję się słońce, gdy mijam tablice „Polska 1km”. Myślę sobie pięknie wita mnie ta ojczyzna. Oj ja głupi dałem się wypuścić w pole. W momencie gdy przejeżdżam na drugą stronę gór zrywa się porywisty wiatr. Mam mocno z górki a ciężko mi utrzymać prędkość ponad 20 km/h, masakra. Męczę się aż do samego Tylicza. Tutaj skręcam na rynek i szukam po sklepach skarpetek. Niestety bezskutecznie. Jest już grubo popołudniu i robie się głodny. Postanawiam jak najszybciej udać się do Krynicy na obiadek. Ku mojemu zdziwieniu nie jest to takie proste, bo znowu musze się wdrapać do góry, tym razem na przełęcz zwaną „Roma” od restauracji która się tam znajduje. Kręcenie na coś około 720 mnpm podwyższa mój poziom głodu :D Zjeżdżam na dół do Krynicy, szybka fotka i idę szukać czegoś do zjedzenia.
Po drodze kupuje suche skarpetki na targu i pytam o jakieś dobre miejsce do zjedzenia. Ląduję w restauracji koło lodowiska, zaraz za zadkiem wielkiego niedźwiedzia :D Nie mieli spaghetti więcej zajadam schabowego z frytkami. Po obiadku kawka, rozkładam się na ławeczce i odpoczywam. O 16 postanawiam wyruszyć do domu. Przede mną jednak jeszcze jeden podjazd…. Podczas podjeżdżania zaczyna bolec mnie prawe kolano. Muszę się kilka razy zatrzymać i rozmasować. Mam już tego dnia w nogach grubo ponad setkę po górach, nie jestem przyzwyczajony do takich przeciążeń. Jakoś udaje mi się wdrapać na przełęcz Huta („Krzyżówka” 745 mnpm). Tutaj dostaje mi się największe niespodzianki tego dnia, otóż niebo przetarło się na tyle że widać tatry. Przystaję na chwilę i podziwiam. Druga niespodzianką jest zjazd z krzyżówki….. miodzio, prawie do samego Grybowa z górki, piękne strome serpentyny, nowy asfalt, jedzie się nieziemsko. Niestety od Grybowa do domu jeszcze sporo kilometrów a jakoś nie chce mi się już pedałować. Siła w nogach jest ale brak chęci. Męczę się coraz bardziej. Jakieś 10km od domu rzucam rower na chodnik i siadam na krawężniku. Wymiękła mi głowa. Zbieram się jednak do dalszej jazdy chodź nie jest łatwo. Każdy kilometr przychodzi ciężko. W końcu jestem w domu, zmęczony bardzo, zadowolony jeszcze bardziej. Jak się okazuje jest to moja „życiówka”, 180km po górach, nie spodziewałem się tego po mnie….
Mapka orientacyjna, nie uwzględnia podjazdu na zamek, błądzenia po Bardejovie itp.
<div style="margin-top:2px;margin-bottom:2px;width:600px;font-family:Arial,Helvetica,sans-serif;font-size:9px;color:#535353;background-color:#ffffff;border:2px solid #2a88ac;font-style:normal;text-align:right;padding:0px;padding-bottom:3px !important;"><iframe src="/widget?width=600&height=400&maptype=2&extended=true&unit=km&redirect=no" width="600" height="515" border="0" frameborder="0" marginheight="0" marginwidth="0" scrolling="no"></iframe><br />Trasa rowerowa <a style="color:#2a88ac; text-decoration:underline;" href="">1037957</a> - powered by <a style="color:#2a88ac; text-decoration:underline;" href="http://www.bikemap.net">Bikemap</a> </div>
Kategoria Długie Wycieczki, Beskid Niski, Beskid Sądecki, Słowacja