Info
Ten blog rowerowy prowadzi krasu z wioski Golanka. Mam przejechane 23890.85 kilometrów w tym 1779.10 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.07 km/h i jest mi z tym dobrze.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Grudzień4 - 2
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Październik1 - 0
- 2016, Wrzesień1 - 0
- 2016, Sierpień1 - 0
- 2016, Lipiec4 - 0
- 2016, Maj3 - 0
- 2016, Kwiecień1 - 0
- 2016, Marzec5 - 0
- 2016, Luty2 - 0
- 2016, Styczeń3 - 0
- 2015, Grudzień2 - 0
- 2015, Listopad3 - 0
- 2015, Październik4 - 0
- 2015, Wrzesień3 - 0
- 2015, Sierpień5 - 0
- 2015, Lipiec3 - 0
- 2015, Czerwiec3 - 0
- 2015, Maj3 - 0
- 2015, Kwiecień5 - 0
- 2015, Marzec6 - 1
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń3 - 0
- 2014, Grudzień4 - 1
- 2014, Listopad3 - 4
- 2014, Październik5 - 3
- 2014, Wrzesień4 - 0
- 2014, Sierpień17 - 10
- 2014, Lipiec2 - 0
- 2014, Maj6 - 1
- 2014, Kwiecień5 - 4
- 2014, Marzec8 - 10
- 2014, Luty7 - 6
- 2014, Styczeń6 - 6
- 2013, Grudzień5 - 3
- 2013, Listopad4 - 1
- 2013, Październik13 - 5
- 2013, Wrzesień4 - 2
- 2013, Sierpień10 - 8
- 2013, Lipiec9 - 9
- 2013, Czerwiec12 - 8
- 2013, Maj14 - 5
- 2013, Kwiecień20 - 5
- 2013, Marzec8 - 4
- 2013, Luty5 - 2
- 2012, Grudzień1 - 0
- 2012, Listopad4 - 0
- 2012, Październik16 - 5
- 2012, Wrzesień16 - 1
- 2012, Sierpień16 - 0
- 2012, Lipiec15 - 5
- 2012, Czerwiec10 - 0
- 2012, Maj18 - 7
- 2012, Kwiecień14 - 8
- 2012, Marzec5 - 2
- 2012, Styczeń3 - 1
- 2011, Grudzień3 - 2
- 2011, Listopad4 - 0
- 2011, Październik9 - 3
- 2011, Wrzesień20 - 3
- 2011, Sierpień23 - 10
- 2011, Lipiec14 - 1
- 2011, Czerwiec16 - 4
- 2011, Maj18 - 0
- 2011, Kwiecień10 - 4
- 2011, Marzec18 - 4
- 2011, Luty3 - 2
- 2011, Styczeń4 - 4
- 2010, Listopad11 - 5
- 2010, Październik7 - 0
- 2010, Wrzesień14 - 1
- 2010, Sierpień17 - 2
- 2010, Lipiec17 - 1
- 2010, Czerwiec16 - 8
- 2010, Maj12 - 0
- 2010, Kwiecień14 - 0
- 2010, Marzec9 - 1
- 2010, Luty2 - 0
Dane wyjazdu:
73.90 km
35.00 km teren
04:14 h
17.46 km/h:
Maks. pr.:58.00 km/h
Temperatura min:16.0
Temperatura max: 28
Podjazdy: m
Kalorie: 2298 kcal
Rower:K r o s s
Liwocz
Niedziela, 7 września 2014 · dodano: 08.09.2014 | Komentarze 0
Liwocz zółtym z Brzanki w 3 osobowym składzie. Opis póxniej. Kategoria Długie Wycieczki, Pogórza
Dane wyjazdu:
67.80 km
0.00 km teren
03:17 h
20.65 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura min:16.0
Temperatura max: 42
Podjazdy:350 m
Kalorie: kcal
Rower:K r o s s
Zakliczyn i Tuchów.
Piątek, 5 września 2014 · dodano: 06.09.2014 | Komentarze 0
Transportowo do Zakliczyna i na siatkówkę do Tuchowa.Piękny czerwony grzyb© Krasu
Kategoria Pogórza, Przejażdżki
Dane wyjazdu:
47.40 km
24.00 km teren
03:33 h
13.35 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h
Temperatura min:17.0
Temperatura max: 31
Podjazdy:950 m
Kalorie: 1510 kcal
Rower:K r o s s
Powrót w teren!
Środa, 3 września 2014 · dodano: 05.09.2014 | Komentarze 0
Koniec wycieczek asfaltowych, przełożyłem spowrotem oponki na terenowe także czas pojeździć po lasach. Na przywitanie jakże by inacze ja knie Brzanka a potem odrazu Ostry Kamien i Gilowa Góra. Kilka skrzynek GC znalezionych w tych rejonach i powrót standardowo przez Cisie, po drodze mijając trasę tegorocznych mistrzostw polski MTB w Lubaszowej. Musze tam podjechać i pojeździć po tych ścieżkach więcej.Poranne łowy© Krasu
W lasach pełno grzybów© Krasu
Nci tylko zbierać© Krasu
Kategoria GC, Krótkie Wycieczki, Pogórza
Dane wyjazdu:
331.10 km
1.00 km teren
15:07 h
21.90 km/h:
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura min:4.0
Temperatura max:
Podjazdy:510 m
Kalorie: 1038 kcal
Rower:K r o s s
Sandomierz nad Wisłą.
Piątek, 29 sierpnia 2014 · dodano: 30.08.2014 | Komentarze 1
Taką dłuższą wycieczkę planowałem już dawno. W tamtym roku jakoś tak zleciało że się nie wybrałem. Dlatego jak się nadarzyła okazja w tym roku, to długo się nie zastanawiałem. Czemu Sandomierz ? Chciałem zobaczyć z rowerowego siodełka trochę Polski tej bardziej równej. Uwielbiam góry i moje pogórze dlatego głównie po nich jeżdżę. A Sandomierz był akurat w takiej odległości że wychodziło około 300km co było moim celem, a dodatkowo to bardzo piękne królewskie miasto.Sandomierz nad Wisłą© Krasu
Pogoda na dzisiaj miała być. I była. Wstaję o 5 rano, śniadanie itp, reszta pakowania i wyjeżdżam dopiero przed 6. O masakra jakie zimno, wyjechałem w bluzie ale zaraz na 1 przystanku ubieram też wiatrówkę. Dobrze że wziąłem, a nie zdecydowałem jechać się bez bagażu. Temperatura koło 3 może 4 stopni celcjusza. Jedzie się trochę sztywno, dopiero za Tuchowem podjazd mocniejszy to i cieplej się zrobiło. Jadę na Pleśną, potem do Tarnowa i prosto na Mościce. Niebo czyściutkie, nie licząc smogu z Azotów. Do Żabna droga dość ruchliwa, potem odbijam w kierunku Borusowej gdzie nie ma mostu tylko prom. Droga bardziej boczna to ruch znikomy i jedzie się wyśmienicie. Przed samą Wisłą odbijam w kierunku Szczucina. Lekki wiaterek w plecy, po prostu się płynie. W Szczucinie pierwszy postój, zjadam jakieś drożdżówki, ściągam ciepłe ciuchy i już na krótko ruszam dalej. Zaraz za miastem most na Wiśle i wjeżdżam w województwo Świętokrzyskie! Tu mnie jeszcze nie było.
Most na Wiśle za Szczucinem© Krasu
Wisełka© Krasu
Szwagrów, tylko ilu ?© Krasu
Sandomierz nad Wisłą - poczta© Krasu
Sandomierz nad Wisłą© Krasu
Sandomierz nad Wisłą© Krasu
Sandomierz nad Wisłą© Krasu
Sandomierz nad Wisłą© Krasu
Przerwa w Radomyślu Wielkim© Krasu
Ubieram kamizelkę odblaskową, którą kupiłem na stacji bo oczywiście zapomniałem zabrać z domu. Do Radomyśla Wielkiego jadę główną drogą, ruch już trochę mniejszy, da się przeżyć. Droga zaczyna się ciągnąć, mało sił. Średnia spada coraz bardziej. W drugą stronę jechałem koło 30km/h, teraz już ledwo między 15 a 20. Odbijam w stronę Jodłówki-Wałki. A tam niespodzianka zamknięta droga pod torami. Na szczęście rowerem da się przejechać i jestem niedługo koło "czwórki". To już prawie w domu. Jeszcze tylko kilka tych nieszczęsnych podjazdów przed Tuchowem. W Zalasowej lekki kryzys, ledwo jadę. Za to jak już zjechałem do Tuchowa to wstąpiły we mnie nowe siły. Kilkanaście minut po północy dojeżdżam do domu. Padnięty ale szczęśliwy z powodu wykręcenia nowej życiówki!
Kategoria Długie Wycieczki
Dane wyjazdu:
77.40 km
0.00 km teren
03:47 h
20.46 km/h:
Maks. pr.:49.50 km/h
Temperatura min:
Temperatura max:
Podjazdy:769 m
Kalorie: 2307 kcal
Rower:K r o s s
Tarnów.
Czwartek, 28 sierpnia 2014 · dodano: 30.08.2014 | Komentarze 0
Do Tarnowa na rowerze. Troche na zakupy, troche sie poplątać. W powrocie kilak skrzynek GC i oczywiście obowiązkowa siatkówka w Tuchowie.Panorama ze Słonej Góry© Krasu
Kategoria GC, Krótkie Wycieczki
Dane wyjazdu:
41.00 km
1.00 km teren
02:04 h
19.84 km/h:
Maks. pr.:52.00 km/h
Temperatura min:16.0
Temperatura max:
Podjazdy:487 m
Kalorie: 1904 kcal
Rower:K r o s s
Zakliczyn.
Poniedziałek, 25 sierpnia 2014 · dodano: 26.08.2014 | Komentarze 0
Przejażdżka coby wykorzystać okno pogodowe. Nieźle daje popalić ostatnio deszczem. Zakliczyn przez Brzozową, powrót przez Polichty żeby zaliczyć nowy podjazd. Z powrotem powrót też nieznaną drogą z gromnika gór na szydłówki. Kategoria Pogórza, Przejażdżki
Dane wyjazdu:
55.30 km
0.00 km teren
02:38 h
21.00 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura min:
Temperatura max:
Podjazdy: m
Kalorie: 1711 kcal
Rower:K r o s s
Rozruch.
Środa, 20 sierpnia 2014 · dodano: 23.08.2014 | Komentarze 0
Po odpoczynku lekki rozruch. Ciężkowice, Bobowa i okolice. Kategoria Przejażdżki
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura min:
Temperatura max:
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:K r o s s
Alpy 2014
Niedziela, 17 sierpnia 2014 · dodano: 31.08.2014 | Komentarze 0
Już od dłuższego czasu chodziła mi po głowie myśl aby pojechać na jakąś dłuższą wycieczkę rowerem. Zapakować sakwy i po prostu pojechać w nieznane. Czytając różne relacje z wypraw zazdrościłem ludziom takiej frajdy, przy okazji dowiadując się wielu ciekawych rzeczy. Widziałem wiele zdjęć z różnych zakątków świata. Zawsze ciągnęło mnie w górki, mając do wyboru dojazd do jakiegoś miejsca przeważnie wybierałem trasę przez górki, chociaż można było dojechać tam łatwiej i szybciej. Dlatego w mojej głowie zagnieździł się pomysł aby jechać rowerem w Alpy. Chodziły też myśli aby pojechać w ciepłe Bałkany i Chorwację czy też spróbować swoich sił w Karpatach na trasie Trans fogarskiej. Jednak Alpy to Alpy, najwyższe góry w Europie warto byłoby zobaczyć chociaż cząstkę nich. Przeglądając różne mapy, próbując zaplanować jakoś trasę kilka miejsc przykuło moją uwagę. Szczególnie Großglockner Hochalpenstraße ze swoją przełęczą Hochtor (2504m n.p.m.) i punktem widokowym Edelweissspitze kilkadziesiąt metrów wyższym. Podobno to najwyżej położona droga w Alpach Austryjackich, zresztą bardzo popularna i płatna dla aut i motocykli. Ale za piękne widoki warto zapłacić, rowerzyści natomiast płacą swoim trudem i potem. Nie przepadam za wielkimi aglomeracjami ale będąc już w pobliżu warto byłoby wstąpić do Wiednia i Bratysławy. Słyszałem również że wzdłuż Dunaju jest bardzo fajna trasa rowerowa, ciągnąca się aż do morza czarnego. Postanowiłem więc wykorzystać fragment tej trasy i tak oto w głowie narodził się wstępny plan trasy. Szkoda było mi czasu na jazdę po już znanych mi dobrze terenach także niektóre odcinki postanowiłem podjechać pociągiem. Plan był taki aby zacząć jechać w Nowym Sączu, do przejścia granicznego z Piwniczną, potem do Popradu. Stamtąd pociągiem do Bratysławy i już całkiem przesiąść się na rower. Do Wiednia trasą naddunajską i potem dalej tą trasą w stronę Linz, gdzie odbić w dolinę rzeki Traun poprzez jedno z tzw. jezior Salzburkich (Traunsee). Pokonać przełęcz i dostać się do doliny rzeki Salzach. Poprzez Bischofhofen dostać się do Großglockner Hochalpenstraße a następnie wrócić południową częścią Austrii do Bratysławy skąd zapakować się w pociąg do Popradu i wrócić podobnie jak zaczynałem. Do końca nie wiedziałem czy będę mieć czas na taką wycieczkę, dlatego jak się okazało że mogę jechać to na szybko się spakowałem. Wielu rzeczy nie zdążyłem przygotować i kupić. Miałem ze sobą tylko dwie mapy samochodowe w niezbyt dokładnej skali tj. mapę Słowacji i Austrii. Ale taka okazja mogła się nie powtórzyć, także trochę na wariackich papierach ale pojechałem! Co z tego wyszło można przeczytać w tej relacji, zapraszam!
Linki do poszczególnych dni relacji:
Dzień 1 - Europejskie żule.
Dzień 2 - Bratysława.
Dzień 3 - Wiedeń - zagubione pranie.
Dzień 4 – Donauradweg – kurczak jest wielce OK!
Dzień 5 - Doliną rzeki Traun – szmaragdowa woda.
Dzień 6 - Deszcze niespokojne.
Dzień 7 - Ręcznik zdrajca!
Dzień 8 - "D-day".
Dzień 9 - Bonus słoweńsko-włoski.
Dzień 10 - Home, sweet home.
Kategoria Długie Wycieczki, Alpy 2014
Dane wyjazdu:
88.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura min:
Temperatura max:
Podjazdy:140 m
Kalorie: kcal
Rower:K r o s s
Dzień 10 – Home, sweet home.
Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 18.01.2015 | Komentarze 0
Nad ranem zwijam swoje tobołki i
pakuję się do pociągu. Rower ma miejscówkę całkiem gdzie indziej niż ja, w
innym wagonie całkiem. Ale udaje mi się go zapakować do mojego wagonu i
konduktor spoko nic nie narzeka tylko podbija miejscówkę. Takim oto sposobem
opuszczam Alpy. Nie powiem bo dały mi w kość, szczególnie tą pogodą. Ale to
kolejny powód by tu wrócić i zmierzyć się z nimi jeszcze raz!
Villach – stacja kolejowa© Krasu
Po drodze do Wiednia dosiada do mnie pewien szwajcar. Bardzo wygadany gość. Przez kilka godzin wiedziałem o nim więcej niż o nie jednym znajomym. Jest podobno fotografem, jeździ z różne zakątki naszego globu i fotografuje. Najbardziej przyciąga go las tropikalny. Z tego co opowiadał to był już chyba na wszystkich kontynentach. Po pewnym czasie męczy mnie już ta rozmowa, bo chciałbym w spokoju rzucić ostatni raz okiem na Alpy. W Wiedniu wita mnie znowu piękna pogoda. Mam problem z wydostaniem się na ścieżkę naddunajską, którą chce dotrzeć do Bratysławy i jeszcze dziś wsiąść do pociągu do Popradu. Dobrze że miasto nie było jeszcze tak zakorkowane. Jakoś udaje mi się w końcu trafić na właściwą drogę, co nie było takie proste, bo nie miałem planu Wiednia i jechałem na azymut. Znaną mi już ścieżką pociskam ile tylko mam sił. Dopadłem nawet jednego gościa na szosówce i trzymałem się niego ile tylko mogłem. Nigdy tak szybko nie jeździłem na rowerze z sakwami. No ale nie chciałem się spóźnić na pociąg. Wyczerpany do reszty wpadam do centrum Bratysławy i prosto na dworzec kolejowy, mój pociąg odjechał 10 minut temu… No nic następny jest za 2 godziny, trudno. Zjem przynajmniej jakiś dobry kebab. A tu zonk, dziś sobota to Turki mają pozamykane.
Wiedeń – zawsze piękny© Krasu
Pociągiem dojeżdżam do Popradu. Jest już późno ale jest jeszcze jeden pociąg do Starej Lubovnej. Czekam na stacji i robie się coraz bardziej zaniepokojony. Z wszystkich stron coraz więcej schodzi się cyganów. Targają ze sobą tobołki pełne jakiś śmieci. Dzieci żebrzą o kasę. Wszyscy brudni i śmierdzący. Mam dziwne przeczucie że czekają na ten sam pociąg. Na stacji jest niby policja, ale widać że się ich boją. Ktoś tam do nich mówi żeby zrobili z nimi porządek, ale policjanci raczej się po prostu zmywają. I się nie mylę. W przedziale dla podróżnych z większym bagażem jestem ja, mój rower, jakiś 2 Słowaków i całe stado cyganów, którzy piją, w karty grają i generalnie śmierdzą. To mi się trafiła przejażdżka w środku nocy. Po trochę wysiadają na pobliskich stacjach. Dojeżdżam szczęśliwie do mojej stacji, a tam czeka na mnie już moje Szczęście i odwozi mnie bezpiecznie do domu.
Dzień 9 - Bonus słoweńsko-włoski.,
Kategoria Alpy 2014, Długie Wycieczki
Dane wyjazdu:
96.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura min:
Temperatura max:
Podjazdy:1580 m
Kalorie: kcal
Rower:K r o s s
Dzień 9 – Bonus słoweńsko-włoski.
Piątek, 15 sierpnia 2014 · dodano: 18.01.2015 | Komentarze 0
Pierwszy pociąg odjeżdża jeszcze
przed 5, także długo nie pospałem. Szybki zakup biletu w automacie i pakuję się
do podstawionego pociągu. Trochę ciężko zapakować taki zestaw do pociągu ale
jakoś daję rade. Sprawnie dojeżdżamy do Villach, tam mam mieć przesiadkę do
Wiednia na stacje Meidling, bo główny dworzec jest w remoncie. Sprawdzam
pociągi i już zaraz podjeżdża piękny szybki pociąg. Rozglądam się za
przedziałem dla rowerów ale nie widzę. Pytam konduktora gdzie jest przedział
dla rowerów. I tu szczęka mi opada. Okazuje się że ten pociąg nie zabiera
rowerów a następny zabierający rowery jest jutro rano… Bo jest tylko jeden
pociąg z rana który zabiera rowery i trzeba wykupić wcześniej miejscówkę na
rower. No to jestem w kropce. Bilet na dziś kupiony za grube eurasy (kolej w
Austri jest bardzo droga, za bilet z Lienz do Wiednia zapłaciłem ponad 70
euro), a tu nie pojadę. W okienku kasy dopytuję się o wszystko. Okazuje się że
jest popołudniu pociąg co zabiera rowery ale na inny dworzec do Wiednia. Tylko
że on będzie we Wiedniu całkiem wieczorem co jest dla mnie bez sensu. Nie
zamierzam przecież spać w hotelu. Ani to podjechać dziś kilka stacji bo bilet i
tak kupiony, ani to czekać na pociąg do jutra. Studiuje mapę i oto jest pomysł!
Kupuję miejscówkę na rower na jutrzejszy poranny pociąg i jadę za miasto.
W porannym pociągu© Krasu
Z rana centrum Villach jest opustoszałe© Krasu
Mam problem ze znalezieniem odpowiedniej wylotówki, ale z pomocą miejscowych jakoś się udaje. Niestety wszystkie sklepy są pozamykane bo dziś święto, a ja kiepsko stoję z prowiantem. Postanowiłem spróbować się z jeszcze jedną przełęczą i pojechać do Słowenii. Gdy już wyjechałem z miasta znalazłem świetną miejscówkę na śniadanko, na ławeczkach koło kapliczki, do słoneczka. Aż nie chciało się jechać dalej, ale przełęcz czeka. I to nie byle jaka, może nie jakoś strasznie wysoka bo tylko 1073m n.p.m. za to nadrabia nachyleniem. Stoją nawet znaki aby zredukować bieg w aucie na jedynkę. Zapowiada się ciekawie. I jest! To był zdecydowanie najbardziej stromy podjazd jaki w życiu jechałem. W nogach czułem piekło, jakby mi wszystkie mięśnie przypalali na ogniu. Ale nie, nie będę przecież prowadzić, nie od tego mam rower. Co kilka metrów staję. Ciężko jest ruszyć, czasami wręcz ściąga mnie w dół. W końcu jest, widzę tablicę z nazwą przełęczy, co zwiastuje koniec mordęgi. Na przełęczy jest muzeum wojskowe, jakieś bunkry z czasów wojny. Niestety nie mam na zwiedzanie czasu i jadę dalej. Wita mnie Słowenia. Zjeżdżam do doliny i skręcam w kierunku Włoch. Tak, właśnie jadę do Włoch! Po drodze widzę kierunkowskaz na „Planicę”. Wąska dróżka prowadząca w głąb doliny. Czy to możliwe żeby to była ta Planica słynna z mamucich skoczni ? No nic, trzeba to koniecznie sprawdzić. Odbijam w dolinę i po kilku kilometrach dojeżdżam pod skocznie. Tam nie ma nic, żadnych sklepów, hoteli, skrzyżowań. No po prostu nic, tylko jeden sklepik z pamiątkami i piękne skocznie. Na jednej z nich trwa jakiś trening. Największa jest w przebudowie. Rozkładam kuchenkę gazową i gotuję obiad w Planicy pod skocznią :D
Pogoda trochę się poprawia© Krasu
Stromy podjazd na przełęcz© Krasu
Kolejna zdobyta przełęcz© Krasu
Slovenija, tutaj mnie jeszcze nie było© Krasu
U nas siano się kopiło, tutaj wieszają pod dachem na przewiewie© Krasu
Kompleks skoczni narciarskich w Planicy© Krasu
Wracam do głównej drogi i kontynuuję podróż na zachód. Bardzo szybko dojeżdżam do granicy. Tak udało się, zajechałem rowerem do Włoch! Po przekroczeniu granicy jakby inna rzeczywistość. Budynki i domostwa w takich sielankowych kolorach. Takie opustoszałe wioski w górach. Jakby czas się tutaj zatrzymał. A z drugiej strony bardzo dobre ścieżki rowerowe i przykład kunsztu inżynierów, którzy w tak trudnym terenie przeprowadzili autostradę i linię kolejową. Dojeżdżam do włoskiego miasteczka Tarvisio, trasa rowerowa wiedzie nad miastem, całe miasto zbudowane jakby na stoku góry. Nagle z nieba leje się strumieniami, ulewa jak nie wiem co. Chowam się pod krzakami ale niewiele to daje. Jak szybko przyszła, tak szybko i odeszła. Kręcę się chwile po mieście. Trafiam akurat na jakiś festyn. Pełno kramów z chałupniczymi wyrobami, tradycyjne jedzenie, po prostu znowu sielanka. Czuć jakiś taki fajny klimat, jest dopiero po południu a wszyscy zrelaksowani, śmiejący się, cieszący życiem. Pięknie.
Buongiorno Italia© Krasu
Okiennica z serduchem© Krasu
Infrastruktura we Włoszech© Krasu
Tarvisio…© Krasu
….wita mnie ulewą© Krasu
Ciekawe czy by się zamienili rowerami zemną ?© Krasu
Oj zjadłby takiego chleba© Krasu
Domowe robótki© Krasu
Jakoś tak przyjemnie w tych Włoszech, jak w domu. Ale niestety czas nagli. Nie mogę się spóźnić na poranny pociąg do Wiednia. Odnajduję ścieżkę rowerową prowadzącą powrotem do Villach, tym razem bezpośrednio do Austrii. Po drodze spotykam Antonio, który jedzie ze swoich rodzinnych stron do Polski, a konkretnie do Auschwitz. Chociaż Antonio nie zna chyba ani jednego słowa po angielsku, to na migi się jakoś dogadujemy. Jedziemy razem aż do granicy. Tam łapie nas znowu ulewa. Chwile czekamy ale Antonio stwierdza, że jedzie bo musi jeszcze znaleźć jakiś hostel w Villach. Ja postanawiam przeczekać deszcz. Gdy trochę odpuściło jadę dalej. Niestety potem znowu ulewa. Już mi wszystko jedno i tak jestem przemoczony. Jadę w deszczu na stację kolejową w Villach. Tam upatrzyłem sobie wcześniej fajną miejscówkę, w oddzielonej poczekalni. Suszę rzeczy i czekam na poranny pociąg. Gdy wieczorem rozkładają się do spania inni podróżni, ja robie to samo. Karimata i śpiwór na ziemię i miejscówka jak w hotelu. Oprócz mnie nocuję tutaj pewnie z kilkanaście osób z plecakami i śpiworami. Jedni przychodzą, inni odchodzą. Coś cały czas się dzieje.
Antonio jedzie do Auschwitz© Krasu
Dzień 8 - "D-day", Dzień 10 - Home, sweet home.
Kategoria Alpy 2014, Długie Wycieczki