Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi krasu z wioski Golanka. Mam przejechane 23890.85 kilometrów w tym 1779.10 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.07 km/h i jest mi z tym dobrze.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy krasu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Beskid Niski

Dystans całkowity:1080.70 km (w terenie 141.00 km; 13.05%)
Czas w ruchu:53:41
Średnia prędkość:19.41 km/h
Maksymalna prędkość:64.50 km/h
Suma podjazdów:5328 m
Maks. tętno maksymalne:42 (21 %)
Suma kalorii:33214 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:108.07 km i 5h 57m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
83.70 km 11.00 km teren
04:47 h 17.50 km/h:
Maks. pr.:63.00 km/h
Temperatura min:4.0
Temperatura max: 14
Podjazdy:1110 m
Kalorie: 4165 kcal
Rower:K r o s s

Rosochatka, Jodłowa Góra.

Poniedziałek, 5 maja 2014 · dodano: 10.05.2014 | Komentarze 0

Korzystając z wolnego dnia zrobiliśmy sobie z bratem wypad w Góry Grybowskie a konkretnie na Jodłową Górę i Rosochatkę. Dojazd z pod domu przez pogórze rożnowskie - Bruśnik, Falkową, Korzenną. Po drodze kilka fajnych podjazdów i dobra widoczność. Jedyny minus to że bardzo zimno, w nocy chyba nawet lekki przymrozek był. Przed podjazdem na Jodłową Góre troche się zakręciłem i podjechaliśmy szlakime przez Rezerwat Cisi w Mogilnie zamiast podjeżdżania niebieskim szlakiem, do którego i tak dojechaliśmy. Widoki z Jodłowej Góry bardzo fajne. Trasa też niczego sobie, tylko kilka trudniejszych fragmentów w terenie. Gdyby nie to że mokro i moja tylna opona już prawie łysa, to do podjechania wszystko. Powrót doliną Białej za drogą.
Mateusz pod lipą w Falkowej
Mateusz pod lipą w Falkowej © Krasu
Lipa w Falkowej
Lipa w Falkowej i ja. © Krasu
Pogórzańskie widoczki
Pogórzańskie widoczki © Krasu
Żółty szlak rowerowy
Żółty szlak rowerowy © Krasu
Jodłowa Góra i Rosochatka
Jodłowa Góra i Rosochatka © Krasu
Szlak przez rezerwat Cisy w Mogilnie
Szlak przez rezerwat Cisy w Mogilnie © Krasu
Widoki na dolinę Nowego Sącza z Jodłowej Góry
Widoki na dolinę Nowego Sącza z Jodłowej Góry © Krasu
Podjazd na Rosochatkę
Podjazd na Rosochatkę © Krasu
Krzyż na Rosochatce
Krzyż na Rosochatce © Krasu




Dane wyjazdu:
76.50 km 19.00 km teren
05:00 h 15.30 km/h:
Maks. pr.:41.50 km/h
Temperatura min:7.0
Temperatura max: 27
Podjazdy:1128 m
Kalorie: 4141 kcal
Rower:K r o s s

Góry Grybowskie - Sapalska Góra, Jaworzyna, Kozie Żebro, Tokarnia, Czerszla, Kopiec, Ubocz

Sobota, 29 marca 2014 · dodano: 30.03.2014 | Komentarze 7

Zapowiadała się wolna sobota to trzeba było ruszyć gdzieś tyłek w jakieś górki, w końcu wiosna pełna parą. Wybór padł na Góry Grybowskie a konkretnie na żółty szlak pieszy zaczynający się koło stacji PKP w Nowym Sączu Jamnicy. Koło 6:30 odjeżdżam z Gromnickiego PKP i wysiadam godzinkę później w Kamionce Wielkiej. Niebo całkowicie zachmurzone, a może raczej zamglone, trochę zimno. Odnajduje żółty szlak i powoli zaczynam się wspinać na pasmo. Nic nie widać, tylko co raz sarny uciekają z drogi. W jednym miejscu na środku drogi leśnej stoi zaparkowane stare audi 80', jakby nie mógł gdzieś sobie na bok zjechać tym bardziej że miał z jakaś dziewczyną poranny trening na tylnym siedzeniu ;)  Na polance teren strasznie ogrodzony ale widać jakiś wojskowy helikopter, podjeżdżam bliżej a tam oprócz helikoptera również jakiś wóz opancerzony, ale widać że już chwile temu wyszły z użytku. Ktoś zrobił fajne pole do paintballa czy jakiś innych zabaw. Zanim całkiem wjechałem do lasu gubię trochę szlak, ale udaje się szybko odnaleźć i zaczyna się zabawa. Góra, dół, góra dół, jest frajda :) Miejscami nie daję rady jechać muszę prowadzić, szczególnie na Czerszle gdzie nawet ciężko prowadzić. W drugiej części trasy zaczynają się również bardzo błotniste odcinki, co skutkuje maseczką błotną roweru oraz twarzy i ogólnie wszystkiego. Około 10 mgła opada i wychodzi słoneczko, w którym się wygrzewam podczas popasów. Ogólnie bardzo fajna trasa wiodąca przez parę górek na których jeszcze nigdy nie byłem, mianowicie: Sapalska Góra (831), Jaworzyna(822). Kozie Żebro(888), Tokarnia(828), Czerszla(877), Kopiec(874), Ubocz(820). Bardzo fajny zjazd jest z Ubocza dalej żółtym szlakiem aż do Florynki, gdzie dojeżdżam do drogi z Krynicy i wracam rowerem do domu.
Ciemny las
Ciemny las © Krasu
Gromnik PKP
Gromnik PKP © Krasu
Prawie jak poligon, tylko śmigłowiec coś jakby nie bardzo mogący latać
Prawie jak poligon, tylko śmigłowiec coś jakby nie bardzo mogący latać © Krasu

Z rana dość długo utzymywały się mgły
Z rana dość długo utzymywały się mgły © Krasu
Przed południem mgły opadły i już do końća przygrzewało słoneczko
Przed południem mgły opadły i już do końća przygrzewało słoneczko © Krasu
Góry Grybowskie
Góry Grybowskie © Krasu
W oddali góra Jaworze, byłem na niej w tamtym roku
W oddali góra Jaworze, byłem na niej w tamtym roku © Krasu


Dane wyjazdu:
115.50 km 25.00 km teren
06:40 h 17.32 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura min:20.0
Temperatura max: 42
Podjazdy:1430 m
Kalorie: 3533 kcal
Rower:K r o s s

22-06-2013 Beskid Niski, Góry Grybowskie - Chełm, Tania Góra, Homola, Sucha Homola.

Sobota, 22 czerwca 2013 · dodano: 23.06.2013 | Komentarze 4

Na tą sobotę zapowiadała się jazda ale plany były różne, aż w końcu przeglądając kilka map wybór padł na okolice Grybowa i Klimkówki. Pobudka z rana koło 5, pogoda w miarę dobra, były obawy bo wczoraj wieczorem przechodziły burze. Także śniadanie i w drogę, ciepło takie ze od razu na krótko. Początek to dobrze znany dojazd do Grybowa, biała niezłe kakałko po burzach. W Grybowie zakupy i wyruszam niebieskim szlakiem w stronę góry Chełm (780m n.p.m.), początkowo z zamiarem ominięcia jej czerwonym szlakiem rowerowym. No ale jak tak podjeżdżam coraz bliżej to sobie myślę że jak już jestem to podjadę co dam rady a resztę podprowadzę, bo od razu było wiadomo ze nie wyjadę bo stroma to górka. Chwile mam problem z oznakowaniem szlaku a w końcu znajduję dobry skręt w las i na powitanie bardzo stromy i wypłukany odcinek. No to zaczynam prowadzić i tak na sam szczyt trochę prowadzę i trochę jadę, z tym że więcej prowadzenia bo i dzień mam jakiś nie za dobry nie chce mi się po prostu mordować tak strasznie. Na szczycie spędzam dosłownie minutę bo chmary much i komarów nie dają mi żyć. Robię kilka zdjęć i w drogę. Szlak „granią” bardzo fajny, dobrze się jedzie mimo kiepskiego podłoża w postaci liści i luźnych kamieni. Dopiero końcówka, zejście do drogi za strome jak dla mnie, ciężko nawet rower sprowadzić. Kawałek drogą i potem szlak znowu skręca w teren, zaczyna się błotnisty odcinek. Takie doły z błotem że nie ma co ryzykować przejechania bo czasami nawet przeprowadzając rower zapada się po ośki. Gdzie się da to objeżdżam a gdzie nie to jakoś przeprowadzam. Ogólnie fajna zabawa do tego mam już niezłą maseczkę błotną na twarzy, darmowe Spa :D Wyjeżdżam z lasu i asfaltem podjazd na „Tanią Górę” (576m n.p.m.) gdzie szlak znowu skręca w las. W lasach nie czuć upału, wszystko mokre i przyjemnie się jedzie, no może poza odcinkami trawiastymi bo wtedy nogi mokre po kolana. Zaczyna się najfajniejszy odcinek dzisiejsze trasy, bardzo fajny szlak do jazdy z Taniej Góry przez Flasza (663m), Sucha Homola (708m) aż do Homoli (712m) przed która skręcam na żółty szlak, którym zjeżdżam na dół. A raczej więcej sprowadzam bo znowu za stromo, jadę dopiero gdy szlak prowadzi koło strumienia. Dojeżdżam do asfaltu i jadę do Uścia Gorlickiego, kręcę się chwilę po miejscowości, zakupuję jakieś owoce i loda i wracam w kierunku Klimkówki. Szukam jakiegoś zjazdu fajnego nad wodę, w końcu coś znajduję koło wypożyczalni sprzętu wodnego. Tam się rozkładam i idę popływać! Pierwszy raz w tym roku nie na basenie pływam, woda fajna ciepła ogólnie jest trochę ludzi. Odpoczywam nad wodą z 2 godzinki i wracam już drogami do domu przez Rope, Grybów i potem standardowo w dół Białej. W wilczyskach łapie mnie burza także przymusowy postój z pół godzinki. Wycieczka bardzo fajna chodź strasznie błotnista po opadach z dnia wcześniejszego. Na szczęście pływanie wszystko mi zadośćuczyniło.
Beskidzkie widoczki © Krasu

Szlak niebieski na górę chełm od strony Grybowa © Krasu

Na szczycie góry Chełm - szybka fota i uciekam przed komarami i innymi lesnymi upierdliwymi stworzeniami © Krasu

Krzyż na szczycie Chełmu © Krasu

Miejscami bardzo mokro © Krasu

Relaks nad Klimkówką © Krasu



Dane wyjazdu:
90.70 km 12.00 km teren
04:40 h 19.44 km/h:
Maks. pr.:64.50 km/h
Temperatura min:5.0
Temperatura max: 30
Podjazdy: m
Kalorie: 2868 kcal
Rower:K r o s s

20-10-2012 Jaworze (882 m n.p.m.) – Góry Grybowskie

Sobota, 20 października 2012 · dodano: 21.10.2012 | Komentarze 4

Wypad na Jaworze chodził mi po głowie już drugi rok, jednak nigdy jakoś nie doszedł do skutku bo zawsze coś innego się wkroiło. Na ten weekend zapowiadano piękną pogodę także stwierdziłem że w końcu trzeba się ruszyć na to Jaworze bo aż wstyd. Wyjazd przed 7 także jeszcze bardzo zimno. Dawno nie jeździłem z plecakiem bo albo sakwa labo krótkie wypady terenowe. Trochę się odzwyczaiłem od plecaka i ciążył, tym bardziej ze wiozłem potem w nim spodnie i 2 polary. Dojazd do Grybowa pod znakiem mgieł, zero widoków ale fajny nastrój. W Grybowie krótka przerwa, wizyta na cmentarzu wojskowym oraz zakupy coby uzupełnić kalorie. Z Grybowa zielonym szlakiem pieszym na Jaworze, z początku drogami polnymi i leśnymi, potem kawałek wybetonowanej drogi. Po zjechaniu z niej szlak skręca w las i ostro pod górę, tam niestety nie daję rady i miejscami prowadzę, forma nie ta a i nie spuściłem powietrza z opon to przyczepność kiepska. W końcu jednak udaje się wjechać na sam szczyt, tam podziwianie widoków z wieży a potem półgodzinna drzemka na ławeczce do słonka, po prostu cudownie ciepło jak na tą porę roku. W międzyczasie odnajduję skrzynkę z GC, jest to moja setna znaleziona. Przed zjazdem spuszczam trochę powietrza z opon, wracam szlakiem niebieskim do Ptaszkowej. Super się zjeżdża, praktycznie wszystko zjechane tylko w jednym miejscu kilka metrów „sprowadzam” a raczej zjeżdżam z rowerem jak na nartach bo wyślizgana glina od wywózki drewna na dodatek strasznie mokro. W Ptaszkowej ogarnięcie się z błota, uzupełnienie cieśnienia w oponkach i jazda od domu przez Krużlowa. Pierwszy raz tą drogą, w jednym miejscu nowy asfalt i bardzo stromo z górki, bez pedałowania i przyjmowania aerodynamicznej pozycji mam 64,5 km/h. Bardzo szybko dojeżdżam do Wilczysk i już standardową drogą do domu. Pogoda wymarzona, oby jeszcze więcej było takich weekendów tej jesieni.
Z wieży widkowej widoki cudowne na beskidy i tatry. © Krasu

Poranne mgły, tempretura tylko minimalnie ponad 0. © Krasu

Cmentarz wojskowy numer 130 w Grybowie. © Krasu

Dom z pieknym widokie mna Jaworze oraz beskidy. © Krasu

Charakterystyczna góra chełm. © Krasu

Jaworze - cel dzisiejszej wycieczki. © Krasu

Powoli pojawiają się widoczki na Beskid Niski i Sądecki. © Krasu

Przerwa, miejscami nie daje rady jechać trzeba prowadzić. © Krasu

W lesie piekna jesień, na zboczu góry tor jak dla saneczkarstwa, tylko za burtą urwisko ;) © Krasu

Wieża widokowa na Jaworzu. © Krasu

Tatry w oddali. © Krasu

Widoków ciąg dalszy. © Krasu

Sanktuarium oraz stary kościół w Krużlowej. © Krasu


Dane wyjazdu:
203.40 km 0.50 km teren
09:06 h 22.35 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura min:18.0
Temperatura max: 35
Podjazdy:1660 m
Kalorie: 6143 kcal
Rower:K r o s s

SK - Bardejov.

Czwartek, 7 czerwca 2012 · dodano: 11.06.2012 | Komentarze 0

Wybraliśmy się z kuzynem na zdobywanie Słowacji. Oczywiście nie mogło zabraknąć na trasie Bardejova, mojej ulubionej miejscówki na Słowacji. Wyjechaliśmy koło 8:30, z początku pogoda niepewna, trochę kropiło. Koniec końców nie zmokliśmy tego dnia ani razu. Trasa przez Gorlice, Konieczna do Bardejova, po czym powrót przez Leluchów, Muszynę i Krynicę. Najgorszy był podjazd przed Leluchowem, zaczęło dogrzewać niemiłosiernie do tego mały kryzys po przebytej już setce i ledwo co wyciągnęliśmy pod ta przełęcz. W Muszynie postój na pizze, fatalna, ciasto grubości w porywach do 3mm i prawie nic dodatków, bleee ;P W Krynicy postój w kolejce po lody z 20 minut :P Ale lody warte zachodu, jedne z najlepszych na świecie ;) O dziwo ostatnie 60km się jechało bardzo dobrze, myślałem że będę "zdychać" a tu nowe siły przyszły i się mknęło po 30 :) Wycieczka bardzo udana, nowa życiówka po góreczkach.
Rynek w Bardejovie. © Krasu

Serpentynki na podjeździe pod przełecz Małastowską. © Krasu

Już Słowacja. © Krasu

Słowackie krajobrazy © Krasu

Słowackie krajobrazy. © Krasu

Bardejov wita zaprasza. © Krasu

Bardejov- katedra. © Krasu

Uliczki w Bardejovie. © Krasu


Zjazd do Leluchowa, w tle już Polska. © Krasu





Dane wyjazdu:
54.60 km 27.00 km teren
02:57 h 18.51 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura min:15.0
Temperatura max: 28
Podjazdy: m
Kalorie: 1620 kcal
Rower:K r o s s

Beskid Niski w czystej formie.

Niedziela, 2 października 2011 · dodano: 03.10.2011 | Komentarze 3

Prognozy na weekend były bardzo dobre więc zaplanowałem sobie na niedziele wypad w górki. A konkretnie w Beskid Niski. Tym razem jednak trasa nie szczytami a dolinkami, wśród górskich rzek i potoków, szlakiem wymarłych połemkowskich wiosek. To miejsce ma swój niepowtarzalny urok. Można tutaj zobaczyć całe mnóstwo przydrożnych krzyży i kapliczek. Nieraz w szczerym polu mamy cały rząd krzyży. Przypomina to na myśl smutną historie tych miejsc. Jednak teraz jest to prawdziwa ostoja spokoju, nie ma mostów na rzekach więc docierają tu tylko nieliczne terenowe samochody. Spotkałem dużo więcej rowerzystów niż innych turystów czy ludzi. Po prostu taki mały rowerowy raj.
Beskid Niski. © Krasu

Aby nie tracić czasu na dojazd podjechałem samochodem do Ropicy Górnej. Stąd najpierw rozgrzewka asfaltem przez Bodaki do Bartnego. Gdzie miałem do odnalezienia jeden kesz co zmusiło mnie do pokonywania dużej ilości pastuchów ;)
Cerkiew w Bartnem. © Krasu

Kolejny cel to bacówka w Bartnem, gdzie krótki odpoczynek, kilka fotek i w drogę. Spotkałem nawet znajomych z moich stron też na rowerach. Był też zestaw do treningu w razie ataku śmierci w białym prześcieradle ;)
Strzelnica. © Krasu

Z bacówki czerwonym szlakiem do Wołowca, piękny zjaździk dość trudny technicznie, amorek dostał w tyłek porządnie. W Wołowcu przesiadam się na żółty szlak aż do Radocyny. Piękny szlak wijący się wokół potoków i rzeczek, już nawet nie zliczyłem ile razy musiałem przejeżdżać przez wodę. Cudo!
Zółty szlak. © Krasu

Po raz kolejny pokonuję rzeczkę. © Krasu

W Radocynie kilka bocznych dróżek odwiedziłem z powodu keszy. Bardzo urokliwe miejsce. Piękne cmentarze wojenne, miejsce gdzie w sezonie wypala się węgiel drzewny, urokliwe kapliczki i krzyże, często niestety zdewastowane.
Cmentarz wojenny z I wojny światowej. © Krasu

A może troche brykietu na grila ? © Krasu

Po tej wyciecze doszedłem do wniosku że muszę częściej odwiedzać te strony, tym bardziej że Beskid Niski zaczyna się tylko trochę ponad 30km odemnie :D

Dane wyjazdu:
38.60 km 28.50 km teren
h km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura min:17.0
Temperatura max: 28
Podjazdy: m
Kalorie: 1295 kcal
Rower:K r o s s

Beskid Niski.

Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 0

Niedzielny, poobiadkowy wypadzik popluskać się w błotku ;) Podjechałem autem do Gorlic aby nie tracić czasu na dojazd rowerem. Tam zostawiam mazdeczke pod szpitalem i żółtym szlakiem zmierzam na przełęcz Żdżar. Najpierw spokojnie asfaltem, a potem zarośniętym na maska wąwozem, w pokrzywach do pasa. Z przełęczy zielonym szlakiem na Magure Małastowską. Coś dziś miałem problem z trzymaniem się szlaku, zgubiłem go pewnie koło 10 razy.... Raz zjechałem niepostrzeżenie z zielonego, przedzieram się przez trawy wyższe odemnie ( a ja nie taki niski bo 194cm ;P) A tu w środku niczego koleś ma działeczkę, pali ognisko i popija piwko. Mówię ładnie dzień dobry, już się mam pytać o drogę a tu gleba ;) Pozbierałem się z tych chaszczy i mnie koleś naprowadził na szlak. Miałem ze sobą gsa w komórce ale nie jest on za dokładny. W lesie ciągle mokro, w pewnym momencie miedzy bajorkiem a drzewem jest wąska ścieżka no i się nie mieszczę… trące równowagę i nie chcąc cały wylądować w bagienku podpieram się noga która topi się po łydy w bagnie :D Na Magure szlak cały przejezdny, fajnie się mknie pośród drzew. Krótki odpoczynek w schronisku, w którym obsługa siedzi w piwnicy i mini windą podaje zamówione piwko ;) Powrót do Gorlic niebieskim szlakiem. W kilku miejscach sprowadzam bo mnie psycha nie puszcza po kamerdolcach z takim nastromieniem. Ale szlak ogólnie fajowy, dużo ciekawszy od zielonego. Oczywiście w jednym miejscu go gubię i się przedzieram przez chaszcze ;) Wycieczka krótka ale treściwa.
Gorlice->Przełęcz Zdżar(550)->Sołtysia Góra(600)->Wierch(705)->Magura Małastowska(813)->Schronisko PTTK->Magura again->Ostry Dział (675)->Przełęcz Owczarska (501)->Huszcza(581)->Obocz(627)->Siary->Gorlice
W sumie 813 m n.p.m. to mój nowy rekord wysokości rowerem ;)



Maslana Gora. © Krasu

Panoramka z Beskidu Niskiego © Krasu

Czesto gubiłem szlak, co czasem kończyło się prowadzeniem roweru. © Krasu

Zielony szlak. © Krasu

Mała wpadka ;) © Krasu

Na Magurze Małastowskiej. © Krasu

Wyciąg krzesełkowy na magurze. © Krasu

Schroisko PTTK na Magurze Małastowskiej. © Krasu

Powrót niebieskim szlakiem. © Krasu

Gdzieś tam w Beskidzie Niskim. © Krasu

Trawy beskidu. © Krasu

Miejscami bywało ciężko. © Krasu


Dane wyjazdu:
180.30 km 2.00 km teren
08:28 h 21.30 km/h:
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura min:13.0
Temperatura max: 23
Podjazdy: m
Kalorie: 5416 kcal
Rower:K r o s s

Bardejov [SK]

Sobota, 11 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 1

Już w ciągu tygodnia postanowiłem że zrobię sobie sobotę rowerową, taką od początku do końca. Jeszcze we czwartek prognozy pogody były idealne, słońce i niewygórowane temperatury. Niestety już w piątek zapowiadali znowu deszcz… i bądź tu mądry. No ale nic, przygotowuje w piątek rower i nastawiam budzik na 5 rano. Wstaję rano i niebo zachmurzone ale nie pada. Postanawiam więc jednak jechać, a w razie czego wrócić wcześniej do domu. Zastanawiam się czy brać ze sobą wiatrówkę bo jest dość ciężka i ciepła, w końcu zabieram i to był strzał w dziesiątkę, bez niej zmarzłbym i to porządnie. Jadę w stronę Gorlic przez Turze i Moszczenicę. Ujechałem ledwo do Moszczenicy i mżawka zamienia się w intensywny deszcz. Także robię pierwszy postój, zjadam co nieco. Na szczęście dość szybko deszcz ustaje. Droga mokra ale jadę. W Gorlicach szukam kantora, znajduję 2 ale obydwa od 8 a ja tam byłem już o 7. Także nie czekam tylko dalej w drogę w stronę Koniecznej. Pogoda dalej deszczowa, jednak tylko mrzy. Zatrzymuję się jeszcze w sklepiku po długopis żeby mieć w razie czego do wpisu loga w keszach. Jedzie mi się dobrze, na horyzoncie pojawia się Beskid Niski.
W stronę Beskidu Niskiego. © Krasu

Dojeżdżam do Małastowa, gdzie zaczyna się stromy podjazd pod przełęcz. Fajne serpentynki w lesie, dość szybko melduje się na przełęczy Małastowskiej (604 mnpm). Tutaj mały postój, wyciągam gps i szukam kesza w okolicach cmentarza. Zrobił mnie w konia ten gps bo stojąc koło skrytki pokazywał jakieś 90 metrów dalej. Pochodziłem po lesie niepotrzebnie, w końcu znajdując kesza. Niestety zaczyna padać. Zjeżdżam kawałek z przełęczy, jednak deszcz przybiera na sile. Zatrzymuję się pod drzewem i czekam. Nachodzą mnie myśli czy czasem nie zawrócić bo pogoda kiepska. Po pewnym czasie deszcz trochę słabnie, wsiadam na rower i mknę w dół. Ukazuje mi się piękno Beskidu Niskiego. Nabieram ochoty do jazdy.
Beskid Niski. © Krasu

Po drodze trafiam na krowy które sobie chodzą po drodze, chyba wracały we trzy z piątkowej imprezy :D Zagadywały coś do mnie jednak nie znam ich narzecza ;) Przestaje padać, jednak buty mam już trochę przemoczone a nie wziąłem zapasowych skarpetek :/
Wyjeżdżam na przełęcz Beskidek (Dujava 580 mnpm), gdzie wita mnie Słowacja.
Przejście graniczne Konieczna na przełęczy Beskidek. © Krasu

Jest tutaj mały sklepik, jedyny który ocalał, dawniej był duży ruch przygraniczny ze względu na różnice cen. Teraz po wprowadzeniu euro na Słowacji to bardziej chyba oni jeżdżą do nas. Nie wymieniłem pieniędzy, ale pytam czy można płacić złotówkami. Oczywiście można, tak więc kupuję czekoladę studencką dla mojej studentki ;) Nic więcej nie biorę bo daleka droga przede mną i każdy gram balastu to złooo. Zaczynam zjeżdżać z przełęczy i już za pierwszym zakrętem muszę zwolnić do minimum bo droga zamieniła się w jakiś poligon czy coś O.o
Słowacja wita mnie trasą downhilową :P © Krasu

Na szczęście to tylko krótki kawałek z taką nawierzchnią, dodatkowo piękne widoczki także nie narzekam na wolną jazdę.
Słowacki beskid. © Krasu

Aż chce sie pedałować dalej i poznawać nieznane.... © Krasu

Zatrzymuję się koło drogi na pyszne czereśnie. Rośnie ich tam kilka drzew w rzędzie koło drogi. Zajadam sobie a tu nagle z kościółka po drugiej stronie wychodzą ludzie ;) Jedna pani się dziwnie patrzy ale to z powodu moich krótkich spodenek bo jej w sweterku zimno ;) Podjazdłęm trochę więc dalej w drogę, już po ładniutkim asfalcie. Tutaj na terenach przygranicznych jest bardzo malutki ruch. Dlatego jedzie się wyśmienicie, droga taka jak u mnie przez wioskę w ruch z 10 razy mniejszy, z 4-5 aut na godzinkę.
Zborov wita mnie. © Krasu

Przejeżdżam przez Zborov, gdzie mam planowany postój na górce aby obejrzeć ruiny zamku. Robią one na mnie ogromne wrażenie, to musiał być piękny i ogromny zamek. No i góry z każdej strony. Po prostu cud miód. Spędzam tam dość długą chwilę robiąc dużo zdjęć.
Hrad Zborov. © Krasu


Hrad Zborov od strony wejścia. © Krasu

Hrad Zborov. © Krasu

Krosik sie zadomowił, dostała mu się komnata z widokiem na górki ;) © Krasu

Słowacy odbuduwują jedną z baszt. © Krasu

Przepiękne widoki, ale tutaj troche miałem lęk wysokości jak zawiało mocniej ;) © Krasu

Na zamku ukryty jest skarb. Wyciągnąłem gps i zacząłem go szukać. Poszło sprawnie, był ukryty w północnej baszcie.
Tutaj znalazłem skarb. © Krasu

Niestety nie było długopisu aby wpisać się do logu. Achaaa! Przecież właśnie na taki wypadek zakupiłem takowy jeszcze w Polsce. Wyciągam go i… no nie chce pisać, próbuję rozpisać i dalej nic… Co za szajs. Całe szczęście że w skrzyni były czeskie kredki, wymieniam je za stare monety i wpisuje loga kredkami świecowymi ;)
Żal opuszczać tak piękne miejsce, jednak komu w drogę temu czas. Ruch coraz większy bo zbliżam się do Bardejova. Kierowcy jednak jakby trochę bardziej wyrozumiali niż nasi, nie wymuszają, nie pchają się na trzeciego. W Bardejovie Krosikowi stuka 5 tysiaków. Oj on już trochę zemną przeżył ;)
Pięć tysiaczków Krosa. © Krasu

Dlatego też zajeżdżamy na rynek aby poświętować i odpocząć. Piękne miasto, piękna starówka.
Odpoczynek na rynku w Bardejovie. © Krasu

Na rynku w Bardejovie. © Krasu

Bardejov. © Krasu

Pięknie tu jednak czas jechać do domu. Mam w planach powrót przez Tylicz i Krynicę. Dlatego muszę wyjechać z Bardejova w kierunku „Tarnova”. Nie mam jednak żadnej mapy ani planu. Kręce się trochę po mieście, jednak nic to nie daje żadnych kierunkowskazów. Zagaduje więc jakaś panią po angielsku, jednak nie rozumie. Przechodzę na polski i się jakoś dogadujemy, ona po słowacku ja po polsku. Kieruje mnie na hipernovą. No to śmigam. Po drodze mijam piękny deptak z fontannami, musze się zatrzymać na chwilkę popodziwiać ;P Spotykam jakaś wyprawę rowerową, mam ochotę zgadać skąd jadą itp., jednak wiem że musze się zbierać i to szybko. Także kilka zdjęć i w drogę.
Fontanna w Bardejovie. © Krasu

Rowerowa ekipa. © Krasu

Wyjeżdżam za miasto, kierunkowskazy są na Poprad co mnie trochę niepokoi. Doganiam jakiegoś rowerzystę i pytam czy dobrze jadę. Okazuje się że tak, dodatkowo dokładnie mi mówi jak dostać się na przełęcz. W drodze towarzyszy mi piękny widok na Busov, najwyższy szczyt Beskidu Niskiego.
Busov, najwyższy szczyt BN po stronie słowacji. © Krasu

Za Tarnovem skręcam na Kurov, przez który prowadzi droga na przełęcz Tylicką ( 683 mnpm). Był to chyba najcięższy podjazd tego dnia, przynajmniej takie miałem odczucie.
Ostatnie spojrzenie w stronę Słowacji. © Krasu

W pewnym momencie po raz pierwszy tego dnia pokazuję się słońce, gdy mijam tablice „Polska 1km”. Myślę sobie pięknie wita mnie ta ojczyzna. Oj ja głupi dałem się wypuścić w pole. W momencie gdy przejeżdżam na drugą stronę gór zrywa się porywisty wiatr. Mam mocno z górki a ciężko mi utrzymać prędkość ponad 20 km/h, masakra. Męczę się aż do samego Tylicza. Tutaj skręcam na rynek i szukam po sklepach skarpetek. Niestety bezskutecznie. Jest już grubo popołudniu i robie się głodny. Postanawiam jak najszybciej udać się do Krynicy na obiadek. Ku mojemu zdziwieniu nie jest to takie proste, bo znowu musze się wdrapać do góry, tym razem na przełęcz zwaną „Roma” od restauracji która się tam znajduje. Kręcenie na coś około 720 mnpm podwyższa mój poziom głodu :D Zjeżdżam na dół do Krynicy, szybka fotka i idę szukać czegoś do zjedzenia.

Po drodze kupuje suche skarpetki na targu i pytam o jakieś dobre miejsce do zjedzenia. Ląduję w restauracji koło lodowiska, zaraz za zadkiem wielkiego niedźwiedzia :D Nie mieli spaghetti więcej zajadam schabowego z frytkami. Po obiadku kawka, rozkładam się na ławeczce i odpoczywam. O 16 postanawiam wyruszyć do domu. Przede mną jednak jeszcze jeden podjazd…. Podczas podjeżdżania zaczyna bolec mnie prawe kolano. Muszę się kilka razy zatrzymać i rozmasować. Mam już tego dnia w nogach grubo ponad setkę po górach, nie jestem przyzwyczajony do takich przeciążeń. Jakoś udaje mi się wdrapać na przełęcz Huta („Krzyżówka” 745 mnpm). Tutaj dostaje mi się największe niespodzianki tego dnia, otóż niebo przetarło się na tyle że widać tatry. Przystaję na chwilę i podziwiam. Druga niespodzianką jest zjazd z krzyżówki….. miodzio, prawie do samego Grybowa z górki, piękne strome serpentyny, nowy asfalt, jedzie się nieziemsko. Niestety od Grybowa do domu jeszcze sporo kilometrów a jakoś nie chce mi się już pedałować. Siła w nogach jest ale brak chęci. Męczę się coraz bardziej. Jakieś 10km od domu rzucam rower na chodnik i siadam na krawężniku. Wymiękła mi głowa. Zbieram się jednak do dalszej jazdy chodź nie jest łatwo. Każdy kilometr przychodzi ciężko. W końcu jestem w domu, zmęczony bardzo, zadowolony jeszcze bardziej. Jak się okazuje jest to moja „życiówka”, 180km po górach, nie spodziewałem się tego po mnie….

Mapka orientacyjna, nie uwzględnia podjazdu na zamek, błądzenia po Bardejovie itp.

<div style="margin-top:2px;margin-bottom:2px;width:600px;font-family:Arial,Helvetica,sans-serif;font-size:9px;color:#535353;background-color:#ffffff;border:2px solid #2a88ac;font-style:normal;text-align:right;padding:0px;padding-bottom:3px !important;"><iframe src="/widget?width=600&height=400&maptype=2&extended=true&unit=km&redirect=no" width="600" height="515" border="0" frameborder="0" marginheight="0" marginwidth="0" scrolling="no"></iframe><br />Trasa rowerowa <a style="color:#2a88ac; text-decoration:underline;" href="">1037957</a> - powered by <a style="color:#2a88ac; text-decoration:underline;" href="http://www.bikemap.net">Bikemap</a> </div>

Dane wyjazdu:
123.40 km 16.00 km teren
07:03 h 17.50 km/h:
Maks. pr.:52.80 km/h
Temperatura min:8.0
Temperatura max: 23
Podjazdy: m
Kalorie: 2164 kcal
Rower:K r o s s

Maślana Góra.

Sobota, 2 kwietnia 2011 · dodano: 03.04.2011 | Komentarze 1

Zapowiadała się wolna sobota, więc niewiele myśląc porobiłem wszystko co musiałem w piątek i pobudka w sobotę o 6:30. Małe śniadanko i w drogę! W planie na dziś Maślana Góra.
Maślana Góra © Krasu

W ubiegłym roku miałem cichą nadzieję tam się wdrapać, ale tak zeszło że nie dałem rady. Za to dzisiaj nadrobiłem zaległości. W ogóle tak jakoś wyszła mi rekordowa sobota. Najwyżej wjechałem, życiówka kmów, na pewno najwięcej podjazdów w ciągu dnia chociaż tego nie mam jak mierzyć no i prawdopodobnie najwięcej czasu w siodełku. Ale jak zwykle w Gorlicach kiepskie jedzonko ;) Znalazłem tam dziś inną pizzerię, zamówiłem na ostro z szynką, pieczarkami i innymi dodatkami. W miarę smaczna, cieplutka tylko że znalazłem w niej pokaźnych rozmiarów kawałek…. mortadeli O.o. Ja nie wiem może u nich to jest szynka ;P Po zjeździe z Maślanej pojechałem jeszcze asfalcikiem w Beskid niski. Do Sękowej i kawałek dalej do Ropicy Górnej poszukać keszy. Powrót sobie zafundowałem znowu przez górki. Trochę chyba przesadziłem bo pod ostatnie podjazdy to już ledwo kręciłem :P No ale w sumie dziś dorzuciłem ładnych kilka pagórków do mojej kolekcji:
Maślana Góra – 753 m n.p.m.
Zielona Góra – 690 m n.p.m.
Jelenia Góra – 684 m n.p.m.
Bucze – 585 m n.p.m.
Najwięcej rowerzystów spotkałem w Beskidzie Niskim, bardzo fajne tam tereny żeby pojeździć, muszę częściej się wybierać w tamte strony.
W drodze na szczyt, zielonym szlakiem. © Krasu

Przekaźnik na Maślanej. © Krasu

Piesek strzegący wejścia na przekaźnik. © Krasu

Na Maślanej wycinka trwa w najlepsze. © Krasu

Widoki na Beskid Niski. © Krasu

Stary Mostek. Szkoda tylko że Sękówka taka znaieczyszczona. © Krasu

Góra Zamkowa (chyba) nad Gorlicami. © Krasu

P.S. Sprawdzam w domu licznik a tu 123,4 ;P Nie celowałem w tak harmoniczny układ ;)

Dane wyjazdu:
114.00 km 0.00 km teren
05:00 h 22.80 km/h:
Maks. pr.:52.70 km/h
Temperatura min:1226.0
Temperatura max:
Podjazdy: m
Kalorie: 1869 kcal
Rower:K r o s s

Klimkówka

Niedziela, 12 września 2010 · dodano: 12.09.2010 | Komentarze 0

Pojechałem dziś na zaporę w klimkówce. Więcej o wycieczce i zdjęcia może jutro bo mam problemy techniczne z ich zgraniem. Niby nie za wiele km ale to moja życiówka :)