Info
Ten blog rowerowy prowadzi krasu z wioski Golanka. Mam przejechane 23890.85 kilometrów w tym 1779.10 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.07 km/h i jest mi z tym dobrze.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Grudzień4 - 2
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik1 - 0
- 2016, Wrzesień1 - 0
- 2016, Sierpień1 - 0
- 2016, Lipiec4 - 0
- 2016, Maj3 - 0
- 2016, Kwiecień1 - 0
- 2016, Marzec5 - 0
- 2016, Luty2 - 0
- 2016, Styczeń3 - 0
- 2015, Grudzień2 - 0
- 2015, Listopad3 - 0
- 2015, Październik4 - 0
- 2015, Wrzesień3 - 0
- 2015, Sierpień5 - 0
- 2015, Lipiec3 - 0
- 2015, Czerwiec3 - 0
- 2015, Maj3 - 0
- 2015, Kwiecień5 - 0
- 2015, Marzec6 - 1
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń3 - 0
- 2014, Grudzień4 - 1
- 2014, Listopad3 - 4
- 2014, Październik5 - 3
- 2014, Wrzesień4 - 0
- 2014, Sierpień17 - 10
- 2014, Lipiec2 - 0
- 2014, Maj6 - 1
- 2014, Kwiecień5 - 4
- 2014, Marzec8 - 10
- 2014, Luty7 - 6
- 2014, Styczeń6 - 6
- 2013, Grudzień5 - 3
- 2013, Listopad4 - 1
- 2013, Październik13 - 5
- 2013, Wrzesień4 - 2
- 2013, Sierpień10 - 8
- 2013, Lipiec9 - 9
- 2013, Czerwiec12 - 8
- 2013, Maj14 - 5
- 2013, Kwiecień20 - 5
- 2013, Marzec8 - 4
- 2013, Luty5 - 2
- 2012, Grudzień1 - 0
- 2012, Listopad4 - 0
- 2012, Październik16 - 5
- 2012, Wrzesień16 - 1
- 2012, Sierpień16 - 0
- 2012, Lipiec15 - 5
- 2012, Czerwiec10 - 0
- 2012, Maj18 - 7
- 2012, Kwiecień14 - 8
- 2012, Marzec5 - 2
- 2012, Styczeń3 - 1
- 2011, Grudzień3 - 2
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik9 - 3
- 2011, Wrzesień20 - 3
- 2011, Sierpień23 - 10
- 2011, Lipiec14 - 1
- 2011, Czerwiec16 - 4
- 2011, Maj18 - 0
- 2011, Kwiecień10 - 4
- 2011, Marzec18 - 4
- 2011, Luty3 - 2
- 2011, Styczeń4 - 4
- 2010, Listopad11 - 5
- 2010, Październik7 - 0
- 2010, Wrzesień14 - 1
- 2010, Sierpień17 - 2
- 2010, Lipiec17 - 1
- 2010, Czerwiec16 - 8
- 2010, Maj12 - 0
- 2010, Kwiecień14 - 0
- 2010, Marzec9 - 1
- 2010, Luty2 - 0
Wpisy archiwalne w miesiącu
Sierpień, 2014
Dystans całkowity: | 1642.90 km (w terenie 57.00 km; 3.47%) |
Czas w ruchu: | 75:16 |
Średnia prędkość: | 18.15 km/h |
Maksymalna prędkość: | 53.50 km/h |
Suma podjazdów: | 7515 m |
Maks. tętno maksymalne: | 42 (21 %) |
Suma kalorii: | 31810 kcal |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 102.68 km i 5h 47m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
118.90 km
10.00 km teren
07:24 h
16.07 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura min:20.0
Temperatura max: 30
Podjazdy: m
Kalorie: 3332 kcal
Rower:K r o s s
Dzień 5 - Doliną rzeki Traun – szmaragdowa woda.
Poniedziałek, 11 sierpnia 2014 · dodano: 01.09.2014 | Komentarze 0
Noc spędziłem na polanie koło
Dunaju. Miejsce nie najlepsze bo dużo pokrzyw i jak się okazało prawie w
mieście. Na szczęście noc mija spokojnie. Pobudka standardowo 5:20 plus dwie
drzemki. Jadę dale wzdłuż Dunaju ale teraz mam już większe miasta po drodze,
nie czuć tego wczorajszego klimatu. Na dodatek źle skręcam w jednym miejscu i
ląduję w centrum Enns. Nie chce jednak się wracać i podjeżdżam kawałek główną
drogą, która to jakby nie było jest skrótem a na dodatek robią sobie na
spokojnie zakupy w supermarkecie. Udaje mi się szybko wrócić na EuroVelo 6 i
jade w kierunku Linz. Coś rozkojarzony z rana jestem bo znowu gubię szlak i
ląduje w Linz zamiast je ominąć. Na szczęście jak patrzę na mapę to zatrzymuje się
jakiś dobry lokalny rowerzysta i mi wskazuje właściwą drogę, znowu jakby skrót
tylko że ruchliwą drogą. Przejeżdżam nad rzeką Traun, opuszczam trasę EuroVelo
6 - Donauradweg i odbijam w Traunweg oznaczone jako R4 w kierunku Traunsee.
Euro Velo 6 © Krasu
Rzeka Traunsee jest całkowicie inna od Dunaju. Wypływa ona w Alpach i po drodze nie zdążyła się nigdzie zanieczyścić. Jest niewiarygodnie przejrzysta, jak na rzekę, do tego ma cudny szafirowy czy to morski czy mocno zielony kolor. Po prostu bajka. Podobnie jak woda w Morzu Śródziemnym na Costa Brava. Niestety kiepski fotograf i aparat dlatego zdjęcia nie oddają tego efektu.
Przejrzysta rzeka Traun© Krasu
Traunweg© Krasu
W jednym miejscu znowu pomyliłem trasę i wylądowałem na ścieżkę lekko nie przystosowanej dla rowerów, bardzo wąsko i miejscami kamieniście. Na szczęście prowadziła ona w dobry kierunku. W jednym z mijanych miasteczek jest nawet specjalny most dla rowerzystów, żebyśmy nie musieli jeździć razem z blachosmrodami. Po kilku godzinach jazdy zaczyna kropić. Zatrzymuje się na ławce i przyrządzam obiad. Kupiłem wcześniej 4 jakby kotlety mielone nadziewane serem oraz jakimiś warzywami. No po prostu rarytas jak na taką niskobudżetową wyprawę. Powoli zaczynają pojawiać się w tle Alpy.
Rzeka Traun - miejscami spokojna, miejscami wręcz górska© Krasu
Alpy mnie zapraszją do siebie, a potem odganiają deszczem © Krasu
Jak się okazało rozłożyłem się z jedzeniem koło wodospadu. Nawet nie wiedziałem bo słychać nie było. Tylko co jakiś czas ludzie podjeżdżali i szli ścieżką w dół, no ale wiadomo do lasu nad rzekę to sobie chodzą. A tu na tablicy ogłoszeń widzę że zrobiony jest tutaj jakiś mini szlak geocache i prowadzi koło tych wodospadów. No to świetnie tylko na nie mam Internetu to nie pokeszuje tym razem. Ale nad wodospad chętnie zajrzę. Tak przejrzysta woda robi wrażenie, do tego dużo ludzi w kombinezonach także można tutaj nurkować nawet.
Wodospady Traufall© Krasu
Traunsee przykryte chmurami© Krasu
Klasztor na Traunsee© Krasu
Szczyty okalające Traunsee w chmurach© Krasu
Przystań© Krasu
Mocze nogi w Traunsee© Krasu ( Hmm ta noga tutaj wygląda jak zakrwawiona ale to tylko złudzenie, pewnie przy kompresji zdjęcia kolory się rypły)
Miejscówka ze świetnymi widokami© Krasu
Dzień 4 – Donauradweg – kurczak jest wielce OK!, Dzień 6 - Deszcze niespokojne.
Kategoria Długie Wycieczki, Alpy 2014
Dane wyjazdu:
167.50 km
5.00 km teren
09:05 h
18.44 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura min:20.0
Temperatura max: 41
Podjazdy: m
Kalorie: 4875 kcal
Rower:K r o s s
Dzień 4 Donauradweg – kurczak jest wielce OK!
Niedziela, 10 sierpnia 2014 · dodano: 31.08.2014 | Komentarze 0
W nocy padało. Nie przeszkadzało
to jednak imprezować towarzystwu z pobliskiego lasu. Pobudka o 5:20, ale
jeszcze 2 drzemki dla lepszego poranka. Namiot mokry po nocnych deszczach, nie
ma szans go wysuszyć o tej porze więc jakoś składam taki mokry. Pogoda też taka
niepewna, ale z biegiem dnia się przejaśnia i jest piękny gorący dzień.
Samowyzwalacz w ruch© Krasu
Na Dunaju co jakiś czas wybudowane są zapory wraz z elektrowniami. Dzięki wysokim wałom nie rozlewa się on jednak tak bardzo. Dla statków porobione są ogromne śluzy. Pierwszy raz w życiu widziałem rybaków z takim osprzętem. Po prostu bajka, mają takie specjalne stanowiska, nawet fotele na resorach z uchwytami na wędki i całą masę różnego rodzaju jedzenia dla ryb, przynęt i kto wie czego jeszcze. Z rana przygotowywali „jedzonko” dla swoich ofiar, to jakby ktoś robił pasze dla świń albo coś. Na jednym z zalewów z samego rano było dziesiątki takich rybaków. Jechałem też zaraz koło chyba elektrowni. Nie jestem pewny, ale taki wielki kloc budynek koło zalewu i wyświetlacz ile to prądu już w tym dniu naprodukowali. Ciekawe jaki to rodzaj elektrowni.
Elektrownia© Krasu
Pasażer na gapę© Krasu
Dzisiejsza trasa to piękne tereny. Dunaj wije się wśród wzgórz, pełnych winnic i gajów owocowych. Do tego duża ilość zamków, warowni, klasztorów, małych miasteczek – po prostu bajkowo. Nie spodziewałem się takiego krajobrazu.To bardziej wyglądało na ciepłe Włochy niż Austrię. Jechałem cały czas chłonąc piękne widoki. Aż rzadko kiedy wyjmowałem aparat. Donauradweg biegnie tutaj po obu stronach Dunaju, także można sobie wybrać, z której strony się jedzie. Ja jechałem głównie prawobrzeżną częścią, z wyjątkiem jednego odcinka. Szukałem tam jakiegoś kąpieliska ale bezskutecznie. A że jechałem w górę rzeki to miałem ją przeważnie po prawej stronie i widziałem zamki po drugiej stronie przejeżdżając nieraz koło niektórych nie wiedząc o tym nawet. Wynika to z tego, że jednak ta wyprawa była lekko spontaniczna i nie byłem dobrze przygotowany, co do tego, co można zobaczyć po drodze. Teraz pisząc tą relację szukam informacji w Internecie na temat tych ciekawych miejsc, które widziałem. Np. dowiedziałem się właśnie że w zamku Dürnstein był więziony król angielski Ryszard Lwie Serce który powracając z III wyprawy krzyżowej został pojmany z rozkazu Leopolda V Babenberga i uwięziony w tutejszym zamku od grudnia 1192 roku aż do lutego 1194 roku.
Zamek Dürnstein - więzienie króla Ryszarda Lwie Serce© Krasu
Kolejnym ciekawym miasteczkiem był Spitz z charakterystycznym kościołem św. Maurycego. Okolice tego miasta należały przez długi okres ( lata 812-1504) do klasztoru Niederaltaich i były długi czas bawarską enklawą w Austrii. Na wzgórzu Hausberg za miastem leży zamek Hinterhaus.
Spitz z kościołem św. Maurycego© Krasu
Zamek Hinterhaus© Krasu
Jednym z takich pominiętych zamków, był zamek Aggstein. Całe szczęście, że akurat obejrzałem się za plecy, a tu na samym czubku wzgórza piękny zamek. Chciałbym kiedyś wrócić w ten rejon i każdy zamek oraz miasteczko odwiedzić, oglądnąć dokładniej i poznać jego historie. Wydaje mi się to świetne miejsce na urlop nie tylko rowerowy.
Na wzgórzu zamek Aggstein© Krasu
Nie trzeba było długo czekać aby moim oczom ukazał się kolejny zamek, tym razem to Zamek Schönbühel. Wybudowany na 40 metrowej skale tuż przy Dunaju. W czasie II wojny światowej zajęty przez Niemców, potem pod kontrolą Rosjan, teraz już w rękach prawowitych właścicieli. Jadąc dalej trafiam an stacje benzynową, a tak jakby nad nią mega klasztor, bardzo piękny, złocisty. Przykuwa uwagę z daleka. Jak się teraz dowiedziałem widziałem tylko jego część. Jest to klasztor benedyktynów w Melk. Opactwo powstało w średniowieczu. Benedyktyni z tego zakonu zainicjowali reformy w obrębie zakonu głosząc powrót do pierwotnej doktryny św. Benedykta i zyskując uznanie władz kościelnych.
Zamek Schönbühel© Krasu
Opactwo Benedyktynów w Melk© Krasu
Na stacji benzynowej korzystam w toalety a tam… specjalna półka na kask rowerowy/motocyklowy. No po prostu bajka, tego się nie spodziewałem i kask zostawiłem przy rowerze. Szukam gniazdka z prądem gdzieś an zewnątrz aby nie prosić kasjerów o podłączenie. O dziwo znajduję takie w pomieszczeniu koło myjni, do tego mam duży stolik w cieniu. Jest straszny upał więc postanawiam zrobić przerwę i podładować komórkę. Mam też czas aby dobrze przejrzeć mapę.
Wieszak na kask© Krasu
W miejscowości YYbs zatrzymuję się przed budynkiem, który wydawał mi się być muzeum rowerów. Jak się okazało to muzeum jest ale bardziej w centrum miasta. Nie byłem w środku, ale znalazłem film pokazujący zbiory tego muzeum. Film jest autorstwa polskiego rowerzysty – zaciekawionych odsyłam pod link.
Na bulwarze rozkładam się koło ławki. Wyciągam mój mokry namiot i suszę go na trawie. Wcześniej jadąc przez pola zakosiłem jedną kukurydzę. Także teraz wyciągam kuchenkę i sobie smażę smaczną kukurydzę. Tak sobie smażę i jedzie jakaś pani co się do mnie uśmiecha. Zjadłem a tu pani się za chwile wraca i pyta czy umiem mówić po niemiecku, a ja grzecznie że nie bardzo ale że po angielsku umiem. I już po angielsku proponuje mi 2 kawałki kurczaka, mówi że oni już pojedli i że im zostało i pomyślała czy bym nie chciał. No baa, pewnie że chętnie zjem. Pogawędziliśmy jeszcze chwilę, jak się okazało pani była Niemką z Monachium i była kiedyś w Polsce. Jechała dookoła któregoś z mazurskich jezior i bardzo się jej podobało. Fajnie że czasem można spotkać tak bezinteresownych ludzi, szczególnie jak się jest gdzieś na obczyźnie.
Muzeum rowerów© Krasu
Dunaj niestety za brudny do kąpieli, a miałem taką ochotę popływać tego dnia. Szukałem jakiegoś kąpieliska ale bezskutecznie. Widziałem w kilku miejscach amatorów kąpieli w kakao ale ja dziękuje. Po drodze było jeszcze sporo takich fajnych miasteczek i zamków. Zmęczenie dawało się we znaki i coraz rzadziej wyciągałem aparat, a szkoda bo widoki piękne.
Naddunajskie widoki© Krasu
W pewnym momencie Donauradweg odchodzi trochę od Dunaju i wspina się na małe wzgórze. Tam po raz pierwszy widzę Alpy, tak skromnie wyłaniają się zza horyzontu. To bardzo ładne podsumowanie całego dnia. To był jeden z najfajniejszych dni całej wyprawy.
W oddali Alpy© Krasu
Dzień 3 - Wiedeń - zagubione pranie., Dzień 5 - Doliną rzeki Traun - szmaragdowa woda.
Kategoria Długie Wycieczki, Alpy 2014
Dane wyjazdu:
99.30 km
5.00 km teren
06:25 h
15.48 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura min:21.0
Temperatura max:
Podjazdy: m
Kalorie: 2938 kcal
Rower:K r o s s
Dzień 3 Wiedeń - zagubione pranie.
Sobota, 9 sierpnia 2014 · dodano: 27.08.2014 | Komentarze 0
Dobrze się spało, aż szkoda
wstawać tak wcześnie. Ale dziś kolejny „miastowy” dzień, a jak to w mieście
czas szybko ucieka szukając dobrej drogi w tym gąszczu uliczek. Na szczęście
jestem jeszcze w pięknych okolicach i ranek wita mnie cudownymi widokami.
Takie widoki chciałbym mieć każdego ranka© Krasu
Zbliżając się do Wiednia trasa
prowadzi bulwarami koło kanału Neu Donau. W publicznej toalecie jest też kran z
woda na zewnątrz wraz z lusterkiem. Jakiś rowerzysta korzysta i się goli, no to
sobie myślę też skorzystam i wjadę do stolicy z pięknie gładką twarzą ;) Zaraz
potem jadę koło plaży nudystów, mimo wczesnej pory już kilku starych obleśnych
entuzjastów wietrzy swoje przyrodzenia, trzeba szybko stamtąd spadać! Pytam
jakiegoś rowerzystę którym mostem najlepiej się przeprawić do centrum miasta,
bo oczywiście nie mam żadnego planu Wiednia. Przejeżdżam na tak jakby wyspę
oddzielającą kanał od głównego nurtu Dunaju, a tutaj podjazdy na most dla
rowerzystów jak kręte schody, żeby nie było za stromo. Wylądowałem jednak na
Praterze, czyli dzielnicy ze słynnym wesołym miasteczkiem. Jest koło 9 więc
wszystko pozamykane i jeszcze spokój. Szybka przejażdżka, kilka fotek i jadę
dalej, tylko gdzie ? Wstępuję na dworzec tamtejszego PKP i pytam w informacji.
Pan jednak nie za miły mówi ze oni udzielają informacji tylko dotyczących
rozkładów jazdy itp. To się pytam w ogóle w którym kierunku jest centrum
miasta. Mają też plan Wiednia w gablocie więc zerkam i mniej więcej orientuję
się co i jak.
Rowerowe udogodnienia© Krasu
Wiedeń© Krasu
Diabelski młyn© Krasu
Prater - dzielnica słynna z wesołego miasteczka© Krasu
Most na Dunaju© Krasu
Centrum biznesowe Wiednia ??© Krasu
Dojeżdżam pod
katedrę św. Szczepana a tam już cały turystyczny zgiełk. Sama katedra bardzo
piękna, taki styl budownictwa bardzo mi się podoba. Żałuję że nie mam gdzie
zostawić roweru żeby zobaczyć ją do środka. Szukam informacji turystycznej ale
nigdzie nie widzę. Za to pełno sklepów topowych marek, a to Georgio Armani a to
Versace, nic tylko kupować!
Katedra św. Szczepana w Wiedniu© Krasu
Krasu na rowerku© Krasu
Katedra© Krasu
Pod katedrą pytam jednego z
naganiaczy turystów do zakupu biletów o drogę do informacji turystycznej bo
ileż można błądzić po Wiedniu. Pierwsze co to mnie upomina że tutaj nie można
jeździć na rowerze tylko prowadzić ale mniej więcej wytłumaczył mi gdzie jest
takie info. Jednak trochę mi zeszło zanim znalazłem, musiałem jeszcze kilka
razy dopytać. Całe to centrum informacji turystycznej to był taki śmieszny
złoty barak postawiony koło skrzyżowania. Ucieszony parkuje rower a tu zonk!
Gdzie moja koszulka ?? Przyczepiłem sobie wczorajsze pranie do sakw, dwie
koszulki i spodenki. A tu brak mojej ulubionej koszulki! No nic jak już jestem
to idę po mapy, coś tam darmowego jest, pytam o mapę ścieżek rowerowych ale
takowej nie posiadają. Szkoda mi koszulki więc postanawiam kawałek się wrócić,
może akurat gdzieś będzie. Całe szczęście koszulka leży kilka przecznic wcześniej
koło opery wiedeńskiej. Może to był znak żeby tam wstąpić, ja jednak odpuszczam
i jadę w stronę Hofburga, siedziby cesarskiego rodu Habsburgów. Wiedeń jest
piękny, na każdym kroku widać bogactwo i kunszt architektury. Pełno wszędzie
też turystów, co mniej lubię. Toteż kolejka do wody pitnej była, swoje odstałem
i wszystkie bidony napełniłem. Kilka przecznic dalej trafiłem na pogrzeb. Taki
uroczysty, z wojskiem i wszystkimi honorami. Ale trwało akurat przemówienie
polityków, także tylko kilka fotek i już mnie tam nie było. Koło ratusza
rozłożony był gigantyczny ekran bo akurat był festiwal filmowy. Z tym że o tej
porze żadnego filmu nie wyświetlano, ochroniarz jednak i tak upomniał mnie że nie
wolno tam jeździć rowerem. No niech mu będzie, zsiadłem ale przeprowadziłem kawałek
dalej i wio, spadam stąd!
Hofburg, siedziba cesarzy a ja sie pcham z rowerem ;)© Krasu
Architektura Wiednia© Krasu
Wiedeń - kopalnia zabytków© Krasu
Niektóre w remocnie© Krasu
Rydwan kontra bolid F1© Krasu
Ratusz w Wiedniu© Krasu
Kilka przecznic
dalej rozsiadam się w parku koło okrągłego stołu. Przepatruję mapę bo nie
znalazłem jednego z pałaców, który kojarzyłem zawsze z Wiedniem. Z takim dużym
ogrodem, mnóstwem kwiatów, fontann oraz budowlą na wzgórzu. Jedna z miniaturek
wydaje się pasować do mojego wyimaginowanego wyobrażenia o tym miejscu. Jest
duży budynek z ogrodem ale to jest na drugim końcu miasta. No nic postanawiam
jednak tam jechać. Co chwile muszę sprawdzać gdzie jestem na mapie, ciągle się
gubię w tych uliczkach i ścieżkach rowerowych. Przy budce z kebabami postanawiam
odpocząć i jednego zamawiam. Od razu widać że to już nie centrum miasta. Pełno
podejrzanych typków się kreci, śmierdzi niemiłosiernie, szaro i ponuro, całkowicie
inna atmosfera. Zjadam i spadam stąd jak najszybciej. Dojeżdżam na miejsce trochę
od boku i wielki zonk, pisze że tutaj jest ale ZOO ! No nie róbcie sobie jaj,
tyle jazdy i błądzenia a tu ZOO! Jak już jestem to sprawdzę główny budynek,
może jednak dobrze trafiłem. Budynek sie ciągnie dobre kilkaset metrów,
podjeżdżam pod główną bramę i jednak to jest Pałac Schönbrunn. Odetchnąłem z
ulgą. Jednak nie trwało to długo, dojeżdżam do bramy a tam wypada ochroniarz: „No
bikes! No bikes!”. No kurde ale będę prowadził, ale nie dalej „No bikes!”. W
dupę jeża, tłukę się z godzinę przez zatłoczony Wiedeń a tu jakiś nadgorliwy
ochroniarz mnie nie wpuścił. No nic zostawiam rower przy bramie i wchodzę na
dziedziniec, kilka fotek strzelam. Ale główne atrakcje, czyli piękny ogród i
fontanny są za pałacem. Nie zostawię tak roweru bo nie będę mieć czym do domu
wrócić. Zrezygnowany idę do ochroniarza i pytam czy mogę koło niego przypiąć
rower do bramy, czy mi popilnuje. On na to że spoko ale że za 20 minut kończy
pracę i przyjdzie ktoś inny. W 20 minut to nie obrócę bo to hektary tych
ogrodów. Ale proponuje mi ze zamknie mi rower w kantynie dla ochroniarzy i jak
potem wrócę żebym przyszedł do ochroniarza co tu będzie siedział to mi otworzy.
No to świetnie! Teraz na legalu wprowadzam sobie rower do pałacu! Chwile temu
wywaliłby mnie na zbity pysk a teraz mój rower odpoczywa w pałacowym budynku.
Ja zabieram wodę, aparat i idę zwiedzać. Niestety po kilku fotach wyczerpują
się baterie w aparacie a drugie zostały zamknięte z rowerem.. Nie wracam się
już żeby gościa nie denerwować tylko robię zdjęcia komórką. Piękny ogród,
fontanny i widok na cały Wiedeń. Warto było się pomęczyć. Na dodatek jest tutaj
darmowe WiiFii więc piszę chwilę z moim szczęściem co się zamartwia o mnie w
Polsce.
No bikes! No bikes!© Krasu
Fota na fb coby wiedzieli że żyję© Krasu
Pałac Schönbrunn© Krasu
Pałac Schönbrunn - za "wodospadem"© Krasu
Altanka ogrodowa ;)© Krasu
Jest już popołudnie i pora powoli
ewakuować się z Wiednia. Wracam do budki ochroniarza a tam Pani w średnim
wieku, która nie bardzo umie angielski. Udaję mi się jednak dogadać i odzyskuje
swój sprzęt. Wyjazd z Wiednia to był koszmar! Znowu ciągłe sprawdzanie gdzie to
ja jestem. Niedaleko Dunaju zaczynam szukać sklepu. Jest Penny Markt ale nie ma
jak dojechać. Musze rower wyprowadzać na most po schodach i wrócić kilkaset
metrów. Tragedia wypchać taki obładowany rower po stromych schodach. Jak wracam
to jeszcze spotykam chyba jakiegoś naćpanego gościa, na szczęście cwaniaczek
mnie nie zaczepia tylko patrzy spode łba. Udaje mi się w końcu odnaleźć ścieżkę
naddunajską. Powoli opuszczam to miasto z jednej strony piękne, ociekające bogactwem
z ciekawą historią a z drugiej jak to w takich miastach bywa, są też dzielnice ohydne,
slumsy z lokatorami spod ciemnej gwiazdy. Za miastem trafiam na fajną
miejscówkę do kąpieli. Wraz z miejscowymi trochę popływałem, wypiłem piwko i
jadę dalej. Niestety zaczyna padać. Chowam się pod mostem, ale miejscówka
zajęta przez rybaka z synem. Trochę za blisko jakiegoś miasteczka żeby zostać
na noc no i zajęte jakby nie było. Przeczekuje największy deszcz i szukam
miejscówki za miasteczkiem. Rozbijam się koło pola kukurydzy. W lasku obok ktoś
urządził sobie ognisko, nie chce mi się już przenosić z namiotem dlatego po
cichutku pakuję się w namiot i zasypiam, chociaż kilka razy budzą mnie odgłosy
z pobliskiej imprezy.
Dobranoc!© Krasu
Dzień 2 – Bratysława, Dzień 4 Donauradweg – kurczak jest wielce OK!
Kategoria Alpy 2014, Długie Wycieczki
Dane wyjazdu:
58.50 km
10.00 km teren
04:13 h
13.87 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura min:21.0
Temperatura max: 42
Podjazdy: m
Kalorie: 1178 kcal
Rower:K r o s s
Alpy 2014 - Dzień 2 – Bratysława
Piątek, 8 sierpnia 2014 · dodano: 25.08.2014 | Komentarze 0
Mój pociąg do Bratysławy odjeżdża o 5:24, dlatego pobudka
dość wczesna. Pogoda nie zapowiadająca się zbyt dobrze, dalej mokro i
deszczowo. Na stacji ciężko dostać się na peron bo mój rower z bagażami nie
chce się zmieścić w windzie. Jakoś udaje mi się go w końcu upchać tak żeby
zamknęły się drzwi i wjeżdżam na peron. Miejsce dla rowerów ma być w 3 wagonie
od końca – to informacja od pani z okienka. Tak też jest ale nie chcą się
otworzyć drzwi do przedziału rowerowego, no trochę lipa. Ale pani konduktor w
końcu mnie zauważa i otwiera mi drzwi, które były zamknięte na klucz. Coś tam
do mnie mówi po słowacku ale nie bardzo rozumiem. Zawieszam rower na wieszaku i
rozkładam siedzenie z boku bo wole mieć sprzęt na oku. Jednak pani konduktor
tłumaczy mi że nie mogę tutaj siedzieć tylko muszę iść do przedziału. No trochę
mnie to martwi, ale co zrobić. Jednak jak wychodzę z tego przedziału
rowerowego, okazuje się że jest on zamykany również od strony wagonu. Także już
spokojny że mój rower jest bezpieczny jadę sobie prawie 4 godzinki do
Bratysławy. Gdzieś w połowie drogi rozpogadza się i świeci piękne słońce.
Wysiadam w Bratysławie i ździwko, nie ma żadnej windy ani nic tylko schody. Nie
będę przecież targać tego po schodach, znajduję przejście służbowe przez tory i
przejeżdżam na stację. Jak to w wielkim mieście pełno ludzi, dworzec tętni
życiem. Pierwsze wrażenie miasta nie za dobre, wszystko wygląda jakby nie było
remontowane dobre 20 lat jak nie lepiej, podobnie jak w Polsce na starych dworcach
PKP. Moją uwagę przykuwa tylko szyld
Dworzec kolejowy© Krasu
Wyjeżdżam na miasto, ulice jeszcze bardziej szare i ponure.
No tak muszę znaleźć centrum miasta, a tu ani planu miasta ani nie mam pojęcia
w której części miasta jestem. Na czuja podjeżdżam trochę główną drogą i jestem
koło pięknego budynku, który okazuje się być pałacem prezydenckim. Do ogrodu
nie można wchodzić z rowerami dlatego zatrzymuję się tylko na kilka fotek i
jadę dalej.
Pałac prezydencki© Krasu
Zaczynam podjeżdżać wąskimi uliczkami pod strome wzgórze, na
którym zauważam zamek. Jak się okazuje to zamek królewski. Znowu zakaz jazdy
rowerem, to prowadzę. Zamek bardzo ładny, z klimatem. Nie czuć zbytniego
przepychu. Widoki z zamkowego wzgórza piękne, w dole Dunaj ze swoimi mostami.
Na dziedzińcu pełno turystów. Podjeżdża jakaś grupka sakwiarzy, widzę polską
flagę to podjeżdżam zamienić kilka słów. Chłopaki jadą z Polskie przez Czechy,
Słowację, Rumunię aż do morza czarnego, po drodze przejeżdżając przez trasę
trans fogarską w Karpatach. Bardzo fajna trasa, urozmaicona i co najfajniejsze
- przez góry. Nie widzę jednak żadnego centrum informacji turystycznej, więc
dalej bez planu miasta zjeżdżam w dół, w kierunku Dunaju. Trafiam jednak w
przepiękne wąskie uliczki, pełne przydrożnych kawiarenek i cudownych starych
kamienic. Starówka Bratysławy bardzo mi się podoba. Kręcę się dość długo po
mieście podziwiając miasto i zażywając słonecznej kąpieli. Na jednym z placów,
koło fontanny spotykam rowerzystę z dalekiego wschodu. Nie rozmawiałem z nim
ale widać po nim że przyjechał tutaj na rowerze.
Zamek królewski w Bratysławie© Krasu
Panorama ze wzgórza zamkowego© Krasu
Siadam na ławce i obserwuję, ciągle coś się dzieje. A to
młoda para ma sesję zdjęciową, a to grupa turystów prowadzona jak stado przez
najważniejsze zabytki. Lubię czasem tak stanąć z boku i obserwować otaczający
mnie świat. Chodź na chwilę wyłączyć się z tej pogoni i zaczerpnąć otaczającego
mnie klimatu.
Bratysława© Krasu
Na następny dzień mam zaplanowany Wiedeń, który jest bardzo
blisko Bratysławy bo tylko kilkadziesiąt kilometrów rowerem. Nie pamiętam
dokładnie może 60 a może 80 kilometrów. Dlatego mam dużo czasu w Bratysławie,
bo nocleg chce znaleźć niedaleko przed Wiedniem aby od rana być już w Wiedniu.
Krążąc jeszcze po mieście, wstępuje na kebaba z funduszy od mojej narzeczonej
przeznaczonego właśnie na dobre jedzenie abym całkiem jako kościotrup nie
wrócił. Oglądam jeszcze kilka zabytków, w tym piękną operę. Powoli odnajduje
ścieżkę rowerową naddunajską, którą to mam zamiar dostać się do Wiednia.
Bajkowa Opera© Krasu
Mutanty w Bratysławie© Krasu
Udaje mi się
jednak uciec, jeszcze tylko kilka spojrzeń na piękny zamek na wzgórzu, na
wiszący most i odjeżdżam. Bratysława bardzo mi się spodobała, chętnie tu kiedyś
wrócę.
Bratysława - most na Dunaju© Krasu
Bratysława - zamek królewski© Krasu
Wyjeżdżam za miasto i krajobraz bardzo szybko zmienia się w
bardziej sielski, wręcz wiejski. A to pola kukurydzy, a to słoneczników, małe
wzgórza i wstęga Dunaju przecinająca krajobraz.
Bardzo szybko wjeżdżam na terytorium Republiki
Austryjackiej. Ścieżka rowerowa oczywiście jest poprowadzona osobno. W jednym
miejscu jednak remontują drogę i przez objazdy towarzyszą mi auta wzbijające
tumany kurzu. Ścieżka bardzo dobrze oznakowana, nie ma problemu z nawigacją.
Kieruje się w stronę małego miasteczka Hainburg. Tam zakupy w Billi i jadę
dalej do naddunajskiego parku narodowego. Malowniczymi terenami wzdłuż wałów,
przeważnie to po wałach dojeżdżam jakieś 10km przed Wiedeń, gdzie w ustronnym
miejscu rozbijam się na noc. Jest nawet miejsce do zażywania kąpieli.
Hainburg© Krasu
Naddunajski park narodowy© Krasu
Miejsce na nocleg w zaciszu starorzeczy Dunaju© Krasu
Kategoria Alpy 2014, Długie Wycieczki
Dane wyjazdu:
123.00 km
0.00 km teren
07:25 h
16.58 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura min:18.0
Temperatura max: 36
Podjazdy:950 m
Kalorie: 3816 kcal
Rower:K r o s s
Alpy 2014 - Dzień 1 - Europejskie żule.
Czwartek, 7 sierpnia 2014 · dodano: 23.08.2014 | Komentarze 6
Tuż po czwartej dzwoni budzik. Czas podnieść cztery litery i
ruszyć w świat. Śniadanko, poranna toaleta i jedziemy! Na rozgrzewkę 3
kilometry na stację PKP w Gromniku. Tam żegnam się z moją ukochaną i sam jadę
dalej. Cała „zastawa” trochę waży, ciężko zapakować w ogóle do pociągu. Dwie
sakwy zapakowane po brzegi plus namiot, karimata i dodatkowe buty na bagażniku.
No ale nic, w sumie standardowe wyposażenie, tyle tylko że nie kupowane
pod wycieczki rowerowe także waga nie była jeszcze wtedy taka ważna, teraz
kupiłbym na pewno lżejszy namiot czy mniejszy śpiwór. Łapię jeszcze kilka minut
snu i już Nowy Sącz.
„Zastawa” którą ciągałem wszędzie ze sobą w PKP, czyli polskiej kolejowej porażce© Kras
Czas ruszać już rowerem w stronę słowackiej granicy. Droga
dobrze mi znana i bardzo fajna wśród Beskidu Sądeckiego doliną rzeki Poprad, z
której odbijam na przejście graniczne w Piwnicznej. W tym całym
szybkim pakowaniu bez jakiejkolwiek listy zapominam oczywiście wziąć kilku
rzeczy. Między innymi zapasowej butli z gazem do kuchenki, tym bardziej że ta w
kuchence turystycznej była już używana i nie wiadomo ile gazu zostało. Pytam na
kilku stacjach benzynowych ale nigdzie nie mają. Droga z Piwnicznej na Słowację
osunęła się w kilku miejscach już kupę lat temu, jak jeszcze jeździliśmy pociągiem
do Piwnicznej i potem z buta darliśmy po tanie piwko, słodycze i inne specjały.
Teraz ceny na Słowacji nie zachęcają do takiej turystyki. Droga jak była w
kiepskim stanie tak jest dalej, wstawiono tylko barierki w miejscach bardziej
niebezpiecznych. Na szczęście budowana jest nowa droga w dolinie, zobaczymy
kiedy oddadzą ją do użytku. Zaraz za Mniskiem nad Popradem zaczyna się pierwszy
bardziej wymagający podjazd. Dobrze tak z rana pobudzić organizm. Pogoda
słońcem nie rozpieszcza ale na szczęście
nie pada.
Słowackie klimaty© Krasu
Na przełęczy budują zapewne jakiś zajazd czy hotel. Bardzo
piękne miejsce widokowe, jednak dzisiaj chmury nie pozwalają pocieszyć oka
widokiem tatr. Zjeżdżam na dół do Starej Lubovnej przyglądając się zamkowi
górującemu nad miastem.
Pierwsze bardziej wymagające podjazdy© Krasu
Dalej trasa
prowadzi przez Podolinec, Spisską Bele, Kezmarok aż do Popradu. Po drodze kilka
ciekawych zamków, kościołów czy nawet meczet. Wyprzedza mnie grupka kolarzy i pozdrawia, słyszę jakby polskie „cześć”. Zatrzymują się na mijance na czerwonym świetle. Podjeżdżam i wymieniamy kilka słów. Okazuje się że to chłopaki z Tarnowa i okolic. Jadą do Zakopanego i z powrotem w jeden dzień. Piękna trasa i piękny dystans. Po drodze robię przerwę na coś
ciepłego koło jednego z zamków z pięknym ogrodem nad rzeką Poprad. Im bliżej
Popradu tym droga coraz bardziej ruchliwa, przeplatająca się z autostradą. W
samym już mieście próbuję znaleźć dworzec kolejowy. Pytam o drogę przechodzącą Słowaczkę
ale nie możemy się dogadać ani po angielsku ani po polsko słowacku. Następna
osoba na szczęście zna dobrze angielski i dzięki jej wskazówką dość szybko
odnajduję dworzec. Jest dość wcześnie i rozważam podróż do Bratysławy jeszcze
tego samego dnia. Jednak przyjechanie do dużego miasta samym wieczorem to nie
za dobry pomysł. Także sprawdzam pociągi na rano i jadę do centrum. Tam chwila
odpoczynku koło fontanny i zaczyna lać.
Słowacka Architektura© Krasu
Wracam na dworzec i rozpętuje się ponad 3 godzinna burza.
Ale jak to na dworcu zawsze coś się dzieje, a to bójka Cyganów, a to żule żebrzące
na piwo. Podchodzi właśnie taka jedna leciwa, bardzo wysuszona kobieta i prosi
po słowacku o 20 centów. Chcąc ją zbyć odpowiadam po angielsku że nie znam
słowackiego. A tu niespodzianka, pani bardzo dobrym angielskim zagaduje do mnie
o 2 euro! Także stawka dla cudzoziemców jest 10 razy wyższa, a żule są już na
poziomie europejskim ;)
Czekam aż burza ustanie i wyjeżdżam za miasto szukać
noclegu. Wioska w stronę tatr okazuje być się bardzo turystyczna i każdy kieruje
mnie do jakiś prywatnych kwater, nie rozumiejąc za bardzo chyba, że chce tylko
rozbić namiot u nich na podwórku. Trafiam też do „dzielnicy” cygańskiej, ale
spadam stamtąd szybko nawet nie fatygując się pytaniami o nocleg. Wracam
kawałek i wjeżdżam pod most nad autostradą, jedyne suche miejsce w okolicy z
równiutkim asfaltowym podłożem. Tutaj przyrządzam kolacyjkę i spędzam noc.
Jedyna niedogodność to czasami budzące mnie odgłosy z autostrady.
Tatry otulone chmurami© Krasu
Alpy 2014 - Dzień 2 - Bratysława.
Kategoria Alpy 2014, Długie Wycieczki
Dane wyjazdu:
57.70 km
0.00 km teren
03:01 h
19.13 km/h:
Maks. pr.:49.50 km/h
Temperatura min:22.0
Temperatura max: 28
Podjazdy:200 m
Kalorie: 1788 kcal
Rower:K r o s s
Gorlice.
Wtorek, 5 sierpnia 2014 · dodano: 05.08.2014 | Komentarze 0
Do Ostrego Koła po kilka rowerowych rzeczy. W powrocie burza i ulewa.Dane wyjazdu:
45.70 km
0.00 km teren
02:20 h
19.59 km/h:
Maks. pr.:53.50 km/h
Temperatura min:25.0
Temperatura max: 35
Podjazdy:479 m
Kalorie: 1446 kcal
Rower:K r o s s
Zakliczyn.
Niedziela, 3 sierpnia 2014 · dodano: 05.08.2014 | Komentarze 0
Poranna przejzżdzka przed upałami. Kategoria Przejażdżki, Pogórza