Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi krasu z wioski Golanka. Mam przejechane 23890.85 kilometrów w tym 1779.10 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.07 km/h i jest mi z tym dobrze.
Więcej o mnie.

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy krasu.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Długie Wycieczki

Dystans całkowity:5098.76 km (w terenie 700.30 km; 13.73%)
Czas w ruchu:241:52
Średnia prędkość:18.23 km/h
Maksymalna prędkość:64.50 km/h
Suma podjazdów:28725 m
Maks. tętno maksymalne:45 (22 %)
Suma kalorii:112811 kcal
Liczba aktywności:49
Średnio na aktywność:104.06 km i 6h 02m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
203.40 km 0.50 km teren
09:06 h 22.35 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura min:18.0
Temperatura max: 35
Podjazdy:1660 m
Kalorie: 6143 kcal
Rower:K r o s s

SK - Bardejov.

Czwartek, 7 czerwca 2012 · dodano: 11.06.2012 | Komentarze 0

Wybraliśmy się z kuzynem na zdobywanie Słowacji. Oczywiście nie mogło zabraknąć na trasie Bardejova, mojej ulubionej miejscówki na Słowacji. Wyjechaliśmy koło 8:30, z początku pogoda niepewna, trochę kropiło. Koniec końców nie zmokliśmy tego dnia ani razu. Trasa przez Gorlice, Konieczna do Bardejova, po czym powrót przez Leluchów, Muszynę i Krynicę. Najgorszy był podjazd przed Leluchowem, zaczęło dogrzewać niemiłosiernie do tego mały kryzys po przebytej już setce i ledwo co wyciągnęliśmy pod ta przełęcz. W Muszynie postój na pizze, fatalna, ciasto grubości w porywach do 3mm i prawie nic dodatków, bleee ;P W Krynicy postój w kolejce po lody z 20 minut :P Ale lody warte zachodu, jedne z najlepszych na świecie ;) O dziwo ostatnie 60km się jechało bardzo dobrze, myślałem że będę "zdychać" a tu nowe siły przyszły i się mknęło po 30 :) Wycieczka bardzo udana, nowa życiówka po góreczkach.
Rynek w Bardejovie. © Krasu

Serpentynki na podjeździe pod przełecz Małastowską. © Krasu

Już Słowacja. © Krasu

Słowackie krajobrazy © Krasu

Słowackie krajobrazy. © Krasu

Bardejov wita zaprasza. © Krasu

Bardejov- katedra. © Krasu

Uliczki w Bardejovie. © Krasu


Zjazd do Leluchowa, w tle już Polska. © Krasu





Dane wyjazdu:
106.10 km 15.00 km teren
05:55 h 17.93 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura min:12.0
Temperatura max: 43
Podjazdy: m
Kalorie: 3367 kcal
Rower:K r o s s

Beskid Sądecki – Przechyba (1175m), Radziejowa(1266m).

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 5

Myślałem nad tą trasą już w ubiegłym roku, nie czułem się jednak na siłach. A w tamtym tygodniu dobrze mi się jeździło więc stwierdziłem że nie będę czekać i tym razem do końca sezonu, tylko w droge. Najwyżej będę mieć dużo prowadzenia, na szczęście tak nie było.
Tatry - nagroda za męczarnie. © Krasu

Pobudka 5:30, śniadanko i w droge. Z rana w nogi troche zimno, bluza szybko ściagnieta. Pierwsze kilometry do Grybowa dobrze znane, jedzie się szybko. Potem podjazd pod Ptaszkową, zaczyna dogrzewać. Zjazd z Ptaszkowej w kierunku Nowego Sącz Jamnicy to już nowy teren dla mnie. Bardzo fajny zjaździk, w NS troche się poplątałem bo zielony szlak rowerowy kiepsko oznaczony. Wyjeżdżam w Nawojowej i przecinam przez górke do ronda w z którego odbijam na Stary Sącz. Widać już mój dzisiejszy cel – Przechybę. Radziejowa to w tym momencie jeszcze tylko marzenia ;)
Pasmo Radziejowej. © Krasu

Na rynku w Starym Sączu krótki odpoczynek, obserwacja ludzi, widac kilka samochodów z rowerami, coś się dzieje. Dziadek koło mnie też się nawadnia, krupnikiem prosto z butelki ;)
Rynek w Starym Sączu. W tle chyba pasmo Jaworzyny Krynickiej. © Krasu

Pojedzony i „wypity” jade dalej. W golkowicach w delikatesach robie zapasy na dalsza część trasy. Półtoralitrowa piwniczanka to podstawa bo dogrzewa masakrycznie. Skręcam w droge prowadzacą na Przechybę, no teraz to już tylko pod góre :D Pierwsze kilometry spokojnie przyjemnie się jedzie, jacyś turyści z samochodu pytają czy dobrze jadą, zamieniamy kilka słów, doganiam ich potem na parkingu przed zakazem dalszej jazdy. Jest już tutaj 540m n.p.m. to tylko co wyższe pagórki w mojej okolicy. Do celu już tyko 6,5km, z tym że to chyba najdłuższe 6,5 km w moim życiu :D
Już "tylko" 6,5km ;) © Krasu

Poczatkowo jednak nie jest tak źle, dopiero za doliną Jaworzynki, po minięciu jakiś ruder zaczyna się zabawa. Droga dość gwałtownie zaczyna zwiększać nachylenie, słońce chce mnie wymeczyć psychicznie dogrzewa ile tylko się da. Co jakiś czas robie sobie postój na podziwianie widoków i uzupełnianie płynów w organizmie.
Coraz wyżej, coraz piękniej. © Krasu

Całe szczęście jest jeszcze troche śniegu, jest czym schładzac organizm :D
Nie ma to jak śnieżna kąpiel ;) © Krasu

Sama końcóweczka podjazdu to fajny szuter, za zakrętem wyłania się nadajnik, ulżyło mi. Uadło się wyjechać bez podprowadzania .
Nadajnik na Przechybie 1175m n.p.m. © Krasu

Kawałek dalej i dojeżdżam do schroniska, a tam… nagroda za wszystkie trudy – tatry jak na dłoni. Stoje tak dłuższą chwile i się napatrzeć nie mogę. Po ogledzinach terenu zajmuje miejsce na tarasie z widoczkiem na tatry.
Dla takich widoków warto się męczyć. © Krasu

Zamawiam schabowego i browara. Smakuje wyśmienicie, chciałoby się częsciej obiad jeść w takich okolicznosciach.
Odpoczynek na tarasie. © Krasu

Po jedzeniu półgodzinna drzemka z podziwianiem widoków. Po przegladnieciu mapy decyduję się sprubować ruszyć na Radziejową. Jak się uda to zjade potem niebieskim rowerowym jeszcze przed rogaczem, a jak nie to powrót przez przechybę. Czerwony szlak bardzo piękny, co chwila widoki na tatry. Miejscami nie daje rade jechać bo za dużo śniegu lub za stromo. W nogach już prawie setka od rana i nie ma tego powera.
Widoki z czerwonego szlaku. © Krasu

Tutaj mamy jeszcze śnieg. © Krasu

Za to miejscami szlak bajka, można poczuć co to prawdziwe MTB.
Czerwony szlak. © Krasu

W oddali widać już wieżę widokową na Radziejowej. Jedzie się ciężko, wielki kamienie i masa korzeni – czyli w sumie super :D
Pasmo Radziejowej. © Krasu

W pewnym momencie słysze jakies głosy, za zakrętem wyłania się grupka turystów i wieża widokowa, a ja myślałem że podjeżdżam dopiero pod Złomisty Wierch (1224m n.p.m.) nawet nie wiem kiedy go minołem i Małą Radziejową – tak wciaga taka jazda. Na wieży grupka ludzi, robie im zdjęcia, oni mi :P Bo ja oczywiście wziołem sobie ministatyw tylko że… zapomniałem końcówki wkręcanej do aparatu haha ;P
Widoki z wieży na Radziejowej. © Krasu

Krasu cieszy banana. © Krasu

Radość nieopisana, pierwszy raz rowerem powyżej 1000m n.p.m. i to w takim miejscu, nic dziwnego że mi banan z twarzy nie schodzi, chodź mięsnie mają inne zdanie ;)
Na Radziejowej - Beskid Sadecki. © Krasu

Wieza widokowa na Radziejowej. © Krasu

Zjeżdzam z Radziejowe w strone przełeczy miedzy rogaczem. Haa zjeżdzam to za dużo powiedziane, tak jest tak stromo i tak sypkie kamienie że raczej zjeżdżam z kamieniami z rowerem w ręku :D Odbijam następnie na szlak niebieski rowerowy az do Rytra. Bardzo fajna szutrówka, nachylenia jednak dają o sobie znac, dużo musze hamować az w pewnym momencie blokuj mi całkiem koło. Patrze a tam hamulce tak nagrzane ze aż pod wpływem rozszerzania materiału zapiekły się. To pewnie przez nowe klocki wsadzone tydzien temu. Musze odstapić im troche swojej piwniczanki :P Gdy udaje mi się zjechać do doliny potoku schładzam hamulce w strumyku. Teren się troche wypłaszcza i już nie ma problemów zjeżdzam spokojnie do Rytra.
Kamyczki na zjezdzie z Radziejowej. © Krasu

Tam kawka w restauracji, do pociągu mam z 2 godzinki to się platam, jade zobaczyć czy na pewno jedzie ten pociąg. Gdy jestem na stacji pani zapowiada pociag w moim kierunku, hmm podjeżdza to wsiada. Musiałem przegapić jakis wczesniejszy na rozkładzie w domu. Powrót mija szybko i przyjemnie w klimatyzowanym pociagu. Oby wiecej takich wycieczek.


<iframe width='600' height='474' border='0' src='/widget?width=600&height=350&extended=true&maptype=ts_terrain&unit=km&redirect=no' frameborder='0' marginheight='0' marginwidth='0' scrolling='no'></iframe>

Dane wyjazdu:
180.30 km 2.00 km teren
08:28 h 21.30 km/h:
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura min:13.0
Temperatura max: 23
Podjazdy: m
Kalorie: 5416 kcal
Rower:K r o s s

Bardejov [SK]

Sobota, 11 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 1

Już w ciągu tygodnia postanowiłem że zrobię sobie sobotę rowerową, taką od początku do końca. Jeszcze we czwartek prognozy pogody były idealne, słońce i niewygórowane temperatury. Niestety już w piątek zapowiadali znowu deszcz… i bądź tu mądry. No ale nic, przygotowuje w piątek rower i nastawiam budzik na 5 rano. Wstaję rano i niebo zachmurzone ale nie pada. Postanawiam więc jednak jechać, a w razie czego wrócić wcześniej do domu. Zastanawiam się czy brać ze sobą wiatrówkę bo jest dość ciężka i ciepła, w końcu zabieram i to był strzał w dziesiątkę, bez niej zmarzłbym i to porządnie. Jadę w stronę Gorlic przez Turze i Moszczenicę. Ujechałem ledwo do Moszczenicy i mżawka zamienia się w intensywny deszcz. Także robię pierwszy postój, zjadam co nieco. Na szczęście dość szybko deszcz ustaje. Droga mokra ale jadę. W Gorlicach szukam kantora, znajduję 2 ale obydwa od 8 a ja tam byłem już o 7. Także nie czekam tylko dalej w drogę w stronę Koniecznej. Pogoda dalej deszczowa, jednak tylko mrzy. Zatrzymuję się jeszcze w sklepiku po długopis żeby mieć w razie czego do wpisu loga w keszach. Jedzie mi się dobrze, na horyzoncie pojawia się Beskid Niski.
W stronę Beskidu Niskiego. © Krasu

Dojeżdżam do Małastowa, gdzie zaczyna się stromy podjazd pod przełęcz. Fajne serpentynki w lesie, dość szybko melduje się na przełęczy Małastowskiej (604 mnpm). Tutaj mały postój, wyciągam gps i szukam kesza w okolicach cmentarza. Zrobił mnie w konia ten gps bo stojąc koło skrytki pokazywał jakieś 90 metrów dalej. Pochodziłem po lesie niepotrzebnie, w końcu znajdując kesza. Niestety zaczyna padać. Zjeżdżam kawałek z przełęczy, jednak deszcz przybiera na sile. Zatrzymuję się pod drzewem i czekam. Nachodzą mnie myśli czy czasem nie zawrócić bo pogoda kiepska. Po pewnym czasie deszcz trochę słabnie, wsiadam na rower i mknę w dół. Ukazuje mi się piękno Beskidu Niskiego. Nabieram ochoty do jazdy.
Beskid Niski. © Krasu

Po drodze trafiam na krowy które sobie chodzą po drodze, chyba wracały we trzy z piątkowej imprezy :D Zagadywały coś do mnie jednak nie znam ich narzecza ;) Przestaje padać, jednak buty mam już trochę przemoczone a nie wziąłem zapasowych skarpetek :/
Wyjeżdżam na przełęcz Beskidek (Dujava 580 mnpm), gdzie wita mnie Słowacja.
Przejście graniczne Konieczna na przełęczy Beskidek. © Krasu

Jest tutaj mały sklepik, jedyny który ocalał, dawniej był duży ruch przygraniczny ze względu na różnice cen. Teraz po wprowadzeniu euro na Słowacji to bardziej chyba oni jeżdżą do nas. Nie wymieniłem pieniędzy, ale pytam czy można płacić złotówkami. Oczywiście można, tak więc kupuję czekoladę studencką dla mojej studentki ;) Nic więcej nie biorę bo daleka droga przede mną i każdy gram balastu to złooo. Zaczynam zjeżdżać z przełęczy i już za pierwszym zakrętem muszę zwolnić do minimum bo droga zamieniła się w jakiś poligon czy coś O.o
Słowacja wita mnie trasą downhilową :P © Krasu

Na szczęście to tylko krótki kawałek z taką nawierzchnią, dodatkowo piękne widoczki także nie narzekam na wolną jazdę.
Słowacki beskid. © Krasu

Aż chce sie pedałować dalej i poznawać nieznane.... © Krasu

Zatrzymuję się koło drogi na pyszne czereśnie. Rośnie ich tam kilka drzew w rzędzie koło drogi. Zajadam sobie a tu nagle z kościółka po drugiej stronie wychodzą ludzie ;) Jedna pani się dziwnie patrzy ale to z powodu moich krótkich spodenek bo jej w sweterku zimno ;) Podjazdłęm trochę więc dalej w drogę, już po ładniutkim asfalcie. Tutaj na terenach przygranicznych jest bardzo malutki ruch. Dlatego jedzie się wyśmienicie, droga taka jak u mnie przez wioskę w ruch z 10 razy mniejszy, z 4-5 aut na godzinkę.
Zborov wita mnie. © Krasu

Przejeżdżam przez Zborov, gdzie mam planowany postój na górce aby obejrzeć ruiny zamku. Robią one na mnie ogromne wrażenie, to musiał być piękny i ogromny zamek. No i góry z każdej strony. Po prostu cud miód. Spędzam tam dość długą chwilę robiąc dużo zdjęć.
Hrad Zborov. © Krasu


Hrad Zborov od strony wejścia. © Krasu

Hrad Zborov. © Krasu

Krosik sie zadomowił, dostała mu się komnata z widokiem na górki ;) © Krasu

Słowacy odbuduwują jedną z baszt. © Krasu

Przepiękne widoki, ale tutaj troche miałem lęk wysokości jak zawiało mocniej ;) © Krasu

Na zamku ukryty jest skarb. Wyciągnąłem gps i zacząłem go szukać. Poszło sprawnie, był ukryty w północnej baszcie.
Tutaj znalazłem skarb. © Krasu

Niestety nie było długopisu aby wpisać się do logu. Achaaa! Przecież właśnie na taki wypadek zakupiłem takowy jeszcze w Polsce. Wyciągam go i… no nie chce pisać, próbuję rozpisać i dalej nic… Co za szajs. Całe szczęście że w skrzyni były czeskie kredki, wymieniam je za stare monety i wpisuje loga kredkami świecowymi ;)
Żal opuszczać tak piękne miejsce, jednak komu w drogę temu czas. Ruch coraz większy bo zbliżam się do Bardejova. Kierowcy jednak jakby trochę bardziej wyrozumiali niż nasi, nie wymuszają, nie pchają się na trzeciego. W Bardejovie Krosikowi stuka 5 tysiaków. Oj on już trochę zemną przeżył ;)
Pięć tysiaczków Krosa. © Krasu

Dlatego też zajeżdżamy na rynek aby poświętować i odpocząć. Piękne miasto, piękna starówka.
Odpoczynek na rynku w Bardejovie. © Krasu

Na rynku w Bardejovie. © Krasu

Bardejov. © Krasu

Pięknie tu jednak czas jechać do domu. Mam w planach powrót przez Tylicz i Krynicę. Dlatego muszę wyjechać z Bardejova w kierunku „Tarnova”. Nie mam jednak żadnej mapy ani planu. Kręce się trochę po mieście, jednak nic to nie daje żadnych kierunkowskazów. Zagaduje więc jakaś panią po angielsku, jednak nie rozumie. Przechodzę na polski i się jakoś dogadujemy, ona po słowacku ja po polsku. Kieruje mnie na hipernovą. No to śmigam. Po drodze mijam piękny deptak z fontannami, musze się zatrzymać na chwilkę popodziwiać ;P Spotykam jakaś wyprawę rowerową, mam ochotę zgadać skąd jadą itp., jednak wiem że musze się zbierać i to szybko. Także kilka zdjęć i w drogę.
Fontanna w Bardejovie. © Krasu

Rowerowa ekipa. © Krasu

Wyjeżdżam za miasto, kierunkowskazy są na Poprad co mnie trochę niepokoi. Doganiam jakiegoś rowerzystę i pytam czy dobrze jadę. Okazuje się że tak, dodatkowo dokładnie mi mówi jak dostać się na przełęcz. W drodze towarzyszy mi piękny widok na Busov, najwyższy szczyt Beskidu Niskiego.
Busov, najwyższy szczyt BN po stronie słowacji. © Krasu

Za Tarnovem skręcam na Kurov, przez który prowadzi droga na przełęcz Tylicką ( 683 mnpm). Był to chyba najcięższy podjazd tego dnia, przynajmniej takie miałem odczucie.
Ostatnie spojrzenie w stronę Słowacji. © Krasu

W pewnym momencie po raz pierwszy tego dnia pokazuję się słońce, gdy mijam tablice „Polska 1km”. Myślę sobie pięknie wita mnie ta ojczyzna. Oj ja głupi dałem się wypuścić w pole. W momencie gdy przejeżdżam na drugą stronę gór zrywa się porywisty wiatr. Mam mocno z górki a ciężko mi utrzymać prędkość ponad 20 km/h, masakra. Męczę się aż do samego Tylicza. Tutaj skręcam na rynek i szukam po sklepach skarpetek. Niestety bezskutecznie. Jest już grubo popołudniu i robie się głodny. Postanawiam jak najszybciej udać się do Krynicy na obiadek. Ku mojemu zdziwieniu nie jest to takie proste, bo znowu musze się wdrapać do góry, tym razem na przełęcz zwaną „Roma” od restauracji która się tam znajduje. Kręcenie na coś około 720 mnpm podwyższa mój poziom głodu :D Zjeżdżam na dół do Krynicy, szybka fotka i idę szukać czegoś do zjedzenia.

Po drodze kupuje suche skarpetki na targu i pytam o jakieś dobre miejsce do zjedzenia. Ląduję w restauracji koło lodowiska, zaraz za zadkiem wielkiego niedźwiedzia :D Nie mieli spaghetti więcej zajadam schabowego z frytkami. Po obiadku kawka, rozkładam się na ławeczce i odpoczywam. O 16 postanawiam wyruszyć do domu. Przede mną jednak jeszcze jeden podjazd…. Podczas podjeżdżania zaczyna bolec mnie prawe kolano. Muszę się kilka razy zatrzymać i rozmasować. Mam już tego dnia w nogach grubo ponad setkę po górach, nie jestem przyzwyczajony do takich przeciążeń. Jakoś udaje mi się wdrapać na przełęcz Huta („Krzyżówka” 745 mnpm). Tutaj dostaje mi się największe niespodzianki tego dnia, otóż niebo przetarło się na tyle że widać tatry. Przystaję na chwilę i podziwiam. Druga niespodzianką jest zjazd z krzyżówki….. miodzio, prawie do samego Grybowa z górki, piękne strome serpentyny, nowy asfalt, jedzie się nieziemsko. Niestety od Grybowa do domu jeszcze sporo kilometrów a jakoś nie chce mi się już pedałować. Siła w nogach jest ale brak chęci. Męczę się coraz bardziej. Jakieś 10km od domu rzucam rower na chodnik i siadam na krawężniku. Wymiękła mi głowa. Zbieram się jednak do dalszej jazdy chodź nie jest łatwo. Każdy kilometr przychodzi ciężko. W końcu jestem w domu, zmęczony bardzo, zadowolony jeszcze bardziej. Jak się okazuje jest to moja „życiówka”, 180km po górach, nie spodziewałem się tego po mnie….

Mapka orientacyjna, nie uwzględnia podjazdu na zamek, błądzenia po Bardejovie itp.

<div style="margin-top:2px;margin-bottom:2px;width:600px;font-family:Arial,Helvetica,sans-serif;font-size:9px;color:#535353;background-color:#ffffff;border:2px solid #2a88ac;font-style:normal;text-align:right;padding:0px;padding-bottom:3px !important;"><iframe src="/widget?width=600&height=400&maptype=2&extended=true&unit=km&redirect=no" width="600" height="515" border="0" frameborder="0" marginheight="0" marginwidth="0" scrolling="no"></iframe><br />Trasa rowerowa <a style="color:#2a88ac; text-decoration:underline;" href="">1037957</a> - powered by <a style="color:#2a88ac; text-decoration:underline;" href="http://www.bikemap.net">Bikemap</a> </div>

Dane wyjazdu:
123.40 km 16.00 km teren
07:03 h 17.50 km/h:
Maks. pr.:52.80 km/h
Temperatura min:8.0
Temperatura max: 23
Podjazdy: m
Kalorie: 2164 kcal
Rower:K r o s s

Maślana Góra.

Sobota, 2 kwietnia 2011 · dodano: 03.04.2011 | Komentarze 1

Zapowiadała się wolna sobota, więc niewiele myśląc porobiłem wszystko co musiałem w piątek i pobudka w sobotę o 6:30. Małe śniadanko i w drogę! W planie na dziś Maślana Góra.
Maślana Góra © Krasu

W ubiegłym roku miałem cichą nadzieję tam się wdrapać, ale tak zeszło że nie dałem rady. Za to dzisiaj nadrobiłem zaległości. W ogóle tak jakoś wyszła mi rekordowa sobota. Najwyżej wjechałem, życiówka kmów, na pewno najwięcej podjazdów w ciągu dnia chociaż tego nie mam jak mierzyć no i prawdopodobnie najwięcej czasu w siodełku. Ale jak zwykle w Gorlicach kiepskie jedzonko ;) Znalazłem tam dziś inną pizzerię, zamówiłem na ostro z szynką, pieczarkami i innymi dodatkami. W miarę smaczna, cieplutka tylko że znalazłem w niej pokaźnych rozmiarów kawałek…. mortadeli O.o. Ja nie wiem może u nich to jest szynka ;P Po zjeździe z Maślanej pojechałem jeszcze asfalcikiem w Beskid niski. Do Sękowej i kawałek dalej do Ropicy Górnej poszukać keszy. Powrót sobie zafundowałem znowu przez górki. Trochę chyba przesadziłem bo pod ostatnie podjazdy to już ledwo kręciłem :P No ale w sumie dziś dorzuciłem ładnych kilka pagórków do mojej kolekcji:
Maślana Góra – 753 m n.p.m.
Zielona Góra – 690 m n.p.m.
Jelenia Góra – 684 m n.p.m.
Bucze – 585 m n.p.m.
Najwięcej rowerzystów spotkałem w Beskidzie Niskim, bardzo fajne tam tereny żeby pojeździć, muszę częściej się wybierać w tamte strony.
W drodze na szczyt, zielonym szlakiem. © Krasu

Przekaźnik na Maślanej. © Krasu

Piesek strzegący wejścia na przekaźnik. © Krasu

Na Maślanej wycinka trwa w najlepsze. © Krasu

Widoki na Beskid Niski. © Krasu

Stary Mostek. Szkoda tylko że Sękówka taka znaieczyszczona. © Krasu

Góra Zamkowa (chyba) nad Gorlicami. © Krasu

P.S. Sprawdzam w domu licznik a tu 123,4 ;P Nie celowałem w tak harmoniczny układ ;)

Dane wyjazdu:
80.30 km 60.00 km teren
05:59 h 13.42 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura min:1534.0
Temperatura max:
Podjazdy: m
Kalorie: 1221 kcal
Rower:K r o s s

Liwocz.

Piątek, 24 września 2010 · dodano: 26.09.2010 | Komentarze 1

Końcówka wakacji nie rozpieszczała z pogodą, także jeździłem praktycznie tylko do pracy. Już myślałem że nie uda mi się spełnić maluczkich celów postawionych sobie na ten sezon z wielką rezerwą, w końcu to był mój pierwszy sezon i nie znałem w ogóle swoich możliwości. Jednym z nich było przejechanie pierwszej w życiu setki, udało mi się to kilka tygodni temu. Jednak wyjazd na Liwocz, który gdzieś tam mi siedział od zimy w głowie, dał mi dużo więcej radości. Liwocz to górka mająca 562 m.n.p.m., niby nie dużo ale to najwyższy szczyt pogórza ciężkowickiego, na skraju którego mieszkam. Leży on na drugim końcu tego pogórza, a przez całe ciągnie się "pasmo brzanki" czyli pasmo różnej wielkości górek, w większości zalesionych. Przez całość poprowadzony jest szlak pieszy, którym jechałem. Wyruszyłem dość późno bo dopiero około 10, wcześniej miałem kilka spraw do załatwienia. Może to i dobrze bo wracając zachód słońca zastałem w świetnym widokowo miejscu.
Zachód słońca na pogórzu. © Krasu

Na początek ostry podjazd pod Brzanke (534 mnpm), tam chwilka przerwy na wieży i dalej w drogę. Dalej to ciągle w dół, górę, dół, górę :) Bardzo fajna trasa, w lesie już daje o sobie znać jesień.
Jesień się już wprasza do lasów. © Krasu

Leśna droga. © Krasu

W lesie mnóstwo grzybiarzy i grzybiarek :P Ja też się pokusiłem o kilka na obiadek ;)
Pyszne muchomorki. © Krasu

Po ponad półtorej godzinie jazdy moim oczom ukazuje się w końcu mój cel wyprawy.
Liwocz w oddali. © Krasu

Kilka razy szlak opuszcza lasy.
Krosik odpoczywa na łące. © Krasu

Próba samowyzwalacza ;) © Krasu

Na mojej trasie jest tylko jeden sklep, z tych co to klient jest intruzem, a pani sprzedająca to w ogóle idzie do domu i przychodzi co jakiś czas jak się kolejka przed sklepem ustawi. Pogadałem więc z miejscowymi, panem który twierdzi że na Liwocz to w ogóle nie dojadę, a jak już to z 5 godzin mi zajmie bo bagna ;) W końcu przychodzi pani ekspedientka, musi przeżyć ten ból i mnie obsłużyć. Zakupuje mały obiadek, który spożywam kilka kilometrów dalej w lesie, przy Rysowanym Kamieniu.
Obiadek. © Krasu

Posilony ruszam dalej, bagna wprawdzie są, ale w większości przypadków to źródełka które da się ominąć. Jestem coraz bliżej.
Cel coraz bliżej. © Krasu

Ostatni podjazd to dla mnie armagedon, postanowiłem sobie że nie będę prowadzić w ogóle podczas podjazdu, no ale nie wiedziałem co mnie czeka :P Ostatni odcinek który miał może z 100 metrów męczyłem prawie pół godziny, po kilka obrotów korba, bo albo stawiało dęba albo koło traciło przyczepność. Czasem gdy próbowałem ruszać to zamiast zyskiwać to się cofałem. Ale jak człowiek uparty to co poradzisz :P W końcu moje męczarnie zostały nagrodzone.
Krzyż na Liwoczu. © Krasu

Pierwsze co robię to kładę rower na ziemi i kładę się spać na ławeczce, ten podjazd dał mi ostro popalić. Po 15-20 minutach dochodzę do siebie i zaczynam się rozglądać po okolicy :)
Jest tutaj dużo figur/pomników, szopka, mini kościół z krzyżem na dachu, który jest jednocześnie wieżą widokową. Widoki piękne ale przejrzystość powietrza kiepska więc daleko nie było widać, muszę tu kiedyś zajrzeć w zimie przy zmrożonym powietrzu :)
Jan Paweł II © Krasu

Szopka, chyba całoroczna ;) © Krasu

Widoki z wieży. © Krasu

Krzyż, chyba lubi pioruny :P © Krasu

Wracam tą samą trasą, jedzie mi jednak tak jakoś lepiej, czuje że udało mi się zrealizować cele i teraz może już przychodzić jesień, jednak ja poproszę złotą, ciepła, suchą i długą :P
Niestrudzony wojownik. © Krasu

Moje pogórze. © Krasu


Dane wyjazdu:
114.00 km 0.00 km teren
05:00 h 22.80 km/h:
Maks. pr.:52.70 km/h
Temperatura min:1226.0
Temperatura max:
Podjazdy: m
Kalorie: 1869 kcal
Rower:K r o s s

Klimkówka

Niedziela, 12 września 2010 · dodano: 12.09.2010 | Komentarze 0

Pojechałem dziś na zaporę w klimkówce. Więcej o wycieczce i zdjęcia może jutro bo mam problemy techniczne z ich zgraniem. Niby nie za wiele km ale to moja życiówka :)

Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura min:
Temperatura max:
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:K r o s s

Nierowerowe czasy ;)

Sobota, 28 sierpnia 2010 · dodano: 28.08.2010 | Komentarze 2

Już ponad tydzień nie jeździłem, niestety ale nie do końca było jak bo byłem chory, do tego przygotowywałem się na spacerek na Rysy, gdy złapało mnie gardełko. Dlatego też chciałem wydobrzeć przed ubiegłym weekendem i nie jeździłem. Niestety nie udało się, koniec końców na Rysy poszedłem ale trochę schorowany i załatwiłem się już całkiem ;) Ale warto było, przeżycie i widoki niezapomniane, szkoda tylko że nie bardzo jest tam jak wjechać na rowerku :P W niedziele nie mogłem wcale mówić ;P Powoli wyzdrowiałem i myśle że jak pogoda pozwoli to jutro wracam na rower! Poniżej kilka fotek z wycieczki na Rysy, więcej tutaj.

Poranek nad czarnym stawem. © Krasu

O tam, właśnie tam, ale co tam ?! ;P © Krasu

Zajadanie czekolady na szczycie ;) © Krasu

Widok ze szczytu na tatry słowackie. © Krasu


Dane wyjazdu:
78.00 km 25.00 km teren
04:31 h 17.27 km/h:
Maks. pr.:53.10 km/h
Temperatura min:2036.0
Temperatura max:
Podjazdy: m
Kalorie: 1470 kcal
Rower:K r o s s

Eska Bike Maraton Tarnów 2010.

Sobota, 10 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 0

Niestety tylko jako widz jak na razie :P Chodź nie do końca ;)
Mianowicie postanowiłem wybrać się do Tarnowa zobaczy start maratonu. Nigdy nie byłem na takiej imprezie także nie wiedziałem jak to w ogóle wygląda. Start o 11 także wyjechałem z domu coś po 8. Przez Tuchów, Karwodrze, Zawade i na lotnisko. Spokojnie po asfaltach. Byłem z godzinkę wcześniej, poplątałem się porobiłem zdjęć.
Około 11 usadowiłem się z aparatem niedaleko startu, po kolei wszyscy wystartowali. Porobiłem jeszcze zdjęć i tak gdzieś po 10 minutach stwierdziłem że nie będę czekać na koniec tylko jadę do domu. Tak się składa że trasa Mega/Giga biegła w kierunku mojego domu, przez Brzankę. Pomyślałem sobie że jak tylko mnie wpuszczą to pojadę za trasą zobaczę jak to w ogóle wygląda. Spokojnym tempem skierowałem się na górę św. Marcina, na pierwszym brukowym podjeździe mijam ostatniego zawodnika który już po pierwszym kmie złapał gumę ;) Podjeżdżam dalej a tam następnych kilka zawodników, wyprzedzam i jadę dalej. I tak kilka kilometrów jadę razem z zawodnikami, aż do momentu rozjazdu na mega. Bo ja skręcam na mega a większość z nich jedzie mini. Myślałem że przyjdzie mi samotnie już dalej jechać, ale nie mija kilka minut a doganiam jakąś grupkę. Pomimo ze nie miałem numeru startowego ani kasku, to nawet zostałem poczęstowany na bufecie napojami. Akurat miałem prawie pusty bidon także nie musiałem już zjeżdżać do sklepu z trasy tylko spokojnie pojechałem na brzanke. Atmosfera bardzo fajna, można pogadać podczas jazdy, pośmiać się, świetnie spędzony czas. Tylko chyba jakieś fatum bo widziałem ze 4 upadki, także nie wiem czy ja taki pechowy czy co :P Najgorszy to jak koleś za szybko wszedł w asfaltowy zakręt 90 stopni i przejechał po asfalcie do rowu :/ Męcząca trasa interwałowa z duża ilością odsłoniętych podjazdów co przy temperaturze ponad 30 stopni dawało w kość. Nie wiem po jakim czasie, bo nie popatrzyłem na starcie na licznik, dojeżdżam na Brzankę. Tutaj odpoczynek, uzupełnienie płynów i powoli mam zamiar się kierować do domu. Zjeżdżam na Burzyn bo odprowadzam do Tuchowa zawodniczkę która rezygnuje z dalszej jazdy. Po czym wracam do domku na obiad. Bardzo pozytywne wrażenia z maratonu pomimo że nie startowałem, ale za rok jadę ten maraton nie ma bata :D Poniżej kilka fotek.

Panorama Tarnowe ze wzgórza św. Marcina © Krasu


Przed Startem Bike Maratonu w Tarnowie. © Krasu


Start jednego z sektorów. © Krasu


Dane wyjazdu:
80.70 km 27.00 km teren
05:38 h 14.33 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura min:1130.0
Temperatura max:
Podjazdy: m
Kalorie: 1266 kcal
Rower:K r o s s

Rysowany Kamień.

Niedziela, 4 lipca 2010 · dodano: 04.07.2010 | Komentarze 0

Wybraliśmy się z samego rana z simsonem na pasmo brzanki, pojeździć po lesie :) Bardzo fajny terenowy szlak z Brzanki aż do Liwocza, ale tą ostatnią górkę zostawiliśmy na inną okazje bo nie było już czasu :) Powrót asfaltami przez Jodłową i Ryglice. Ale mnie dziś coś dupsko boli że hoho ;P Poniżej kilka fotek z wypadu.

Globaliści z Ryglic ;) © Krasu

Na Ostrym Kamieniu. © Krasu

Krzyż na górze Liwocz. © Krasu

W lesie można znaleśc wolno stojące, z kluczykami sprzęty. © Krasu

Krosik. © Krasu

Panorama ze szlaku. © Krasu

Fontanna na rynku w Ryglicach. © Krasu


Dane wyjazdu:
88.60 km 27.00 km teren
05:43 h 15.50 km/h:
Maks. pr.:59.80 km/h
Temperatura min:1627.0
Temperatura max:
Podjazdy: m
Kalorie: 1314 kcal
Rower:K r o s s

Zapora w Czchowie pieszym zielonym :)

Niedziela, 27 czerwca 2010 · dodano: 28.06.2010 | Komentarze 3

Synoptycy zapowiadali ładną pogodę, więc zaplanowałem na niedziele trochę dłuższą trasę. Chciałem sprawdzić czy da się przejechać pieszym szlakiem z Gromnika do Czchowa. Do Gromnika mam 3kmy, więc na luzie w kilka minut jestem na miejscu. Wstępuje do grosika zrobić zapasy i wyruszam na szlak. Zaczyna się strasznie stromym podjazdem po asfalcie. Pomęczyłem się trochę ale jestem pod nadajnikiem, skąd już lżejsza droga na Polichty. Znając te tereny zbaczam trochę ze szlaku aby zjazdem terenowym dotrze do oczka wodnego. Chwila oddechu i wracam na szlak, stąd już zero asfaltów do samego Czchowa ( zgodnie z mapą ;P). Pierwszy podjazd na Suchą Górę - Budzyń idzie dość dobrze, w jednym tylko miejscu kawałek podprowadzam bo za mokro i nie daje rady jechać. Na Budzyniu krzyżuje się kilka szlaków, dobry miejsce na początek różnych wypadów. Ja wybieram kierunek na Czchów, ten u samej góry na zdjęciu, chyba coś ponad 6h.

Sucha Góra - Budzyń © Krasu


Po szybkim zjeździe z Budzynia, mozolny, terenowy, przeplatany betonowymi fragmentami podjazd na Styr. Oj wymęczyło mnie tam, ale na górze zostałem wynagrodzony wspaniałym widokiem na pogórze z tatrami w tle :)

Zbliżenie na tatry. © Krasu


Pogórze Rożnowskie, w tle tatry. © Krasu


Zjazd ze Styru bardzo wymagający technicznie ( jak dla mnie :P), bardzo mokro i stromo, ledwo udaje mi się zjechać, w jednym miejscu musiałem sprowadzi z 20 metrów. Na samym dole krótki odpoczynek przed podjazdem na Mogiłę.

Nisczący potoczek między Styrem a Mogiłą. © Krasu


Podjazd pod Mogiłę ledwo wyjechałem. Na postój dłuższy nie było szans bo po kilku minutach była koło mnie cała chmara much i komarów. Także tylko szybkie zdjęcie i w drogę.

Mogiła. © Krasu


Zjazd z Mogiły to ciągłe schodzenie z rowera i pokonywanie różnych przeszkód. Szkoda że tak nieprzejezdny bo byłby bardzo fajny z osobliwymi singielkami.
W pewnym momencie szlak zapadł mi się pod ziemię. Koniec ścieżki i urwisko kilka metrów, dobrze że nie jechałem za szybko.

Porwało szlak. © Krasu


Skończyło mi się picie i po zjeździe do Rudy Kameralnej chciałem się zaopatrzyć w mineralną, niestety sklepu otwartego nie znalazłem. Luknąłem na mapę i postanowiłem skróci sobie drogę przez suchą górę, wprost na tamę na zaporze w Czchowie. Pomysł dobry, realizacja nie do końca :P Przedzierałem się przez jakieś mokradła, wpadłem po kostki w błoto i wodę, ale w końcu dojechałem do niebieskiego szlaku rowerowego, którym chciałem zjechać na tamę. Niestety skręciłem niefortunnie w dół i zjechałem niepotrzebnie do Tropi. Stamtąd znowu musiałem wdrapać się do góry i inną droga wróciłem na szlak. W pewnym momencie ukazał się cel podróży - zalew Czchowski.

Widok na zalew Czchowski. © Krasu


Szlak w dół za taśmowany policyjną taśmą i znak zakazu wjazdu - czynne osuwiska. Stwierdziłem że rowerem może da radę. No i dało się ale ledwo i trzebabyło miejscami prowadzi bo szlak wyglądał tak:

Droga rowerowa zniszczona przez osuwiska. © Krasu


Tutaj już nie dało rady jechac. © Krasu


W końcu udało mi się dotrzeć nad zalew gdzie chwile odpoczywałem.

Nad zalewem Czchowskim © Krasu

Zalew Czchowski. © Krasu

Możnaby tu posiedziec chwilę dłużej, ale komu w drogę temu w czas. © Krasu


Postanowiłem pojechać również na zaporę w Rożnowie, skoro byłem już tak niedaleko. Po drodze mijam zamek Tropsztyn. Niestety otwarty dla zwiedzających dopiero od lipca.

Zamek Tropsztyn. © Krasu


W Rożnowie dopada mnie kryzys, nie wyciągnąłem nawet aparatu. Nic mi się nie chce do tego boli głowa i się chmurzy. Po chwili odpoczynku zmuszam się do pedałowania w stronę domu, wstępując do delikatesów po apap. Zaczyna pada, ubieram długi rękaw. Pada coraz mocniej wiec postanawiam wraca asfaltami. Achh ci synoptycy od siedmiu boleści, miało dziś w ogóle nie padać. Ubieram palto przeciwdeszczowe bo leje jak z cebra. Wyglądam bynajmniej komicznie :P Ale co tam nikt mnie tu nie zna a przynajmniej nie przemoknę cały :D Na szczęście głowa przestaje bolec i przechodzi kryzys, znowu mi się chce pedałować. Po drodze można podziwiać pozostałości po powodzi.
Popowodziowa pustynia. © Krasu


Wycieczka mimo przemoknięcia bardzo udana.