Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi krasu z wioski Golanka. Mam przejechane 23890.85 kilometrów w tym 1779.10 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.07 km/h i jest mi z tym dobrze.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy krasu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Tatry 2012

Dystans całkowity:405.20 km (w terenie 21.00 km; 5.18%)
Czas w ruchu:20:25
Średnia prędkość:19.85 km/h
Maksymalna prędkość:54.50 km/h
Suma podjazdów:4250 m
Maks. tętno maksymalne:35 (17 %)
Suma kalorii:12076 kcal
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:135.07 km i 6h 48m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
189.20 km 0.00 km teren
08:36 h 22.00 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura min:14.0
Temperatura max: 25
Podjazdy:1450 m
Kalorie: 5630 kcal
Rower:K r o s s

Tatry 2012 - Dzień3.

Sobota, 21 lipca 2012 · dodano: 26.07.2012 | Komentarze 1

Nad ranem słychać było ulewę. Nie zapowiadało się wiec za fajnie. Wstajemy coś przed 8 a na polu lekko leje. No ale nic pakujemy manatki, jemy śniadanie i w drogę. Rano mały ruch także szybko przejeżdżamy Zakopane i drogą Oswalda Balzera kierujemy się w stronę Słowacji. Ciągle trochę leje nie jedzie się za przyjemnie. Sama droga bardzo fajna, dużo serpentyn i podjazdów. Niestety widoki kiepskie bo pogoda do dupy.
Zakopane z drogi Oswalda Balzera - pogoda kicha. © Krasu

Koło przejścia granicznego w Łysej Polanie zaczyna się fajny szlak doliną Białej Wody, niestety brak czasu aby go przejechać, może innym razem. Pierwsze kilometry na Słowacji witają nas nowiutkim asfaltem. Po kilku podjazdach zaczyna się największy zjazd tego dnia, dobre kilka kilometrów ponad 40 km/h bez pedałowania, wszystko fajnie tylko zimno – ledwie 14 stopni i mokro.
Przejście graniczne w Łysej Polanie. © Krasu

Zatrzymujemy się przy początku drogi rowerowej. Tutaj małe śniadanko, rozgrzanie mięsni i dalej w drogę. Pierwszy raz w życiu miałem okazję jechać taką fajną ścieżką rowerową. Całe 10 kilosów aż do Spiskiej Beli droga miodzie, całkiem poza szosa, spokój, masa boćków na polach, po prostu bajka.
Cyklotrasy na Słowacji. © Krasu

Droga rowerowe na słowacji - miodzio. © Krasu

Wielka szkoda że pogoda deszczowa bo ominęło nas masa pięknych widoków na tatry wysokie. Koło południa gdy zjechaliśmy już niżej temperatura podskoczyła, przestało padać zaczęło się fajnie jechać w stronę Polski. Z drogi widać zamek w Starej Lobovnej, jednak nie mamy czasu żeby podjechać i zwiedzić.
Stara Lubovna - zamek nad miastem. © Krasu

Po południu dojeżdżamy do granicy z Polską w Leluchowie. Napędza nas myśl ciepłego obiadu w Muszynie. Ostatnio zraziliśmy się tam do pizzy, wiec bierzemy schaba w jakiejś restauracji. Nawet smaczny ale mały w porównaniu z tym co jedliśmy w zakopcu. Długo nie siedzimy bo czekają najlepsze lody na świecie w Krynicy. Taka pogoda wiec o dziwo kolejki nie ma. Tutaj dłuższy postój, jeszcze ciepłą kawka i ruszamy na ostatni większy podjazd tej wycieczki czyli Krzyżówkę. W trakcie smaruje jeszcze łańcuch bo mnie wkurza że tak na sucho mi skrzypi ;P O dziwo podjazd poszedł nawet gładko chodź tyle km w nogach, potem zjazd z Krzyżówki aż do Grybowa to jak zwykle bajka bez hamulców :D Już na spokojnie do samego domu, w którym jestem coś koło 20. W domu czekają na mnie sakwy, który przyszły w dzień wyjazdu…
Żegnamy słowackie krajobarzy. © Krasu


/

Dane wyjazdu:
41.60 km 14.00 km teren
02:50 h 14.68 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura min:17.0
Temperatura max: 31
Podjazdy:730 m
Kalorie: 1237 kcal
Rower:K r o s s

Tatry 2012 - dzień 2.

Piątek, 20 lipca 2012 · dodano: 25.07.2012 | Komentarze 1

Drugi dzień z założenia to odpoczynek przed i po, po dojeździe i przed powrotem. Ale oczywiście nie mogliśmy siedzieć bezczynnie. Mi chodziła po głowie myśl odwiedzenia doliny chochołowskiej rowerami, Konrad był bardziej za jakąś pieszą wycieczką w celu oszczędzania dupki, moja też już była porządnie odparzona ale jednak postanawiamy jechać rowerami. Śpimy długo, pewnie gdzieś do 9, z rana przez okno wspaniały widok na Giewont.

Poranny widok z okna kwatery. © Krasu


Po śniadaniu powoli zabieramy się jazdę, po drodze zakupy w sklepie. Na lekko bez bagaży to jednak jedzie się dużo lepiej. Widząc z drogi „drogę pod reglami” przejeżdżamy przez łąkę do niej, i kamienistą dróżką jedziemy kawałek. Potem znowu asfaltem na Kiry i do wylotu doliny Chochołowskiej. Dolina bardzo przyjemna do jazdy rowerem, no może w ostatniej jej części dużo wielkich kamieni ale jakoś na stojąco w celu oszczędzania zadka docieramy aż pod schronisko. Przeszkadza najbardziej duża ilość turystów, dzięki czemu jedzie się powoli bo trzeba cały czas uważać. Po drodze dużo tez rowerzystów, jednak pod samym schroniskiem tylko my na rowerach i niektórzy turyście są lekko zdziwieni nasza obecnością.
W dolinie Chochołowskiej. © Krasu

Schronisko w dolinie Chochołowskiej. © Krasu

Wracamy doliną do drogi, która jedziemy w kierunku zakopca do momentu wlotu do „drogi pod reglami” czyli czarny szlak którym jedziemy aż pod wielką krokiew. Jedzie się bardzo fajnie, tylko miejscami szlak trudny technicznie i w oponkach slickach lata mi rower jak tylko chce. Tak czy inaczej tego dnia mieliśmy trochę bardzo fajnej jazdy MTB. W samym zakopcu szukam kfc na Krupówkach, nie wiem czy zlikwidowali czy coś ale nie znalazłem a jeszcze w tamtym roku na pewno było. Także wracamy na kwaterę i udajemy się już na piechotę do pobliskiego „baru” gdzie bardzo sympatyczna rodzinka z babcią na czele robią domowe jedzenie, bardzo pyszne.
Wielka Krokiew. © Krasu


Ten wyjazd to pierwsze testy mojego kasku, kupiłem coś z Alpiny. Nie byłem nastawiony na konkretny model jakiejś firmy, po prostu zmierzyłem pewnie z 10 różnych i ten mi leżał najlepiej na głowie. W ogóle świetnie się spisał zapomniałem ze w ogóle mam go na głowie taki wygodny. Zobaczymy jak się będzie sprawować w jeździe po lasach i górkach.
Nowy nabytek. © Krasu


/

Dane wyjazdu:
174.40 km 7.00 km teren
08:59 h 19.41 km/h:
Maks. pr.:54.50 km/h
Temperatura min:15.0
Temperatura max: 35
Podjazdy:2070 m
Kalorie: 5209 kcal
Rower:K r o s s

Tatry 2012 - dzień 1

Czwartek, 19 lipca 2012 · dodano: 24.07.2012 | Komentarze 3

Pobudka 4:20, śniadanie jak zwykle płatki, niestety chyba mleko było nieświeże i mnie po nim bolał potem cały dzień brzuch. Niestety sakwy zamówione w cykloturze tydzień wcześniej jeszcze nie doszły i zapakowałem się w plecak, który jakimś cudem mocuję do bagażnika. Sprawdzenie wszystkiego jeszcze raz czy zapakowane i w drogę. O 5 jestem już po Konrada, który czeka na polu i jedziemy. Pierwsze kilometry bardzo mozolnie, jeszcze chyba śpimy. Grybów cały rozkopany, objazdy, robimy tam mała przerwie na moście bo idę do delikatesów skombinować jakieś śniadanie. Pierwszy podjazd pod Ptaszkową idzie nawet dobrze, myślałem że podjeżdżanie z takim bagażem będzie trudniejsze. Potem szybki zjazd aż do Nowego Sącza Jamnicy. Tam przez miasto bocznymi dróżkami za szlakiem rowerowym, w pewnym momencie ukazuje się piękny widok na Beskid Sądecki – pasmo Radziejowej.

Widoki na Beskid Sądecki z okolic Nowego Sącza. © Krasu


Jedziemy przez rondo za NS i mamy przyjemność użyć ścieżki rowerowej, oczywiście z kostki i zastraszająco długa, pewnie ze 30-40 metrów ;P W Starym Sączu na rynku krótki postój na śniadanie.

Rynek w Starym Sączu. © Krasu


Dalej jedziemy doliną Dunajca. Ruch dość duży także postanawiamy jechać drugą stroną Dunajca, bocznymi dróżkami.

Przejazd przez dunajec. © Krasu

Niestety fajna droga dość szybko się kończy, musimy się też trochę wrócić bo droga okazała się ślepa.
W dolinie Dunajca. © Krasu

W Krościenku nad Dunajcem odbijamy z głównej drogi i jedziemy w kierunku Szczawnicy. Tutaj na początku przełomu Dunajca dłuższa przerwa na jedzenie i regeneracje sił. Droga przełomem Dunajca to po prostu bajka, świetnie się jedzie, widoki cudowne, tylko na początku dużo ludzi potem już znośnie. To był chyba najfajniejszy odcinek trasy tego dnia, szkoda że to 100km od domu bo częściej bym tam zaglądał.
Przełom dunajca przez Pieniny - świetna trasa rowerowa. © Krasu

Jedzie się wyśmienicie także droga szybko mija i wylatujemy na Słowacji z drugiej strony przełomu. Tam ładny widok na 3 korony, omijamy czerwony klasztor bo tłumy. Zaczynają się powoli widoki na cel naszej podróży – tatry.
Trzy korony. © Krasu

Pierwsze widoki na tatry - cel podróży. © Krasu

Zmieniamy stronę Dunajca i wjeżdżamy do powrotem do Polski. Ponownie ładny widok na 3 korony z mostu.
Krasu podziwia widoki. © Krasu

Za Sromowcami dość ostry podjazd, za to potem świetny zjazd w stronę zapory. Wjeżdżamy na chwilę na zaporę w Niedzicy, kilka fotek z zamkiem w tle i szybko spadamy w kierunku Łapsze Niżne.
Zapora Czorsztyn, zamek w Niedzicy. © Krasu


Tutaj zaczyna się jeden z cięższych i dłuższych podjazdów tego dnia. Mozolnie pniemy się do góry, zmęczenie rekompensują piękne widoki na tatry.
Tatry coraz bliżej, widoki dodają sił. © Krasu

Wymęczeni zjeżdżamy w dół, myśleliśmy ze to najcięższy podjazd tego dnia, oj jak grubo się myliliśmy. Najgorszy okazał się podjazd w Bukowinie Tatrzańskiej, po którym była premia górska w tegorocznym Tour de Pologne. Aż musieliśmy zrobić sobie po drodze przerwkę bo po tylu kilometrach w nogach i z bagażami nie było sił psychofizycznych żeby to naraz podjechać ;) Jakoś dajemy rade i zjeżdżamy do Poronina, ostatni odcinek trasy to nie należąca do przyjemnych jazda zakopianką. Duży ruch, jeszcze przejazd pociągu przykorkował drogę.
Mina niewyraźna, na dzisiaj mi wystarczy ;P © Krasu

Schodzi nam chwilę poszukiwanie dogodnego noclegu, na początku proponują nam noclegi w zadupiach na górkach albo za wygórowane ceny. W końcu jednak lądujemy w bardzo fajnym miejscu na początku Kościeliska co będzie super bazą wypadową na drugi dzień jazdy. Niestety mają na kwaterę jakieś pół kilometra zaczyna lać, burza się rozszalała, dojeżdżamy lekko zmoknięci. Tyle kilosów i na ostatnim łapie nas taka burza…. Nic tylko się cieszyć że nie wcześniej :D

/